Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2016, 21:59   #4
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Dwontown - Dom państwa Swansenów: ganek, przedpokój i salon.

Eve starała się skupić na stronach pozytywnych: nie mogła dostać zawału ani ze złości ani ze strachu. Puls nie rozbijał jak oszalały jej skroni a ramiona nie cuchnęły potem. I to chyba już było na tyle. Ubrana w białą koronkową halkę stała zupełnie nieruchomo jak tylko nieumarły potrafi. Jej śnieżne włosy opadały na ramiona i pozostawały w tej pozycji niewzruszone o ile nie uderzył w nie prąd powietrza. Philip patrzył na nią z miłością, Eve i jego żona Judie zlewały się w jego umyśle w jedną osobę od bardzo dawna, mimo iż przecież wiedział że jest ich dwie. W pierwszym szoku, widząc kainitki w progu własnego domu, jej domu, żywcem wyrwane z najgorszego koszmaru Eve czuła, że po prostu odda się w objęcia szału. “- Zajmuję najmniejszą możliwą przestrzeń potrzebną drapieżnikowi do przeżycia!” - użalała się w myślach “- unikam wszelkich pijawek, dlaczego nie można po prostu dać mi spokoju!” - ciągnęła dalej choć dobrze wiedziała jaka jest odpowiedź - spokój nigdy nie był opcją. Wzrok Eve podświadomie ogniskował się na framudze wejściowych drzwi w których stały “siostry” i jej głupiutki niewolnik. W umyśle Eve, framuga była wylotem stalowej lufy a ona sama papierowym nabojem shotguna. Jej dom! jej, prywatna hodowla! Eve znała tu każdy centymetr kwadratowy powierzchni i każdy centymetr sześcienny krwi. Od niekontrolowanego wystrzału powstrzymał ją w zasadzie jedynie sposób, w jaki Ruda Hiena wypowiedziała swój komentarz. Forma pytająca sprawiała przynajmniej wrażenie zapytania o pozwolenie na wejście do środka. Nie żeby Eve łudziła się by kobiety po prostu sobie poszły jeśli trzaśnie im drzwiami przed oczyma. Nie to nie miało sensu, ona była jedna a ich było dwie. Kiedyś były sobie w zasadzie równe ale minęło dużo czasu, który Eve poświęciła na rozwijanie subtelności a jej siostry, sądząc po ich wyglądzie, na “otwartości”. Oczywiście Eve też nie pozostawała bez kłów czy pazurów, ale siostry doskonale przecież o tym wiedziały.
- No pewnie, można by nawet rzec, iż myślałam o was każdego dnia… - Uśmiechnęła się do niechcianych gości po czym przeniosła wzrok na Philipa. - Misiu, idź proszę na górę i dopilnuj żeby nikt nie niepokoił mnie i moich koleżanek w salonie. Najlepiej idż spać, już bardzo późno. - Pozwoliła się objąć mężczyźnie i cmoknęła go w usta, zanim zniknął im z oczu. - wtedy przeniosła spojrzenie na siostry:
- Zajęło wam trochę czasu żeby mnie znaleźć, za to ja byłam pewna, że umarłyście.
- Pewność zyskuje się widząc coś na własne oczy. A jeszcze lepiej jest załatwić sprawę samodzielnie - zripostowała Czarna, a naznaczone szramami usta polubownie się wykrzywiły. Weszła do środka i, robiąc użytek z wieszaka, ściągnęła płaszcz. Pod spodem miała tank top i smoliste sztruksy, na nogach umorusane zaschniętym błotem tenisówki. “Moda” i “estetyka” istniały w jej głowie stricte jako terminy słownikowe.
- Na przykład przy robieniu z kogoś kozła ofiarnego i zostawianiu go na kosy, tak jak lubił to robić stary, dobry Wielebny! Ha! - dorzuciła od siebie ruda, papugując postępowanie siostry i zostawiając kurtkę w przedpokoju. Udawane koleżanki ze szkoły najwidoczniej nie przyszły w gości żeby zamienić Eve w kupkę popiołu - przynajmniej nie bez odpowiedniego pretekstu. Eve poprowadziła je do salonu.
