Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2016, 19:56   #6
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
W miarę jak zajmowaliście miejsca przy stole, szczegóły wyglądu towarzyszących wam osób stawały się coraz wyraźniejsze.

Wiele uwagi przykuwał muskularny mężczyzna, o skórze gęsto pokrytej bliznami i tatuażami. Nosił maskę zasłaniającą pół twarzy (czy raczej perwersyjny kaganiec), która żelaznymi prętami odgradzała jego usta od krtani potencjalnych wrogów. Nie miał zbroi, ani hełmu - na jego odzienie składały się podkute czarne buciory, zniszczone karwasze, plecak, skórzana tunika oraz ciężki pas, ze srebrną klamrą w kształcie węża połykającego własny ogon. Ponadto na plecach dźwigał potężne toporzysko, przypominające raczej broń kata, niż oręż przeznaczony do walki.

[media][/media]

Jego tatuaże przedstawiały diaboliczne postacie obrywające ze skór drących się w niebogłosy nieszczęśników, piekielne rozpadliny, z których na świat starały się wydostać odnóża niewypowiedzianych koszmarów. W centralnym miejscu klatki piersiowej znajdował się zakończona pazurami czarna dłoń - symbol boga tyranii Bane’a.

Wspomniany już słoneczny elf stanowił fizyczne przeciwieństwo wytatuowanego brutala. Roztaczał wokół siebie aurę szlachetności oraz dumy. Miał miedzianą, wchodzącą w brąz karnację i bursztynowe oczy. Jego twarz była smuklejsza, bardziej pociągła i o ostrzejszych rysach, niż u zwykłego człowieka. Opadające na ramiona złote włosy podtrzymywał diadem. Jego ciało chroniła wspaniała zbroja, złożona z wielu nachodzących na siebie płyt w odcieniach złota i mosiądzu, ściśle dopasowana do jego sylwetki. Miał tarczę oraz lekko wygięty, długi miecz. Kiedy zbliżał się do okrągłego stołu, zdawał się raczej płynąć niż iść.

Zerknął to na Kelvena, to na wytatuowanego brutala i wyraźnie zmrużył powieki.

Najmniej rzucającym się w oczy pielgrzymem naturalnie okazał się gnom. Większość z was nie miała zbyt wiele do czynienia z przedstawicielami tej rasy - ba, nie byliście do końca pewni czy przypadkiem nie jest on niziołkiem. Jego proweniencję zdradzały raczej szczegóły - gęsta, sięgająca mostka broda, bardziej baryłkowata niż patykowata budowa ciała i pełne policzki. Nosił skórzany pancerz, który aktualnie był rozpięty, ukazując kamizelę w czerwono-niebieską kratę. Na głowie miał łowczą czapkę z bażancim piórkiem, a przez ramię przerzuconą torbę podróżną. Jego broń stanowiły pokaźnych rozmiarów kusza, oraz przypasany myśliwski nóż - nie licząc rzecz jasna rosłego bernardyna. To właśnie ten element najbardziej was zaintrygował. Na wielkim psie (o wiele większym od gnoma) znajdowało się coś na kształt siodła połączonego z łóżeczkiem. W środku gaworzył i wymachiwał rączkami berbeć, który najwyraźniej miał w głębokim poważaniu otaczający was nieziemski mrok.

Ciszę przeszyło pytanie Chassa. Nagle, za siedzącym naprzeciw niego Nevarem pojawiła się istota w purpurowej (jak obrus) szacie, ze złotą maską na twarzy. Jej zasuszone wargi rozchyliły i ponownie rozbrzmiał głos:
- Czyż nie wierzysz... - Nevar gwałtownie obrócił się przez ramię, niemal nie spadając przy tym krzesła. Herolda już tam nie było - teraz pojawił się za plecami Chassa.
- ...że Pan Wywyższonego Domu ma moc by spełnić twoją prośbę, Pielgrzymie? Czy myślisz, że Lord Gaziel nie usłucha jego głosu? Czy chcesz dalej t r a c i ć? - ostatnie słowo wypowiedział niemal szeptem i był to chyba pierwszy raz, kiedy słyszeliście by Herold modulował swój głos.

Teraz istota w purpurowych szatach pojawiła się za plecami słonecznego elfa. Ten drgnął odruchowo, ale powstrzymał się przed odwróceniem się.
- Ci, którzy wzięli udział w Pielgrzymce albo zginęli podczas drogi, albo zostali zgładzeni po wysłuchaniu ich próśb, albo osiągnęli to, czego poszukiwali przez całe swoje życie. Nikt nie otrzymał drugiej szansy. Każdy jest oceniany wedle swojego postępowania. Pan Wywyższonego Domu czeka i obserwuje. Nie pochodzi z Abeir-Torilu. Przybył tu jako uciekinier, zanim wasz świat wydostał się z panowania wielkich smoków.

