Will pociągnął solidnie z butelczyny podsuniętej przez Ryszarda. Raz, drugi, trzeci. Bał się trochę podobnych specjałów, bo nigdy nie wiadomo, jak podziałają na człowieka. Kilka podobnych imprez z przedwojennym alkoholem skończył zarzygany i nieprzytomny, a życie zawdzięczał tylko temu, że jak już dał sobie wypić porządnie, to tylko z ludźmi, którym był coś winny, a oni mieli jeszcze nadzieję na odzyskanie długu.
- No panowie, ja to się nie znam na polityce, ale jak dla mnie, to słusznie będzie zrobić wjazd i nie zostawić kamienia na kamieniu. No i wiadomka, bez przypału, zrobię, co będzie trzeba. Tylko umyłbym się i nieco przebrał, bo tak to mnie nigdzie nie wpuszczą.
Co tu dużo gadać - towarzystwo było dziwne i dziwnie gadało. Miał niejasne wrażenie, że trafił do jakiejś sekty, ale to jeszcze musiałby zweryfikować. Pozostawała jedna kwestia - jeśli kiedykolwiek chciałby wrócić do ZSA, potrzebowałby pomocy Ryszarda. Czyli tak, czy siak, musi się ich trzymać.
//Anonimie, mógłbyś napisać, co ze szpeju mi konkretnie zostało?\\ |