Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2016, 09:09   #10
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Gdy Becca starała się dopasować kolorystykę uzbrojenia i wyjściowej kreacji, jej wzrok powędrował w kierunku otworzonej paczki. Mogłaby przysiąc, że zaznajomiła się z całą zawartością pakunku, ale delikatne lśnienie dochodzące do jej źrenic z wnętrza kartonu, dowodziło czego innego. Nurtującym ślepia świecuszkiem nie była jednak folia bąbelkowa, czy inny środek zapobiegawczy, który miałby chronić przewożone fanty. Opakowanie przechyliło się po raz drugi tego wieczora, a na wyciągniętą dłoń nieumarłej kobiety wypadł... cukierek. Niewielki, okrągły i prawie całkiem płaski. Białe literki na złotym papierku dawały światu znać, że w środku znajduje się Werther’s Original, karmelowy przysmak niemieckiej marki liczącej sobie ponad sto lat. Nawet pstrokata osłonka nie była w stanie zatrzymać jego intensywnego aromatu, który uwodził obietnicą słodyczy rozpływającej się na języku i oferował możliwość powrócenia na kilka chwil do beztroskich czasów dzieciństwa. To właśnie przed całkowitym zatraceniem się w tej pokusie, trzymając zawiniątko na wysokości twarzy, Rebecca uświadomiła sobie coś ważnego i potencjalnie niepokojącego - czuła zapach tego kawałka słodyczy tak wyraźnie, jakby jej płuca zostały pobudzone do pełnego dozą Vitae. Uświadomiwszy to sobie, zapobiegawczo odłożyła przysmak na stoliku. Poza tym, nie mogła go przecież zjeść ot tak zjeść - jej specyficzna dieta to uniemożliwiała. A nawet gdyby kobieta jakoś dała radę powstrzymać odruchy zwrotne... przyjmowanie cukierków od nieznajomych było kiepskim pomysłem. Wiedziały o tym nawet małe dzieci, prawda?

Becca zastanawiała się, czy bezpieczniej będzie oddać słodki cukierek do laboratoryjnej analizy, czy lepiej nie wyciągać pochopnych wniosków i nie doszukiwać się rzeczy, których nie ma, a które podsuwała jej rozwijająca się paranoja. Pamiętała, że bardzo lubiła tę markę słodyczy i każdy Walmart dysponował kilkoma, różnej wielkości wersjami opakowań. Co jednak taki cukierek mógł robić w jej paczce? I to po, wydawałoby się, dokładnym przejrzeniu zawartości otrzymanego pakunku? Nie, widocznie w pośpiechu nie zauważyła małej słodkości, przecież nie pojawiła się ona w pudełku nagle i “magicznie”. Czy taki cukierek był dodawany jako standardowa ozdoba-poczęstunek do każdej przesyłki tej firmy? Czy był to jakiś osobisty akcent, dobrany dla niej i mający obudzić dawno zapomniane wspomnienia?
Cukierek raczej nie był standardowy, bo zwykle ze zbiorczego opakowania, niezależnie od wielkości, wyciągało się zapakowaną w przezroczystą folijkę brązową grudkę toffi, a nie opatrzoną dodatkowym, opisanym papierkiem. Kobieta skupiła się na cukierku, a raczej jego opakowaniu, otwierając nań swoje nadprzyrodzone zmysły. Skoro dane jej było dysponować szczególnymi mocami, dlaczego miałaby nie próbować tego wykorzystać? Biorąc pod uwagę, jak intensywnie zadziałał na nią zapach, Becca spodziewała się odnaleźć coś więcej...

Sama osłonka nie była niczym wyjątkowym - strasznie duża dawka niezwykłości kryła się natomiast w środku. Kawałek karmelu roztaczał wokół siebie feerię barw. Ciemna zieleń i cynober przebijały się przez cukier, przeplatały nawzajem i tworzyły zagadkowe wzory. Małe kuleczki odlane z pulsującego złota wypływały na powierzchnię przysmaku, po czym wzlatywały w górę niczym bańki mydlane i, pękając, strzelały iskierkami tęczy. Kilka z tych róznobarwnych fragmentów dotknęło opuszka kciuka Rebecci, co skłoniło ją do uśmiechu. Kto by pomyślał, że w tym kawałku palonego cukru tkwiło coś tak wyjątkowego? Chyba tylko specjaliści od reklamy, bo to przecież oni często uchodzili za największych marzycieli tej epoki.