- Jejku jej! Ale żeś się tu urządziła, siostra! Kominek, plazma, fifaśne meble, dosłownie miejsce wygląda jak z jakiegoś katalogu! - krzykaczka musiała wszystko obrzejrzeć i wszystkiego dotknąć. Dwoiła i troiła się w oczach. Dla kontrastu, Czarna postawila upominkową butelkę na stole, po czym spokojnie usadowiła się na pierwszej z brzegu sofie.
- Zapomniałaś o zapasie krwi na wyciągnięcie ręki - rzuciła do hiperaktywnej rówieśniczki.
- Faktycznie, faktycznie! A jaka ufna i posłuszna ta torebka! Super wytresowana!
- Może aż za dobrze? Był taki naiwny i uległy. Słowem nie zakwestionował bajek, które mu naopowiadałyśmy
- tutaj spojrzenie karmazynowego oka spoczęło na gospodyni. Czy powinna odczytać je jako zarzut? Reprymendę za frywolne stosowanie mocy krwi? Eve spokojnie opadła na inną niż dziewczyny sofę, założyła nogę na nogę, położyła rozłożone ramiona na oparciu, słowem rozsiadła się. Nie spuszczając jednak wzroku ze swoich gości. I tak, zarejestrowała też obecność butelki, choć z premedytacją nie zwracała na nią uwagi.
- Każda z nas zawsze miała swoje dobre i lepsze strony, Ja na przykład jestem praktyczna. Zostałam sama i wystawiona, więc zajęłam się sobą samą, a nie angażowaniem się w konflikty z miejscowymi których nie mogła bym wygrać. A jeśli nie ma gwarancji wygranej, to po co w ogóle zaczynać? - uniosła brew, uderzając powoli długimi paznokciami w obicie sofy.
- Dlatego te woreczki zajmują się wyłącznie dostarczaniem tego - omiotła pomieszczenie wzrokiem - oraz tego - klapnęła w powietrzu obdarzonymi kłami i zamlaskała. Następnie zwróciła się bezpośrednio do Czarnej:
- A co? przejmujesz się, że coś by wygadał? zależy ci na takich rzeczach…? - zapytała z ironią. Emanując spokojem grabarza, jednookoa wzruszyła ramionami.
- Czy to grzech martwić się o siostrę, która przez tyle czasu musiała radzić sobie sama?
- Nie musiała, nie musiała! Po prostu dała drapaka jak tylko zaczęły się kłopoty! Prawdziwe oddanie sprawie, nie ma co! Dlatego Vinculum powinno być lepiej nad...-
Czarna uniosła ostrzegawczo rękę, natychmiast przerywając nabierającą rumieńców tyradę siostry.
- Dosyć. Już o tym rozmawiałyśmy. Kilkakrotnie. Dobrze wiesz, że przyszłyśmy tu wyciągnąć do niej rękę w geście pojednania, a nie zadawać cios pięścią...
- A szkoda... z chęcią przyprowadziłabym ze sobą paru wygrzebańców i zrobiła tu...
- Dosyć, powiedziałam! Biskup stwierdził, że to ja decyduję! -
Czarna łypnęła z pode łba, kończąc dysputę na dobre. Bez szansy na ostatnie słowo, ruda tylko ostentacyjnie ziewnęła. Ta mała wymiana zdań szybko obnarzyła Eve kto rządzi a kto doradza. Teraz należało dojść do sedna całej tej farsy. Przez moment panowała kłopotliwa cisza, którą zakłóciła dopiero gospodyni:
- Zapewne jest wiele rzeczy których chciałybyście ode mnie, ale musi być przynajmniej jedna która spowodowała iż mam zaszczyt gościć was tu dzisiaj w moich skromnych progach, toteż, zamieniam się w słuch… - oczyściła umysł, zrobiła miejsce na horror, który miał wlać się zaraz przez uszy.

Horror ten został przedstawiony jako względnie standardowa formułka. Oczywiście “prosta” nie znaczyło “łatwa do przełknięcia”:
- Rozpoczęliśmy kolejny atak na LA. Chciałabym żebyś dołączyła do sfory.
