Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2016, 17:46   #9
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Nela zrównawszy się z Jackiem zaciągnęła się powoli papierosem. Jej analityczny umysł bardzo, bardzo powoli analizował... piękny widok. Mieszkała w Sailsbury od jakiegoś czasu, ale tu w Stonehenge była zaledwie dwa razy. Pierwszy raz z Lexi, drugi z babcią która przyjechała w odwiedziny i jakoś nie mogła darować wnuczce by nie pozwiedzała z nią okolicy. Zdecydowanie, nie tak zapamiętała to miejsce.
- Powiedziałabym, że ktoś robi sobie jakiś kiepski żarcik i zadał sobie wiele trudu… ALE, nie widzę kamer - odparła ponuro.
- Słyszałem, że w Stanach wybudowali dokładną kopię Stonehenge - odparł Jack. W jego głosie jakoś nie było słychać nadziei, że mają do czynienia z nagłą podróżą do Ameryki Północnej.
Alex ominął menhir i ruszył przed siebie, lecz już parę kroków później przystanął. Kolejne, wyłaniające się z otoczenia szczegóły tak bardzo różniły się od spodziewanego, że porzucił zamiar jak najszybszego odejścia bez oglądania się na resztę.
Zawrócił i nieśpiesznie, ociągając się zbliżył do rozmawiających ze sobą ludzi.
- W Chinach też niejedno skopiowali - z bliska dokładniej dojrzał opłakany stan pozostałych. Nie, to nie mógł być makijaż, zadrapania miały swoją fakturę, a zeschnięta krew, w niektórych miejscach zaczynała się już kruszyć. - Ale po cholerę przewozić mnie… nas za Chiński Mur? Lub do Ameryki? - dodał gniewniejszym głosem.
Szarowłosa aż jęknęła cicho na samą myśl, co mogli by teraz zrobić, gdyby ktoś z nich miał przy sobie głupi telefon! Sprawdzić swoją lokalizację, zadowolić umysły wiedzą wujaszka Google i przeczytać o wspomnianej przez Jacka kopii Stonehenge i jej okolicach, wyznaczyć trasę do domu, nie mówiąc już o wezwaniu pomocy.
- I teleportowaliśmy się nie wiadomo kiedy do Stanów? Pieprzona Pełnia… ciekawe, kurwa, co było w tych jebanych drinkach… - Zaciągnęła się mocno papierosem. Jakkolwiek chciałaby zachować spokój w ów nietypowej sytuacji, widok który się przed nią rozpościerał, perspektywy i przede wszystkim pewne braki w elektronice nie sprzyjały temu.
Alex ze zdziwieniem oglądał poranione palce, lecz gdy usłyszał o drinkach uniósł głowę i pokiwał nią energicznie.
- To musiało być to, na koniec dostałem bardzo dziwnego - wspomnienie nadmiernej słodyczy w różu wstrząsnęło nim.
- Jestem Alex - przedstawił się.
- A co za różnica - kawałek bliżej, kawałek dalej. - Jack nie zwrócił uwagi na słowa Alexa. On pił colę prosto z puszki. - Nawet nie wiemy, czy minęło pięć godzin, czy pięć dni. - Potarł brodę. Wyglądało jednak na to, że pięć godzin. Chyba że go ktoś ogolił. W ramach urozmaicenia eksperymentu. - Skoro jest droga, chociaż jakaś dziwna, to pewnie dokądś prowadzi. Tam - machnął ręką w stronę mniej więcej północy - powinno być Avebury. I jeszcze większy krąg. I wioska - dodał ciszej.
- Ten kamień, w samym centrum, leży tak jak leżał, czyli raczej nie cofnęliśmy się w czasie o cztery tysiąclecia - spróbował pocieszyć swoich współtowarzyszy. Żart co prawda nie był najlepszy, ale lepsze to, niż nic.
