- Piotr Gasztołd? Cożem słyszałem. Ale rad będę jeśli zamiast co jakich opowieści z daleka, od samego autora co usłyszę przy jakiejś miłej wieczerzy – Mateusz wypalił, przekonany że właściwym i słusznym będzie uraczyć rozmówce dobrym słowem – Jam jest Mateusz Ankwicz.
Po zaledwie chwili rezolutny szlachcic ciągnął dalej: - Nie wiem li tylko czy owy jegomość co mi miskę odstąpił uczynił to z wielką chęcią. – Mateusz wciąż czuł się niepewnie, czemu nie należało się dziwić jako że bandolet zdawał się wciąż wycelowany w jego plecy. – Ale nie mnie o to pytać, bo rzecz wiadoma iż w takiej chwili człek szuka odpoczynku, a nie pytań czy miejsca ustępuje z życzliwością. - Azaliż. Widać że Waszmość chętny do rozmyślań. Przeto zapraszamy do kompaniji. Tu gdy gorzałki zasmakujem, wnet roztwierają się oczy i umysł skory do rozważań. – Pana Piotra nie opuszczał dobry nastrój. - A Waszmoście tak w trosce o mieścinę, osiadli tak zbrojnie?
- A jak?
- Rzec by można że to jaka zbrojna kampania. Z wojny wracanie? Pod czyjążeście chorągwią? – dopytywał Mateusz chcąc poznać grunt.
Siwa kobyłka przebierała kopytami, kierując się w stronę centrum mieściny. Koń co rusz strzygł uszami, by po chwili kłaść je po sobie. Widać że jako i jeździec, siwek nie czuł się pewnie tak witany w nowym miejscu.
Ostatnio edytowane przez Junior : 10-05-2007 o 19:05.
|