William Corwin
Will wyszedł z gospody, w której akurat czasowo przebywał i błądząc myślami daleko wyszedł na drogę. A właściwie chciał wyjść na drogę, bo stanął w drzwiach i potrącony jakąś deską wystającą z wozu szybko wrócił myślami do teraźniejszości.
- O cholera! Wszyscy się wynoszą. Co to jest kurde napad szarańczy? - Zaczepił jednego z przechodzących - Panie! Co się tutaj do cholery dzieje!
- To ty nie wiesz? Armia wroga nadchodzi!
- I nie będziecie się bronić?
- Ja jestem spokojnym kupcem. Ale nie tylko normalni ludzie uciekają. Żołnierze też! - Mężczyzna wzruszył ramionami i został porwany przez prący naprzód tłum. Corwin cofnął się do gospody i zobaczył, że barman również zwija manatki. ~Może i ja powinienem się wynieść. Może i nie jest to mój nieprzyjaciel, ale wojna jest okrutna. Zdecydowanie powinienem się wynieść~ Stwierdził i w tym momencie zauważył, że zostawiłby płaszcz przy stole. Wrócił się po niego i po chwili stania w drzwiach zobaczył dogodną okazję na zwianie z miasta. Koło karczmy przejeżdżał właśnie wóz z beczkami pełnymi pachnącego napoju. Nie namyślając się dużo Will wskoczył na wóz i ukrył się między beczkami czekając na to, aż wóz wytoczy się z miasta. |