Nami mnie namówiła, więc usiadłem i zagrałam w Town of Salem. Rola Jailora nie jest zbyt wdzięczną, nikt ci nie dziękuje, a bynajmniej. W tej rozgrywce było podobnie. Czasami nerwy puszczają na bystrość umysłu niektórych ludzi, ale co zrobić? Niestety, będąc w mieście bez tego gra niemal nie może się obyć.
Co się stało? Szło mi wybornie... Kiedy nagle pewna blondynka (zobaczycie ją na obrazku) wypaliła na czacie ogólnym, że jestem Jailorem. Tak, jak się domyślacie, po tej informacji stałem się Wrogiem Nr 1 mafii i... zginąłem. Gdyby nie to, dożyłbym do końca gry, a czemu tak twierdzę? Oto "twarde dowody"
Screen 1:
Pierwsza znakomita akcja już pierwszej nocy. Nikt nie zginął, ponieważ osoba, która była celem mafii, siedziała w mojej przytulnej celi. Nic tak nie poprawia humoru jak poranne, dobre wiadomości. Zagrałem mafii na nosie już od początku gry
Screen 2:
To chyba była czwarta noc. Jak widzimy na czacie, rozmowa wręcz przednia. Stanowczość, upór i silny charakter sprawiły, że wycisnąłem z niego informacje. Oczywiście grożenie bronią pomogło, chociaż... A co mi tam. TO BYŁ GODFATHER
Oczywiście po tym dostałem też strzała od drugiego mafioza, ponieważ przed tą nocą Camilla, nasz drużynowy skarb, napisała na czacie moją rolę. Dlatego też postanowiłem się nie cackać dłużej i wziąć sprawy w swoje ręce. Twardo, stanowczo, postawić wszystko na jedną kartę - stąd wsadzenie tego oto Pana do paki, co jak widać, zagwarantowało dalsze sukcesy
Screen 3:
Zwycięstwo miasta - w tym i moje (gdybym działał dla dobra swej frakcji tak jak Camilla, to pewnie zamiast Blocka wsadziłbym ją ponownie i strzelił w łeb
). Co się stało to się nie odstanie, jednak zwycięstwo jest, choć nie powiem, rozgrywka była uboga w graczy. Host tak chciał i tak się zadziało, ale przynajmniej nie trwało to tak długo, przez co mogłem szybko wrócić do swojej sesji