Gdy wszedł tajemniczy nie doszły "klient" Króla, Verryaalda wciąż siedział ze skrzyżowanymi nogami opierając się o ścianę. Przyglądał się całemu przedstawieniu z żebrakiem w roli głównej niczym łowca, który dopiero co ustrzegł zwierzynę. Siedział tak wpatrzony w przybysza, wciąż niepewny czy napewno to jest Ten na którego czekał.
Gdy tajemniczy osobnik usiadł przy stoliku i obejrzał swoją broń,Verryaalda był już pewien. Tak jak mu powiedziano, istota w płaszczu i z łukiem przybyła do karczmy. Wstał. W lewą rękę chwycił lekko zagięty kij z drzewa najpewniej wiśniowego, w drugą ujął pochwę z póltoraręcznym mieczem, o dziwnej białej rękojeści i gardzie. Pochwa miecza, wykonana była w całości z materiałów dostępnych w dziczy, ścięgien zwierząt, kilku warstw jeleniej skóry. Zbliżał się do nowoprzybyłego, niczym dziecko, które chce poprosić nie znajomego o cukierek, lecz nie może zebrać się na odwagę. W końcu gdy stanął obok niego, znów jego twarz wyglądała jak zastygła w kamieniu. Co wiesz o Człowieku w Czerni?. Wyżucił w końcu z siebie wchodząc w z danie Półelfce...
__________________ "Celem jest szczęście, brak cierpień, wszelkie przyjemności. Dlaczego mamy się bać śmierci, jeżeli gdy my jesteśmy to jej nie ma, a gdy nas nie ma, to śmierć jest?"
Epikur z Samos |