Kiedy Nevar ściągnął z swej głowy kaptur oczom podróżnych ... czy też raczej pielgrzymów ukazał się ptasi dziób. Żywe, młode oczy lustrowały wnętrze karczmy i pozostałych jej gości z nieskrywaną ciekawością. Widać było , że jego ubranie choć solidne, naznaczone było wieloma podróżami. Dla każdego kto choć trochę znał się na fizjonomii aarakocr - było to dość dziwne gdyż sam osobnik wyglądał na młodego przedstawiciela swego gatunku.
Skórzany pancerz opinał jego tułów i jak nie trudno się było domyśleć - podobnie jak ubraniu, był szyty specjalnie pod aarakocrę - z odpowiednim wycięciem na skrzydła. Te nie rzucały się tak bardzo w oczy - przynajmniej dopóki były złożone, nie trudno się jednak było domyśleć , że przy rozmiarze tego osobnika i one musiały mieć niesamowitą rozpiętość.
Przy boku przepasany miał rapier i bicz. Z drugiej strony tarczę. Przez plecy przewieszony długi łuk z kołczanem pełnym strzał. Skinął głowa w geście pozdrowienia, ciekaw co przygnało pozostałych w tą zapewne bardzo niebezpieczną wyprawę. Nie odważył się jednak spytać. Oznaczało by to, że prędzej czy później sam musiałby opowiedzieć o własnych powodach, a raczej nie zamierzał się z tego zwierzać grupie obcych mu osób.
Usiadł przy stole co jakiś czas rzucając spojrzenie w kierunku bernardyna , był on zapewne wierzchowcem gnoma, jednak aarakocra nie mógł oprzeć się pokusie spoglądania nań jak na zdobycz do upolowania. Z pewnością dobrze smakował na surowo...