Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2016, 22:16   #1
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Drugi świat [18+]


Salisbury.
Miasto położone nad rzeką Avon, słynące głównie z jednego obiektu - katedry. Budowla ta, jak i znajdujące się niedaleko, słynne na cały świat Stonehenge, skutecznie napędzają ruch turystyczny. Ludzie przyjeżdżają, zostają dzień, dwa, a niekiedy nieco dłużej, po czym opuszczają miasto by powrócić do swojego doskonale znanego, monotonnego trybu życia. Niektórzy decydują się na odważny krok i zapuszczenie korzeni w malowniczym, pełnym historycznych budowli mieście. Nie da się bowiem ukryć tego, że Salisbury samo w sobie stanowi dość przyjemne miejsce do zamieszkania. Nie brak tu zieleni, szkoły nie są najgorsze, ceny także nie umywają się do tych Londyńskich, chociaż bez wątpienia mogłyby być niższe.



Żadna z tych rzeczy nie miała jednak znaczenia dla tych, którzy tego sobotniego wieczoru ruszyli na miasto by skosztować jego uroków korzystając z licznych, otwartych do późna lokali. Było ciepło i pogodnie. Lekki wiatr rozwiewał włosy zapowiadając powoli zbliżające się lato. “Pełnia” bez wątpienia cieszyła się popularnością wśród stałych czy też tymczasowych mieszkańców Salisbury. Lokal tętnił życiem, kolorami i dźwiękiem muzyki. Skórzane sofy były tłumnie oblegane, podobnie jak bar zza którego witały gości pogodnie uśmiechnięte barmanki. Drinki, jak to miano w zwyczaju, z okazji otwarcia nowego miejsca, sprzedawano w cenach promocyjnych, z czego wielu korzystało w ilościach zdecydowanie większych niż należało. Tych, którzy nieco zbyt szybko wkroczyli na ścieżkę stanu kompletnego upojenia, odprowadzali do drzwi ochroniarze, których nie brakowało. Widać właściciele dużą wagę przywiązywali do bezpieczeństwa, co bez wątpienia się im chwaliło. A może była to jedynie próba wywarcia dobrego, pierwszego wrażenia? Jakkolwiek by nie było, zapewniało spokój zarówno na parkiecie jak i w częściach lokalu przeznaczonych dla tych, którzy szczególnie skłonni do występów tanecznych nie byli.

Czas mijał w doskonałych humorach. Muzyka wibrowała w ciałach, przyspieszając krążenie zawartych w nich płynów, które z każdą chwilą miały w sobie większe ilości promili. Nie tylko jednak… Jak na każdej imprezie, tak i tu wkrótce pojawiły się kuszące dodatki, z których niektórzy korzystali, inni zaś kręcili na nie głowami. Ci ostatni należeli przy tym do mniejszości.

Wraz z wybiciem północy w lokalu zgasły wszystkie światła, a muzyka zamilkła. Mrok i cisza trwały jedynie krótką chwilę, minutę może, może dwie. Wystarczająco jednak by z parkietu, z sof czy też krzeseł barowych, zniknęła niewielka grupa gości lokalu. Dlaczego akurat ci, a nie inni? Co się z nimi stało? Cóż, o tym właśnie będzie ta historia.



Historia zaś zacznie się od miejsca szczególnego. Stonehenge. Nie da się ukryć, że miejsce to od lat przyciągało różnego rodzaju ludzi. Jego aura tajemniczości oddziaływała na ludzkie umysły w szczególny sposób. Zwykle jednak wędrówki te odbywały się dobrowolnie, z celem będącym wiadomą, świadomą decyzją. Nie tym razem jednak, nie tego stosunkowo ciepłego, niedzielnego poranka.
Ci, którzy powoli otwierali oczy by pozwolić im ujrzeć miejsce, w którym przyszło im powitać nastanie nowego dnia, nie podjęli takiej decyzji. Było ich ośmioro, cztery kobiety i czterech mężczyzn. Ich pamięć, zamglona wciąż i ledwo pozwalająca na odszukanie tak podstawowej informacji jak własne imię, nie podsuwała żadnego wyjaśnienia sytuacji, w której się znaleźli. Podpierające plecy kamienie, uwierały ciała, budząc do życia ból. W jakikolwiek sposób dotarli do tego miejsca, nie był on delikatny. Opinię tą potwierdzał także stan ich ubrań. Podarte, brudne, noszące ślady błota i trawy. Także we włosach można było znaleźć kawałki gałązek, liści i… krwi. Tej ostatniej nie brakowało. Plamiła dłonie, twarze i ubrania. Jej zapach wgryzał się w nozdrza, jej smak podrażniał kubki smakowe.
Nawał informacji, które napływały wraz z kolejnymi bodźcami, powodował stan oszołomienia. Głowy pulsowały niczym gotowy do pęknięcia balon, w który wtłoczono zbyt wiele powietrza.

- Kim… Kim jesteście? - Padło wreszcie pytanie, zadane drżącym głosem.
Właścicielka była w takim samym stanie jak i pozostali. Odgarnęła dłonią kosmyk krótkich, czarnych włosów i wbiła wzrok w najbliżej niej siedzącego mężczyznę. Zaraz jednak jej spojrzenie powędrowało dalej, powoli obejmując każdego z zebranych.
- Dobre pytanie - odpowiedziała jej kolejna uczestniczka tego zebrania, próbując przy okazji wstać, co jednak zakończyło się gwałtownym powrotem jej tyłka na pokrytą soczystą trawą ziemię. - Cholera…
Było to na wpół warknięcie, a na wpół jęk, po którym nieznajoma oparła głowę o blok kamienia, pod którym się znajdowała i przymknęła oczy.

Nastała cisza nie burzona żadnymi dźwiękami. Nie słychać było samochodów, ptaków czy chociażby świerszczy. Nic. Kompletna cisza, która wgryzała się w głowy zmuszając niemal by ją przerwać.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline