Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2016, 22:08   #6
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Zdecydowanie coś było nie tak. Owszem, to, że Mikołaj nie przyszedł sam, tylko z Julią, już w jakiś sposób stanowiło rys w planach Anki.
Brunetka spojrzała pytająco to na Mikołaja to na Julkę.
- Nie to, że marudzę, ale… - zaczęła.
-Ten mieszczuch przecież nie ma nawet latarki - mruknęła Julia wpadając jej w słowo i jakby usprawiedliwiając swoją obecność, ale zwykłemu przekomarzaniu się przeczyło pełne niepokoju i napięcia spojrzenie, jakie rzucała na swojego faceta. Mikołaj był cichy, spokojny i poważny, ze spojrzeniem mocno zatroskanym. Zupełnie jak nie on. Jeden rzut oka wystarczył, by Anka mogła stwierdzić ponad wszelką wątpliwość - cokolwiek w jasny, manifestujący sposób związało się z Pauliną, miało dostęp, choć dużo mniejszy, do Mikołaja. Julia patrzyła czujnie na Ankę, jakby chcąc wyczytać, czy dziewczyna również zauważyła coś niepokojącego. Nie umknęło jej zmartwienie pojawiające się na twarzy Czernik. Dziewczyna przez kolejną chwilę spoglądała na rodaka próbując zorientować się co się stało.

Tereny przykolejowe w miastach zawsze stanowią swoiste pustkowie, strasząc opuszczonymi, obdrapanymi budynkami o niejasnym przeznaczeniu, zarośniętymi bocznicami i górami śmieci. W końcu to ziemia niczyja, więc ludzie pokroju tych, co wyrzucają odpadki do lasów, by zaoszczędzić na wywozie śmieci, tym mniej mają oporów, by wyrzucić je na ugór przy torach. Miejsca blisko kolei kojarzą się ludziom z brudem i smrodem, bezpańskimi psami i pijaną żulernią.

Warszawska kolej obwodowa od strony Żoliborza dodatkowo jeszcze oddzielała się od cywilizowanej dzielnicy wysokim parkanem. Pierwsze, co zrobili deweloperzy zagarniający tereny blisko Dworca Gdańskiego to załatanie wszystkich dziur w tym płocie. Trzeba było przejść na drugą stronę wiaduktu i zeskoczyć z betonowych peronów dworca. Światła miasta odbijały się w ołowianych chmurach nadając im charakterystyczny, brudnożółty kolor. Mżyło, więc na pewno żadnemu nadgorliwemu SOKiście nie chciałoby się iść za trójką licealistów. Tylko od strony mordowni przytulonej do wiaduktu kilka pijanych okrzyków zachęcało dziewczyny do podejścia bliżej.

Idąc wzdłuż płotu dobre kilkaset metrów, minął ich podmiejski pociąg do Legionowa, który ze strasznym jazgotem i łomotem przemknął obok nich. Błoto przy torach zasysało buty, grożąc przemoczeniem. W końcu znaleźli się na nasypie prowadzącym bezpośrednio na most. Po lewej ręce mieli mroczne kaponiery Cytadeli, które w daleko niewystarczającym świetle latarni rzucały upiorne cienie.

Czernik rozejrzała się wokół:
- Dziwne, że nie oznakowano dokładnie miejsca, w którym go znaleziono…- mruknęła - Daj tą latarkę, Julka. - odruchowo zapaliła fajka i wyciągnęła dłoń nie spoglądając na stojącą obok dwójkę. Przez dym papierosowy wpatrywała się w okolicę mostu.

-To raczej miejsce, gdzie wskoczył, nie gdzie go znaleziono - trzeźwo zauważyła Julia. - Te, artysta - rzuciła do Mikołaja, który zupełnie cicho wpatrywał się również w okolice mostu. - Anka chciała, byś jej pokazał miejsce znalezienia Damiana, nie… to.

Widać było, że przebywanie w miejscu, gdzie ktoś się zabił, Julii nie podobało się zupełnie.

Oczy Mikołaja w świetle latarki błyszczały gorączkowo.

-Pójdziemy i tam… Wyłowili je przy Spójni, niedaleko. Po prostu my powinni tu być. Żeby zrozumieć.
- Skąd wiesz, że akurat my? I zrozumieć co, bratyku?
Na moście palił się pojedynczy znicz, przyciągając uwagę Anki. Nie dojrzała nikogo, ale miejsce było przesiąknięte czyjąś obecnością. Coś było też nie tak z torami kolejowymi. Zionęło od nich chłodem, z pewnością było w nich coś, do czego nie warto było się zbliżać. Nie wiadomo dlaczego, Anka pomyślała o ciekawostce z lekcji biologii, że pajęcza nić jest mocniejsza od stali. W tych torach było coś pajęczego, coś, co niosło dalej informacje do twórcy sieci, aby informować, że ofiara okazała się na tyle głupia, by wejść na jego terytorium.

Ofiary zdobywano nie tylko torami. Jedna z nich, Mikołaj, przecież spoglądał teraz na Ankę z takim smutnym, zrezygnowanym uśmiechem.
-Właściwie to nie wiem.- przyznał. - Ale skoro ty nas tu chciała, to warto byśmy wiedzieli, co nas czeka. Nie, Julka? - rzucił do swojej dziewczyny. - Można przyzwyczaić się do bycia martwą? - spytał cicho.
Julia zesztywniała.
-Co powiedziałeś?
-Tutaj też wieszano ludzi na drzewach. - wskazał w kierunku Cytadeli. -Znasz, Drzewo Wisielca.
Julia patrzyła na niego nieruchomo. Anka tymczasem dostrzegła cień na moście. Czy to był… Damian?
- Jula, masz jakiś medalik? - Czernik poczuła chłód gdy okazało się, że niebezpieczeństwo czai się od Mikołaja i od Damiana? Ktokolwiek stworzył to miejsce… wykorzystuje go? Anka miała lekki mętlik w głowie.

Julia zawahała się przez chwilę, rozpięła kurtkę i wyciągnęła niewielki medalik, który błysnął w świetle latarki, a przynajmniej tak wydawało się na początku. Po chwili Anka mogła stwierdzić, że medalik świeci własnym światłem.
-Oddaj mi go tylko, przez ostatnie kilka lat chyba go nigdy nie zdejmowałam… A nie, rentgena miałam, to raz - Julia zdjęła medalik z szyi, po czym wybałuszyła oczy. Najwyraźniej ona też widziała to światło. - Kurde, nie kitował. - mruknęła. Drżącą ręką podała świecący medalik Ance.
Anka zabrała medalik oglądając go wokół. W końcu ujęła go w dłonie, zamykając je jak do modlitwy. Miała wrażenie deja vu z niedawnego rytuału odprawianego dla Pauliny.
Tym razem nie musiała specjalnie daleko sięgać do swej troski i opiekuńczości o bratyka. Mikołaj był jej jedną z najbliższych osób. Rysowanie mentalnej bariery i nakładanie na niej znaków ochronnych przychodziło brunetce bez najmniejszych problemów.
Oddała medalik Julce:
- Poczekajcie chwilkę - kucnęła by sięgnąć do plecaka i namacała książkę, którą zabrała z domu chłopaka. Skoncentrowała się przytrzymując się jej jak ostatniej brzytwy… Co tu się do cholery stało? Co stało się w noc, gdy Damian skoczył? Był sam? W stanie jak Mikołaj?

Cytat:
W tamtą noc nie padało, ale wcale nie było przyjemniej. Brunatnożółte chmury wisiały nisko nad miastem, ciszę co i raz przerywał jazgot przejeżdżającego sąsiednim mostem tramwaju.

Damian stał przed wejściem na most. Miał przy sobie duży, turystyczny plecak z którego wyciągnął podłużny przedmiot. Miecz? Miecz. Chyba jakaś zwykła kuta replika jak dla bractw rycerskich, nie wyglądało to jakoś specjalnie antycznie czy średniowiecznie. Na mieczu były wymalowane litery, taki sam grecki alfabet jak w książce.

Damian wszedł na most licząc kroki. Wyglądał na zdeterminowanego, w niczym nie przypominał rozdygotanego Mikołaja. Szeptał coś, dopiero po chwili mówił na tyle wyraźnie, by usłyszeć…
-...z prędkością błyskawicy, z szybkością wiatru, z głębokością morza, ze stabilnością ziemi, z twardością skał…

Damian się zatrzymał w miejscu, gdzie w czasie teraźniejszym stało widmo, więc Anka podeszła na tyle blisko, by słyszeć, ale by nie alarmować widziadła, które wpatrywało się nieruchomo w kierunku Śródmieścia. Przeszły Damian dalej mówił modlitwę - bo chyba to, co mówił, było modlitwą - ale wiatr połykał słowa.

W końcu usłyszeć można było stuk torów, które drżały zauważalnie. Wystukiwały dziwny rytm, który nie zwiastował jednak pociągu. Damian, choć stał na tyle daleko, by nie dostrzec jego wyrazu twarzy w ciemności, drżał zauważalnie. Z oddali słychać było tylko jego powtarzające się “Chrystus… Chrystus…”. W końcu stukot ucichł tak nagle jak się zaczął. Ze zmartwiałej ręki Damiana wypadł niewykorzystany miecz, który odbił się od barierki i wypadł. Łomot po chwili świadczył, że nie spadł do rzeki, a zatrzymał się na kładce technicznej poniżej.

Nagle rozległa się istna kanonada dźwięków na torach, stukania, jazgotu i szurania. Damian wytrzymał może minutę, zanim zaparłszy się na barierce skoczył. Czy celował w kładkę techniczną ciężko powiedzieć, w każdym razie ześlizgnął się po metalowych rurach i runął do Wisły.
Anka spojrzała na towarzyszącą jej parkę. I ponownie w kierunku, w którym wpatrywało się widmo. A potem ponownie na zapalony znicz pod torami. I kładkę techniczną.
- Zaczekajcie tutaj. Nie idźcie za mną i nie zbliżajcie się do torowiska! - rzuciła szybkie spojrzenie na Mikołaja.
- Co ja, durny, co by się pod pociągi pchać? - odparł Mikołaj. - Po jakichś obsranych torach łazić…
Wyglądał lepiej. Nie żeby to wystarczyło na dłuższy czas, ale przynajmniej bezpośrednie zagrożenie minęło.

Ruszyła w kierunku miejsca, w którym Damian upuścił miecz. Kładka techniczna, stalowy mostek między dwiema grubymi rurami ciepłowniczymi z kilkoma balkonami, które można było opuszczać na grubych linach, mogła i przyprawić o klaustrofobię, i o lęk wysokości naraz. Każdy krok odbijał się echem, tak, że Anka kilkakrotnie zatrzymywała się, bo wydawało się, że ktoś za nią idzie. Daleko pod nią kotłowała się Wisła.

Miecz leżał na wysokości znicza, mokry od wody, która na moście właściwie zawsze powodowała wręcz dławiącą wilgoć. Przy okazji została rozwiązana kolejna zagadka. Hematyt posłużył jako barwnik do greckich liter, które wypisano po obu stronach klingi.
Poszukała czegoś co mogłoby robić za tymczasowy uchwyt i powoli, powolutku niemalże przyklejona do kładki sięgnęła po miecz. Chwyciła go powoli w dłoń i zważyła. Znowu się obejrzała za siebie i podpierając mieczem zaczęła wracać do Julii i Mykoły.
- Chodźcie stąd. - stwierdziła, gdy dołączyła do przyjaciół. Lekko przymierzyła miecz do swojego plecaka ale nijak nie wyglądało by się tam zmieścił. Zostało im jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia. - Jeszcze tylko do Spójni i wracamy.
 
corax jest offline