Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2016, 20:29   #1
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
[D&D 5 ed. FR, 18+] Wywyższony Dom

Wywyższony Dom

Akt I

„W Pół Drogi”

[media][/media]

Szaleństwem jest wykonywanie tej samej czynności, każdorazowo oczekując odmiennych rezultatów. Idąc tym tropem, całe wasze dotychczasowe życie zakrawało o szaleństwo. Każdy z was podjął decyzję, bądź spotkał się z przeszkodą, która na zawsze zmieniła jego los. Każdy też nadaremnie próbował go odmienić. Wasze życie zostało podporządkowane gonitwie za czymś nieuchwytnym; za błędnym ognikiem, który ciągnął was w coraz to mroczniejsze i bardziej zdradliwe bagniska. Ileż można wytrwać, wciąż odbijając się od zamkniętych drzwi i ślepych zaułków? W waszym przypadku odpowiedź jest możliwa do udzielenia. Przynajmniej z wyjątkiem jednego z was.

Wasze drogi miały się skrzyżować. Wyzuty z człowieczeństwa głos Herolda wyraźnie pobrzmiewał w waszych głowach:
Opuść swój dom i znajdź pozostałych Pielgrzymów.
Powiedziano też: „Dwieście czterdziesta szósta Pielgrzymka”. Czyżby scenariusz się powtarzał?

Cóż pozostało wam uczynić? Jakiej kolejnej brzytwy szukać? Nawet gdyby wasza droga okazała się daremna, kupiliście sobie bezcenny czas nadziei. Chcieliście gromu z jasnego nieba? Oto i on - proszę bardzo. Oby ten piorun obudził wasze zastygłe w czasie serca do bicia, a nie zamienił was w kupkę skwierczącego popiołu.

Wasza droga rozpocznie się w gospodzie „W Pół Drogi”, znajdującej się pomiędzy Wzgórzami Szarego Płaszcza i Zapomnianym Lasem.
Herold nie mógł wyrazić się jaśniej. Kiedy po burzy myśli w końcu wyruszyliście w podróż, prędko spostrzegliście, jak wszystko misternie zaplanowano. Po krótkim przestudiowaniu mapy, okazało się, że z w i a s t o w a n i e Herolda, a dzień równonocy jesiennej, dzieli dokładnie tyle czasu, ile potrzeba do pokonania odległości dzielącej wasze aktualne miejsce pobytu, a odległą karczmę. Okres wyliczony co do doby, a może nawet co do godziny. Prędko też doszliście do wniosku, że nawet wyjątkowo krótkie chwile namysłu, które poprzedzały waszą zwariowaną wyprawę, mogły doprowadzić do spóźnienia. Wystartowaliście z opóźnieniem, które musieliście nadrobić już na trakcie. Czy inne, czekające na was przygody zostały uwzględnione? Czy Pan Wywyższonego Domu potrafił przewidzieć w s z y s t k i e zmienne i niewiadome? Czy uwzględnił je w waszej marszrucie? Czy jest bogiem?

A także najważniejsze pytanie z nich:
Czy zdążycie?

Na jedno z nich już poznaliście odpowiedź. Deszcz siekł okoliczne zarośla, zamieniając udeptany trakt w potok błota. „W Pół Drogi” okazało się nie samotnym budynkiem, a kompleksem zabudowań, składających się z dwóch skrzydeł samej gospody, strażnicy, sporej stajni, kuźni oraz odkrytej studni z żurawiem, wszystko otoczone wysokim na metr z hakiem ostrokołem. Przez grube, przydymione szkło sączył się blask, zaś z kominów uchodziły smużki prędko rozwiewanego dymu. Był wieczór, a w ciele czuliście każdy pospiesznie pokonany kilometr.

Chwilę później siedzieliście już przy jednym z okrągłych stolików, rozglądając się nerwowo w koło. Podróżnych (i to doprawdy różnej maści) było mnóstwo, tajemnych postaci w złotych maskach całkowity brak, a koniec dnia zbliżał się wielkimi krokami.

***

Kiedy do środka weszła skryta pod przemokniętym płaszczem postać o dziwnej, nieprzypominającej ludzką sylwetce, zrozumieliście, że tego wieczora zaczną dziać się rzeczy nieprawdopodobne. Pod wpływem przeciągu drzwi zamknęły się dość gwałtownie, a jednak żaden z was nie usłyszał huku. Wnętrze i postacie zgromadzone wokół was zaczęły tonąć w gęstej, atramentowej czerni. Dźwięki gwarnej gospody wyblakły, rozmyły się, aż w końcu całkowicie ucichły. Poczuliście znajome uczucie rozciągnięcia się przestrzeni, zupełnie jakbyście zatonęli w nieograniczonej niczym pustce. Bezdennej, odrealnionej szczelinie, p r z e p a ś c i z której nie ma wyjścia. Jedynymi materialnymi punktami w tym oceanie mroku było sześć sylwetek podróżnych (w tym dziwny przybysz) oraz okrągły stół wraz z siedmioma krzesłami. Zasłany był purpurowym obrusem, na którym wyhaftowano złotą maskę zawierającą jedynie otwór na usta. Stół unosił się w przestrzeni, bądź stał na niedostrzegalnej dla was płaszczyźnie. Tak czy inaczej, wyglądał stabilnie.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki krzesła odsunęły się, a ciszę przeszył znany wam, matowy głos.
- Czas na ostatnią i pierwszą zarazem, wieczerzę. Zajmijcie miejsca i wysłuchajcie wieści od Pana Wywyższonego Domu.

Jakiś półnagi wielkolud, ze skórą niemal w całości pokrytą bliznami i tatuażami warknął pod nosem niczym pies. Rozejrzał się w obie strony, rozrzucając przy tym długie, czarne jak smoła kudły. Bez dalszej zwłoki ruszył w kierunku stołu. Oprócz niego dostrzegliście słonecznego elfa, którego złote włosy i zbroja zdawały się lśnić nawet w tym absolutnym mroku, oraz gnoma w średnim wieku, któremu towarzyszył dorodny bernardyn. Na grzbiecie psiaka znajdowało się niemowlęce łóżeczko.
 

Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 03-06-2016 o 14:47.
ObywatelGranit jest offline