Cukierek był więc mieszanką czyjegoś szczęścia oraz zazdrości. Nowe pytanie brzmiało: czy były to uczucia przypadkowej osoby…? Nie, to nie brzmiało wiarygodnie. W tej paczce nic nie było przypadkowe. Rebecca była raczej skłonna założyć, że wszystko miało swój powód i cel. Ktoś, kto umieścił słodycz w paczce, nałożył nań swoje odczucia. Bańki były intrygujące i to one wzbudziły największą ciekawość kobiety. Osoba, która prawdopodobnie pakowała, a może i przysłała zaproszenie w tym momencie zyskała więcej w oczach Becci. Warto było doceniać kogoś, kto włożył w swoje plany tyle zachodu. Nie zmieniło to jednak jej podejścia do całej sprawy - ubrać się odpowiednio i uzbroić, nie na tyle, aby zdenerwować potecjalnego gospodarza, ale na tyle, aby czuć się pewnie.

Istniała oczywiście możliwość, że to nie osoba trzęsąca całą operacją była odpowiedzialna za próby osłodzenia życia panny Crowford. Złote zawiniątko zawsze mogło wylądować w paczce przy udziale persony trzeciej - na przykład emocjonalnie rozstrojonej dziewczyny, która (niezbyt chętnie) świadczyła usługi kurierskie. Z jakiegoś powodu nadnaturalny kawałek karmelu sprawiał, że przez myśli Becci przewijała się właśnie ta zapłakana postać. Tylko w jakim celu owa płaczka miałaby się wysilać na coś takiego?

Rebecca potrząsnęła głową, jakby odganiając od siebie kłebiącą się mgiełkę myśli. Do swoich planów dorzuciła nowy punkt - wyśledzić roztrzęsioną dziewoję. I to od tego postanowiła zacząć, zważając na fakt, że do imprezy w hotelu miała jeszcze dwa dni. Panna Crowford usiadła przed swoim komputerem, przesuwając z zafascynowaniem w palcach enigmatycznego cukierka. Raz kozie śmierć, pomyślała, z cichym szelestem folii zdjemując opakowanie, oraz wsuwając do ust smakołyk. Na języku poczuła lepką słodycz…

Chwila szczerości, chwila ryzyka, oddalenie i... Ameryka. Choć może raczej zostawienie tej ostatniej w tyle byłoby trafniejszą relacją z odczuć nieumarłej kobiety. Smak rozszedł się po jej języku, przesączył do umysłu i w końcu zalał sobą pozostałe zmysły. Zwykły cukier nie grał tutaj niemal żadnej roli, został zepchnięty daleko na drugi plan. Becca czuła niewinną, dziecięcą radość w każdej komórce swojego ciała. Na krótką chwilę zaznała ulgi gdy jakaś niewidzialna dłoń usunęła z jej serca ciężar, który kumulowała przez tyle lat. Zdjęła wagę występków - jej własnych i tych cudzych. Chęć zemsty, choć niezupełnie przyćmiona, teraz zdawała się rozmazana, odległa i... mało istotna. Wszystkie te doznania bez trudu mogły stanąć w szranki z odczuciami wyzwalanymi przez pierwsze spożycie Vitae. Były jednak czystsze, bardziej szczere i pozbawione negatywnej otoczki pasożytnictwa czy też żerowania na innych istotach. Powoli i skromnie, stan błogości zaczął się wyrównywać, pszechodzić na jej węch, wzrok, a nawet słuch. Nie wiedzieć skąd, pannę Crowford dobiegł zapach świeżych wypieków. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat miała prawdziwą ochotę wybrać się do cukierni. Teraz. Natychmiast. Zaraz potem kuchenny aromat przeszedł w intensywną woń kwiatów - zapewne lilii hortensji z ogrodu. A gdyby tak wybiec na zewnątrz i, zarzucając suknią na boki jak młoda, naiwna dziewczynka, ułożyć się między nimi? Zerwać kilka i wpleść je we włosy? Nie, nie mogła sobie przecież na to pozwolić. Była dojrzałą kobietą, obowiązywały ją pełne normy. Ale nawet owe normy bledły przy intensywności i kontraście kolorów napływających z każdej strony. Nigdy nie widziała wszystkiego tak wyraźnie, co drugi przedmiot sprowadzał na jej umysł ciąg przyjemnych, kapkę nostalgicznych wspomnień. Do tego dochodził także odgłos szumiącego za oknami wiatru. Płatający figle między gałęziami zefir przywodził na myśl małe dzieci bawiące się pośród drzew. Sprawiał, że Becca ponownie zaczęła kwestionować swoje nawyki - te parszywe, płynące z dumnej dorosłości.