Zadziwiające, jak wielki ładunek konotacji potrafiło zawierać jedno słowo. Owe “chciałabym” kryło w sobie pojednawcze nastawienie jednookiej, jadowitość Rudej oraz gniew całej sekty, który teraz praktycznie wisiał nad gospodynią jak przysłowiowy miecz Damoklesa... czy inna tykająca bomba pod siedzeniem sofy. Była to oferta żywcem wyjęta z mafijnego filmidła.

Eve nie kłamała, gdy przypisywała sobie praktyczność. Najważniejszym priorytetem jej egzystencji było przetrwanie. Oczywiście przetrwanie miało różne barwy i odcienie. Najbardziej podstawowym, pierwotnym poziomem było po prostu posiadanie głowy przytwierdzonej do szyi. Ale w zależności od możliwości, można było też walczyć o przetrwanie w dobrobycie, czy nawet w luksusie. Przetrwanie oznaczało też ile można było dla niego poświęcić, by zachować jakiś konkretny poziom. Eve nie interesowało kto kręci miastem, gdyż jedyna jego część na której naprawdę jej zależało, to dom w którego salonie właśnie siedziała. Czy miastem “kręci” Książę, Biskupi czy Arcybiskup mało dla niej znaczyło. Liczyło się tylko co ona z tego ma. A Eve nie była przecież wymagająca, przez te wszystkie dekady w LA nigdy nic od nikogo nie chciała, ani też nikt od niej. Aż do teraz. Czy Eve chciała przyłączać się do ataku na miejscową Camarillę? - skąd! po co? Miejscowe pijawki nawet jeśli o niej wiedziały, najwidoczniej dawno zrozumiały, że wampirzyca nie ma zamiaru nikomu robić żadnych problemów. A w tej ich całej zafajdanej maskaradzie była lepsza od nich wszystkich razem wziętych.

Jednak jeśli sekty w istocie zawalczą o miasto, żaden kamień nie pozostanie nienaruszony. No chyba że się jest jakimś pierdolonym Inconnu (Eve zawsze w duszy bawiła hipokryzja sabackich sióstr i braci. Młode zasadniczo wampiry pierdoliły o przedpotopowcach a wolały zarzynać się o jakieś lasombryczno-venturowskie wpływy. Wygrzebańce ginęły w iście stalinowskich proporcjach a takie staruchy z Inconnu raczej żadko - niestety taka była prawda, przynajmniej na ile poznała ją Eve.) Dlatego Eve musiała albo wynieść się z miasta, albo się określić. Z racji iż kainitki siedziały teraz w jej salonie, kwestia się wyklarowała. Eve spojrzała sponad własnego nagiego kolana na swoje “siostry” były jak dwa kurze jajka. Eve nie raz widziała w lodówce swoich ghuli pudełko z jajkami. Często zdarzało się tak, że kilka jajek zmiażdżyło jedno, same pozostając nietknięte, lub tylko lekko pęknięte. Teraz pytanie: jak rzucić jajkiem tak żeby zbić dwa inne nie rozbijając rzucanego? niemożliwe. Eve nie miała myśli samobójczych. Teraz chodziło o zachowanie połączenia głowy z szyją, zachowaniem stanu posiadania będzie zajmować później.
Wampirzyca uniosła brew, uśmiechnęła się obdarzając białe zęby i kły. Energicznie klasnęła dłońmi o kolana.
- No nie… nie wierzę, czy to sama ducta i wielebna we własnych osobach? - wycelowała długim paznokciem wskazującego palca to w Czarną to w Rudą, po czym już całkiem poważnie skłoniła głowę. Chwyciła w prawą dłoń swoją lewą pierś w teatralnym geście.
- Skoro ręka jest pojednawcza, ja jej nie odtrącę - Eve starała się myśleć o stronach pozytywnych, niedługo “przełknie” może trochę lepiej to błoto na dywanie. I to chyba już było na tyle.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 27-06-2016 o 22:17.
Amon jest offline