Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2016, 22:41   #9
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Corfilas czuł się tak, jakby obudził się z paskudnego snu. Bardzo realistycznego koszmaru. To było dziwne. Wiele razy doświadczał takich chaotycznych wizji, jednak siła tej aż go przytłoczyła.
Zaśmiał się niechętnie w duchu. Woda w dużych ilościach gasi ogień, ale może spowodować identyczną ilość szkód, a nawet jeszcze więcej obrażeń. Ta sytuacja była dość podobna. Należało dokonać dokładnej interpretacji, lecz nadinterpretacja może sprowadzić na niego zgubę.

Może nie tylko na niego.

Któryś raz z rzędu przeklął wszystko i wszystkich dookoła. Ostatnimi czasy stało się to jego nawykiem. Następnie wstał z niezdarnością dorównującej leżącemu żółwiowi próbującemu się przewrócić na brzuch. Oparł się plecami o najbliższe drzewo i przyjrzał się Harefanowi. Jego twarz wyraźnie wskazywała na żądanie odpowiedzi, a oczy bacznie go lustrowały.

- Klasyczna przypadłość wieszczy, jednak bardzo rzadko kiedy w takiej sile - wyjaśnił mężczyźnie - Albo zbliża się coś dużego, co może zmienić aktualny układ świata, albo Splot znowu figle nam płata, albo wkroczyliśmy w dziwną strefę magiczną.
- Nie ma się co nad tym zastanawiać - dodał z nieobecnym wzrokiem.
- Jeżeli tak sądzisz... - odparł nieprzekonany mężczyzna i zadrżał - Ale musimy szybko znaleźć jakiś suchy kąt, może jakaś jaskinia, cokolwiek dzięki czemu nasze konie nie połamią nóg w błocie, a my się rozgrzejemy i wysuszymy. Mogę na piechotę czegoś poszukać na szybko, a ty zostaniesz z koniami. Jak ci się to widzi?
- Jak szybko chcemy znaleźć się w Neverwinter? - mag zagaił enigmatycznie po krótkiej chwili milczenia, jaka między nimi zaległa.
- Jak szybko chcemy? - zapytał trochę zdezorientowany - Cóż, pogoda nie skłania do długich wędrówek.
- Nie mam zamiaru stać w tym deszczu ani chwili dłużej - odpowiedział zrzędliwie wieszcz - Więc lepiej złap mnie za ramię. Ruszamy do Neverwinter. Inaczej pójdę sam.
- Chcesz nas zabrać stąd magią? A co z końmi?
- Ech, bogowie - odezwał się Corfilas po krótkiej chwili - Teraz już wiesz czemu nie cierpię niemagicznych wierzchowców. Nie można ich odesłać na życzenie.
- W takim razie zostanę z końmi - wywrócił oczami i oparł się wygodniej o drzewo.
Mężczyzna skinął głową i opatuliwszy się szczelniej przemoczonym już płaszczem ruszył w poszukiwaniu suchego skrawka terenu.
Corfilas czekał, moknąc z każdą chwilą coraz bardziej, a jedynym dźwiękiem prócz tych, które generowała ulewa, było parskanie koni. Tak zimno, tak zimno… Kichnął, gdy lodowata kropla spadła mu na nos i zastanawiał się co takiego popełnił w życiu, aby na to wszystko zasłużyć, chociaż…

Chociaż może i wiedział…
...ale to wszystko miało szlachetny cel!

W pewnym momencie uczucie zimna odpłynęło i Corfilas zaczął się zastanawiać czy nadszedł ten moment, w którym wydaje się osobie, że robi jej się ciepło. Tym razem jednak to było inne… Powoli i nieubłaganie zaczęło go to uczucie parzyć.
Rozpoczęło się w opuszkach palców, przeszło na całe dłonie, po ramionach aż do barków. Plamy pulsującego ciepła ogarnęły jego ciało, żeby po chwili zacząć parzyć… niemiłosiernie.

Wydawało mu się, że płonie, chociaż ognia nie było, ale w tym momencie zdawało mu się, że w nim stoi. Krzywiąc się z bólu energicznie odepchnął się od drzewa, odchodząc od swego mizernego schronienia przed deszczem. Pragnął jedynie uciec od trwiącego jego ciało ognia, ugasić go, by zostawił jego udręczone ciało w spokoju. Ulewa powinna zdusić przczynę piekielnych katuszy.

Tak się jednak nie działo.

Nawet nie mógł się skupić na tym, by przekląć swój los. Zaczął biec - byle jak najdalej z tego miejsca. Miał wrażenie, jakby czuł gryzący swąd palonego ciała, jakby słyszał syczący ogień kpiący sobie z żałosnych kropel deszczu. Widział wszędzie dookoła płomienie konsumujące jego i całą okolicę.
Akompaniowała temu wszystkiemu przeklęta symfonia złożona z diabolicznych chichotów.

Potknął się o coś - nawet nie wiedział o co - upadł jak długi na ziemię. Wszystko zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. A Corfilas nawet nie miał siły, by podnieść się z ziemi. To już kolejny raz. Wiedział, iż zaczyna mieć coraz mniej czasu, nim Woland upomni się o swoją własność. Pora działać.
Ale czuł się w tym momencie tak, jakby przetoczyło się po nim dwanaście galopujących koni. Nie chciało się mu już nic. Najchętniej by umarł, ale...
...po śmierci by nie zaznał spokoju.
Płomienie trawiły las i trawiły Corfilasa. Mężczyzna widział jak z jego ręki sypie się pył... Nie, nie pył - rozżarzony popiół, a las, jakby w rozbawieniu sytuacją czowieka nuci piosenkę, której słów usłyszeć nie mógł, jednak dwa słowa, wypowiedziane jakby z akompaniamentem tej piekielnej melodii przedostały się do jego uszu.

Nie wszystko stracone. Jeszcze nie.
Jeszcze nie...

Wieszcz zaczął się tarzać po płonącej ziemi jak szaleniec w trakcie majaków próbując ugasić szalejący po nim ogień - była to reakcja, nad którą nawet nie mógł się zastanowić. Był przerażony. Nie czuł już ciała. Ledwo zdołał zarejestrować dziwne słowa wypowiedziane przez coś lub kogoś nieznanego.
Rozpaczliwym szarpnięciem spróbował wstać - nie był w stanie. Zarył jedynie twarzą w glebę, a w jego udręczonym umyśle wybuchł przeraźliwy ból. Miał wrażenie, jakby jego głowa rozpadła się na tysiące kawałków, chociaż... dziwnym zbiegiem okoliczności jeszcze był w stanie widzieć.
 
Flamedancer jest offline