W gruncie rzeczy byłoby to ciekawe spotkanie. Zionąca dymem Nela pewnie zostałaby uznana za demona. Zapalenie ognia pstryknięciem palców również by było efektowne. Pewnie najwięksi szamani nie potrafiliby tego zrobić.
Jack uśmiechnął się lekko na myśl o takiej scenie.
- Avebury? - Nela uniosła lekko brwi. - Na piechotkę… bez pamiątek? Może zaczniemy jednak od Amesbury? Hmm?
- Mówisz, że bliżej? - uśmiechnął się Jack. - Może i racja, że warto od tego zacząć.
Nela wzruszyła lekko ramionami. Wskazała ruchem głowy drogę, dokładnie tę jej stronę, nad którą rozpościerało się słońce.
- Proponuję iść drogą, na wschód.
- Chodźmy więc.
- Jack, zgodnie z tymi słowami, ruszył w stronę drogi, nieco na skos.
Nela z pewnością miała rację, więc dlaczego miałby postąpić wbrew rozsądkowi.
Szarowłosa obejrzała się by sprawdzić co robią pozostali towarzysze dziwnej sytuacji nim ruszyła z Jackem.

- Może sprawdzić, czy nie ma tu żadnych śladów? Zanim pójdziemy dalej - Alex wiedziony nagłym impulsem uniósł głowę próbując uchwycić filmującego ich z powietrza drona. W powietrzu wisiała jakaś sylwetka. Uniósł dłoń do czoła by osłonić oczy przed światłem. “Acha” pomyślał tryumfalnie. “A jednak”. Cieszył się zbyt szybko, naniebny krzyż uderzony podmuchem wiatru przeobraził się w półksiężyc, a później całkowicie zniknął.
- Albo wskazówek gdyby to jednak był program tv - mruknął ciut wstydząc się tego co mówi.
- Jeśli chcesz, to tam wróć. - Jack machnął ręką w stronę kręgów, które przed momentem opuścili. - Według mnie nie ma tam czego szukać.

- Czyyliii… Dobrze mi się wydaje, że nie powinno być tu tak pusto? I ktoś zwinął cały beton i asfalt z okolicy? - spytał Dave, którego tak naprawdę widok zamurował. No Stonhenge po pijaku i kacu to już było coś. Byłoby o czym opowiadać. I to z obcymi jeszcze, co go od początku dziwiło. Owszem miał w swojej biografii, zwłaszcza pijacko-imprezowej taki czy inny numer, no ale właśnie najczęściej był ze swoją bandą no chociaż na dwie, trzy “swoje” osoby. A tu nie znał nikogo. Zupełnie jakby go zgarnięto z łapanki i wrzucono do busa i zostawiono… Tutaj. Tylko gdzie jest kurwa te “tutaj”?!
Więc to już było nad czym do podumania i poopowiadania potem. Ale tooo?! To co właśnie widział przed sobą?! Nosz kurwa! Akurat na sianiu trawy i tych wszystkich gardenowych robotach trochę się znał. Kupa roboty by taki kawał pola zasiać. No i właśnie gdzie te drogi? Ktoś zdarł asfalt do gołej ziemi?! Bez sensu! Byli w jakiejś cholernej dziczy! Gdzie oni kurwa znaleźli tyle pustego pola w południowej Anglii, jednym z najgęściej zaludnionych fragmentów Europy? Wszędzie jak nie dom to płot, droga, murek czy żywopłot oznaczający czyjąś własność czy granicę. A tu nic. Puste, gołe pole po horyzont poza jedną gównianą drogą co by mogła być co najwyżej jakąś poboczną dojazdówką dla pojedynczego farmera, a nie jedyną oznaką cywilizacji w okolicy. Dzicz jak w jakimś pieprzonym średniowieczu! Nie chciał jednak robić paniki. Może jakoś sprawa się wyjaśni. Na razie pomysł by iść drogą był całkiem niezły.
- Dobrze ci się zdaje. - Jack nie zatrzymał się nawet na moment. - Powinno tu wyglądać całkiem inaczej.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline