Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2016, 17:24   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zabawa w "Pełni", w nowo otwartym klubie, z pewnością nie znajdowała się wysoko na liście priorytetów Jacka. Ale na samym szczycie tych priorytetów znajdowała się Lucy, która, niestety, zapałała wielką ochotą na spędzenie paru godzin w "Pełni".
Czyż można było odmówić prośbie ukochanek kobiety?
Można było, ale Jack tego nie zrobił i miast ruszyć na romantyczny spacer brzegiem Avon, pod gwiazdami, wybrał się podziwiać znacznie mniej romantyczny sztuczny księżyc i ryk dobiegający z głośników miast szumu fal...
Zresztą... Rzeka nigdzie się nie wybierała, Lucy też się nie wybierała do Stirling. Przynajmniej nie od razu. Na wszystko znajdą czas.

* * *

W sumie nie było aż tak źle.
Stroje wieczorowe nie obowiązywały, partnerka była wspaniała, reszta towarzystwa całkiem niezła, pijacy w mig się dematerializowali, muzyka nie raniła uszu (aż tak bardzo), a napoje były zjadliwe.
Dało się przeżyć.... co też powiedział, gdy Lucy spytała go o wrażenia.
- Północ się zbliża, godzina duchów - rzucił ktoś za plecami Jacka.
W duchy Jack nie wierzył, przynajmniej nie w takie, co się snują po salach popularnych klubów. Wśród jego szkockich przodków chyba również nikt nie nawiedzał rodowych siedzib.
No i z tego powodu uznał wyłączenie wszystkiego, co się świeciło, za zwykły chwyt reklamowy.

* * *

Szumiało mu w głowie jak wtedy, gdy wraz z Lucy i Brianem dobrali się do barku wuja Iana.
Ale wtedy nie szlajali się po kolczastych zaroślach... Za to teraz... Teraz wyglądał, jakby go kto przywiązał do zderzaka samochodu i pociągnął przez krzewy i chwasty.
Nie tylko on zresztą. Pozostała siódemka również wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy.
Co tu się działo?
Przez moment przyszło mu do głowy, ze nagle stali się bohaterami jednej z audycji typu 'w ukrytej kamerze'. A nuż ktoś ich filmuje, a potem tysiące widzów będzie się śmiać z grupki naiwniaków, co się dali nabrać na stary jak świat numer i zachowują się jak banda idiotów.
Z drugiej strony... Najlepszy nawet makijaż nie byłby taki realistyczny. Krew też wyglądała na autentyczną. Za taką 'zabawę' można by oskarżyć autorów owej audycji. Wystarczyłoby mieć odpowiedniego prawnika.
Nie, to odpadało...

Na pytanie jednej z dziewczyn nie odpowiedział. Nie sądził, by tamtej chodziło o rozważania natury egzystencjonalnej, ale również nie sądził, by jego imię dało cokolwiek. Nie znał jej, nawet z widzenia, podobnie jak i pozostałych. On też nie był jakąś znaną osobistością...

Ponownie przyjrzał się tamtym.
Dziewczyny...?
Lucy go zabije!
Jack przypomniał sobie nagle ostatnie wspólne chwile. Byli w "Pełni", stała się ciemność... i co było dalej?
Jeśli ją tam zostawił i zniknął... Lucy się wścieknie. I słusznie. Do końca życia się nie wytłumaczy.
Sięgnął do kieszeni po komórkę... której nie było. Podobnie jak i zegarka.
Okradli go. Okradli i wywieźli na jakieś zadupie? Po co?
Ale dlaczego nie zabrali portfela? Zostawili i prawo jazdy, i garść funtów. Przeliczył. Nie zniknął ani jeden banknot.
Nie zdążyli zabrać?
Na Boga... Była wiosna, słońce wstawało. Między północą a wschodem słońca było jakieś pięć godzin. Każdy złodziejaszek zdążyłby go oskubać ze wszystkiego. A - ponownie przyszła mu Lucy na myśl - złoty wisiorek, prezent od dziewczyny, mu zostawiono.

- Ma ktoś z was komórkę? - spytał.
Parę numerów znał na pamięć. Mógłby zadzwonić do kogoś z prośbą o pomoc.

Uświadomił sobie coś jeszcze.
Stonhenge.
Był tu już parę razy.
Niedaleko był parking. Co prawda o tej porze zwiedzających raczej nie było, prócz paru oszołomów, przepędzanych zresztą przez strażników, którzy dbali o to, by nikt...
Podniósł się i oparł o najbliższy głaz.
Powinni stąd iść. Jak najszybciej. Jak strażnicy ich dopadną, to będa kłopoty. Duże.
Nie dość, że znajdowali się w miejscu, gdzie przebywać nie wolno było, to jeszcze wyglądali, jakby niedawno brali udział w orgii. Ostrej...
Na pouczeniu się nie skończy, bez wątpienia.

Między Stonehenge a Salisbury było dobre dziesięć mil. Przy odrobinie szczęścia dotarłby do miasta nie rzucając się zbytnio w oczy. A potem do szpitala. Dowiedziałby się, czym go załatwione, jakie prochy wsypano mu do pepsi.
A może Avebury? Godzina marszu, stacja benzynowa, telefon... Na to było go stać. Nawet na taksówkę do Salisbury.

Przetarł okulary, po czym spojrzał na północ, w stronę parkingu.
Trochę go dziwiło, że nie widział strażników.
Nie, żeby mu na nich zależało. Bez stróżów prawa ze spokojem by się obył. Dałby sobie radę.
Ale prócz strażników brakło mu jeszcze jednej rzeczy.
Oznak cywilizacji.
Gdzie się podziały samochody? Byli raptem ze dwieście jardów od A630. Powinni je słyszeć. I widzieć. W końcu nie znaleźli się na pustyni. Nagle wszystko przestało jeździć? Ktoś zablokował szosę?
Przypomniał sobie różne książki, od 'Dnia Tryfidów" Wyndhama po 'Rok 1632' Webera.
Jednak nic z tego nie tłumaczyło ciszy. Jakby wszystko co żyje nagle zamilkło i pochowało się.

- Pamiętacie coś? - spytał. - Bo ostatnie, co mam w pamięci, to chwilę, gdy w klubie "Pełnia" zgaszono światło.

A może to jemu 'film się urwał'?
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 07-06-2016 o 17:27.
Kerm jest offline