Chwilowo zamilkł, ponownie zmieniając miejsce swego położenia. W powietrzu królowała balsamiczna woń jego ciała. Bogowie raczą wiedzieć co skrywało się pod kapłańską szatą i złotą maską.
- Waszym następnym przystankiem w Pielgrzymce jest Evereska. Szukajcie Herolda przy Białym Grobie.
Sylwetka Herolda rozpłynęła się w powietrzu i jego głos znów dobiegał z mroku:
- Żeby dostać się do Warownego Domu, musicie podróżować w towarzystwie jego mieszkańców, albo przybyć na zaproszenie jego gospodarzy. Tak się składa, że akurat w dzisiejszą noc, w tej gospodzie znajdują się osoby, które mogłyby wam pomóc

Część otaczającej was ciemności rozproszyła się, ukazując podobny do waszego, okrągły stół. Siedzieli przy nim trzej, dobrze uzbrojeni elfowie. Ich jasna karnacja i ciemne włosy, wskazywały na to, że musiała być to podrasa księżycowa - inaczej zwana srebrną. Mieli na sobie matowe koszulki kolcze, ciemne płaszcze i równie ciemne chusty przesłaniające usta (aktualnie zwinięte na szyi). Każdy z nich nosił na plecach dwuręczny miecz.
- Oto grupa evereskańskich strażników grobów. Oprócz podniebnych jeźdźców, to najbardziej rozpoznawalni żołnierze Warownego Domu. Każdy z nich był szkolony do walki wręcz oraz władania Sztuką. Na co dzień strzegą największej świętości Evereski - jej niezliczonych grobowców. Parę dni temu, u podnóży miasta - lecz poza jego granicami - nieznani rabusie złamali pieczęcie pomniejszej krypty i zrabowali jej zawartość. Strażnicy ruszyli na łowy. Podejrzewają, że ich cele ukrywają się w pobliskim Zapomnianym Lesie - już trzykrotnie udawali się na polowanie wracając z pustymi rękoma. Są w błędzie - rabusie siedzą dwa stoliki obok nich i starają się nie wybuchnąć śmiechem.

Ciemność ponownie przesłoniła stolików elfów. Po chwili pojawiła się kolejna wyspa światłości, tym razem oświetlająca samotnego mężczyznę. Również wywodził się z długowiecznego rodu. Miał na sobie kosztowne szaty, wykonane z wspaniałego grafitowego materiału, który zdawał się być bardziej cieczą niż ciałem stałem. Ubranie było haftowane srebrną nicią, układającą się w zawiłe sploty i symbole. Chass od razu rozpoznał podstawowe magiczne sigile, w pewnym stopniu chroniące przed orężem. Średniej długości, czarne włosy elfa kleiły się do jego spoconej twarzy. Rysy miał zbyt dzikie - wyglądał raczej nieludzko-groźnie, niż nieludzko-pięknie. W jego oczach mieszały się obłęd i zamroczenie. Dostrzegliście przewróconą butelkę po winie, leżącą na jego stole.
- To rodowity arystokrata z Warownego Domu. Aktualnie pogrąża się w stanie upojenia i mrocznej żądzy. Od paru godzin przypatruje się miejscowej służce - zwyczajnej, ludzkiej dziewczynie, na którą prawdopodobnie nie spojrzałby żaden Tel’Quessira. Już trzy razy odtrąciła jego zaloty. W głębi ducha, dziewczyna obawia się obcego mężczyzny - być może czuje jego obsesję. Dziś dojdzie do finału tej historii - z waszym, lub bez waszego udziału.

I znów zgasło światło. Nie minęły dwa uderzenia serca, kiedy waszym oczom ukazano ostatnią grupę. Sześć osób: pięciu zbrojnych, wywodzących się z różnych ras i plemion oraz młody mag w niebiesko-srebrzystej szacie, z wielką gwiazdą wyhaftowaną w miejscu serca. Wszyscy jedli w pośpiechu, nie przerywając nawet na moment:
- O to posłaniec z Silverymoon. Niesie pilną wiadomość dla panów Evereski. Otaczają go jego najemni ochroniarze. Zatrzymali się w gospodzie tylko na moment, żeby posilić się przed ostatnią prostą. Nawet nie zaczekają na świt. Posłaniec posiada list opatrzony pieczęcią Wysokiego Marszałka Methrammara Aerasume - aktualnego pana Klejnotu Północy.

Herold pojawił się kilka kroków od stołu.
- Pamiętajcie Pielgrzymi - Biały Grób w Everesce. Pan Wywyższonego Domu patrzy.

Powodzenia

***

- EKHM! - młoda służka chrząknęła po raz wtóry, tym razem wyraźnie podnosząc głos.
- Zamierzacie panowie coś zamówić, czy będziecie tak siedzieć i wpatrywać się w stół?

Spojrzeliście po sobie - ciemność, Herold, purpurowy obrus - wszystko to zostało tylko wspomnieniem. Wasza siódemka w siedziała razem z lekko zamglonym spojrzeniem. Tylko jedna rzecz upewniała was przy tym, że nie był to sen - osoby wskazane przez tajemniczego posłańca znajdowały się na swoich miejscach.
 

Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 02-06-2016 o 20:58.
ObywatelGranit jest offline