Rebeccę nagle zalała fala obrazów, rozpoznawała swoje wspomnienia z odległego dzieciństwa. Nagle przesuwające się jej przed jej oczami klisze zatrzymały się, obraz na jednej wyostrzył i powiększył tak, jakby znowu znalazła się w tamtym pokoju. To było późne popołudnie po jednej z lekcji z guwernantką. Becca nienawidziła swoich guwernantek, co do jednej. Zawsze próbowały w niej tłumić chęć zdobywania wiedzy. Były od uczenia, ale jak zostać doskonąła panią domu, która - będąc na jej stopie społecznej i tak nie musiała umieć za dużo. Ojciec późno wyłapał, że zainteresowania córki należy pięlegnować.
W tamto popołudnie było wyjątkowo nieprzyjemnie. Nie pamiętała dokładnie dlaczego, ale panna Burton, surowa, postawna kobieta, która “dbała” w pewnym momencie o jej edukację na pewno powiedziała garść niemiłych słów i próbowała zdominować swoją uczennicę. Zawsze tak robiła, akcentując, kto jest górą.
Becca wcisnęła się na fotel w mniejszej bawialni, przykrywając się do tego ciężką, nieco przykurzoną kotarą, która wisiała przy oknie. Nagle jej uszu dobiegło ciche szuranie, jakby ktoś przesuwał coś cięższego, niż pozwalały na to siły owej osoby. Dziewczynka wysunęła część głowy spod swojej “ochronki” i spojrzała w stronę drzwi, przez które w tym momencie wszedł jej brat. Carl ze skupieniem ciągnął za sobą kartonowe pudło.
- Chodź, zobacz! - niemal krzyknął z entuzjazmem, trwożnie się rozglądając, jakby sam wiedział, że lepiej nie krzyczeć, żeby nie przyciągnąć tu czyjejś nieproszonej uwagi.
Rebecca zsunęła się ze swojego fotela i podeszła szybkim, tanecznym krokiem do młodszego brata, wyglądając nad jego ramieniem do kartonu.
Westchnęła cicho i opadła na kolana, zadzierajac poły sukienki.
- Pieski! - pisnęła, wyciągając ręcę w stronę dwóch rudych i puchatych kulek, które próbowały sobie nawzajem zjeść czerwone kokardy z szyi i ciągneły się za uszy.
- To dla was dzieciaki! Dla każdego po jednym - usłyszała głos swojego ojca, dochodzący ze strony drzwi.
Podniosła szybko główkę i zobaczyła stojących na progu bawialni rodziców, razem, trzymali się za ręce, rzadko widywała takie sytuacje.
- Tatuś! Mamusia! - krzyknęła, czując zbierające się pod powiekami łzy, zerwała się z podłogi i w biegu, wpadła w ich wyciągnięte ręce…
Obraz powoli wyblakł i zamazał się. Widziała całą scenę, jako obserwator, pamiętała jednak wszystko doskonale. Było tak, jak przypomniała sobie teraz, błogo, spokojnie, bezpiecznie, szczęśliwie.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline