Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2016, 16:43   #7
Cooperator
 
Cooperator's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumny
Zejście z nasypu okazało się szybsze i bardziej dramatyczne niż się zapowiadało. Cywilizowanego zejścia nie było - przecież pieszym nie wolno było w ogóle przebywać na moście - jedyna droga wiodła po rozmokłym, śliskim zboczu. Pierwsza zeszła Julia, której trapery miały odpowiedni do tego bieżnik, więc poszło jej sprawnie. Przypatrywała się z dołu próbom Anki i Mikołaja, którym szło zdecydowanie gorzej. Gdyby był śnieg czy chociaż szron, pewnie można by powiedzieć, że gwiazdy tańczyły na lodzie - tutaj tańczyły w błocie.

Mikołaj poślizgnął się pierwszy, ukazując przy tym postępy własnej polonizacji. Ze wszystkich ukraińskich, rosyjskich, angielskich i polskich przekleństw jakie znał, nieoczekiwany kontakt z ziemią powitał przaśną mazowiecką “kurwą macią”. Julia zareagowała głośnym śmiechem.

Również Anka nie miała szczęścia, nawet podpierając się mieczem. W pewnym momencie poślizgnęła się, przenosząc cały ciężar ciała na drugą nogę, wykrzywioną pod dziwnym kątem. Przeszył ją ból. W końcu wyszła na chodnik mocno utykając.

Spójnia rzeczywiście była niedaleko, nad dzikim brzegiem Wisły. Mieli do przejścia kilkaset metrów ponurego niby to parku ciągnącego się wzdłuż kaponiery i murów Cytadeli. Minęli schody wiodące na symboliczny cmentarz i Bramę Straceń. Zeszli do przejścia podziemnego i w końcu znaleźli się nad Wisłą. Od momentu zejścia na tory do chwili obecnej nie spotkali żywej duszy, tylko Wisłostradą przejechało kilka samochód. Ich krok dudnił i odbijał się echem. Teraz jeszcze doszedł do tego porywisty, lodowaty wiatr ze strony Wisły.

Dawniej, za komuny, w okolicach Spójni były domki letniskowe, zrobione z płyt wiórowych o jakości oscylującej między mocnym kartonem a kiepską terakotą. Ich pozostałości służyły czasami bezdomnym za miejsca noclegowe, choć ostatnio zniszczenia zostały poczynione do takiego stopnia, że raczej już tylko jako śmietnik i źródło opału. Na porośniętym drzewami brzegu dymiło się jeszcze drewno, gazety i kartony, ale po bywalcach zostały tylko puste, potłuczone butelki po wódce.

Mikołaj stanął na pomoście, który bardziej pasowałby do mazurskich jezior niż środka Warszawy, wchodził on w rzekę na jakieś 6 metrów.
- No i jesteśmy - mruknął. - Tu go znaleźli.

Anka kuśtykając i posykując, zaczepiła Julkę:
- Od kiedy on taki?- upewniła się, że Mykoła nie słyszy jej pytania.

Julia przez chwilę nie odpowiadała, jakby bijąc się z myślami. W końcu potrząsnęła głową.
-To w sumie ciebie powinnam spytać, co mu zrobiłaś - mówiła przez zaciśnięte zęby, mocno wzburzona.-Odkąd przyniosłaś te cholerne dilerki, coś go zaraziło. A to coś na moście? - przysunęła się tak blisko, by pomimo mroku dostrzec oczy Anki - cóż, nigdy nie była dobra w trzymaniu przestrzeni osobistej innych ludzi - Skoro chciałaś się dowiedzieć czegoś od Damiana, czemu go po prostu nie zapytałaś? Przecież tam stał.

- Na razie widziałam co potrzebowałam. - zamyśliła się Anka - A wolałam nie narażać ani Ciebie ani jego bardziej. Obserwuj go przez jakiś czas. Jeśli by się pogarszało daj mi znać natychmiast. I widziałaś Damiana? - dopiero teraz dotarło do niej co powiedziała Julka.

- Nie pochowali go jeszcze, więc to nie mógł być on, tylko coś, co się pod niego podszywało. Pewnie mimik - Julia odparła nad wyraz rozsądnie i spokojnie.- Ale kiedy do niego zaczęłaś podchodzić, straciłam pewność. Ja raczej takim rzeczom schodzę z drogi… O ile się da. - oczywiście, zaraz potem wzruszyła ramionami.-Ale to wszystko jest bez sensu. Jeśli by to było coś w tych cholernych dilerkach, to przecież ja też je miałam w rękach. I ty. Czemu akurat jego dorwało? - przygryzła wargę, obserwując Mikołaja, który palił papierosa na pomoście.

- Może dlatego, że ćpa? Jest bardziej otwarty na pewne ...wpływy. A może zostawił sobie co nieco jak nie patrzyłam? - Anka ściągnęła brwi.

-Pilnuję go ostatnio, przecież chłopaki z którymi grywa mają teraz sprawę o posiadanie - wyjątkowo durna sprawa, 0,8 grama marihuany. Zapomnieli, że mają w kieszeniach towar i jak ich przypadkowy patrol wziął na kontrolę to po prostu wyciągnęli z kieszeni wszystko, co mieli.-A u mnie też ćpać nie może, nie życzę sobie syfu w moim mieszkaniu… - przez chwilę zastanawiała się, ale ciężko stwierdzić, czy nad prochami, czy nad wydarzeniami sprzed kilkunastu minut. Nagle roześmiała się.-To będzie dobre, jak go zaciągnę do spowiedzi - śmiała się na tyle głośno, że Mikołaj odwrócił się i w końcu zszedł z pomostu.

-Fajna ta rzeka, ale twarz mi zamarza. Co z tymi duchami, siostrzyczko? Wywołujesz jakieś?

Czernik poprawiła plecak i wsunęła miecz między buty by stanął na baczność.

Zapaliła papierosa i wypuszczając dym wpatrzyła się w okolicę.

Tknięta przeczuciem mruknęła do Julki:

- Miej oczy otwarte - i ponownie namacała książkę Damiana by sprawdzić i w tym miejscu ślady jakie zostały po wydarzeniach z nocy jego… zabójstwa.

Przez chwilę nic się nie działo. Wiatr mocniej dmuchał może niż przed chwilą, ale przecież nad Wisłą zawsze dmuchało. Julia spoglądała to na Ankę, to na Mikołaja z niepokojem. W końcu odeszła od nich i zajęła się niewygaszonym do końca miejscem ogniskowym. Cóż, każdy ma chyba sposób na radzenie sobie ze stresem.

Cytat:
Tymczasem, w noc zabójstwa z pomostem zderzyły się zwłoki Damiana. Słowo “zderzyły się” nie było żadną przenośnią, bo uderzyły ze sporą siłą. Siedząca przy ognisku grupka bardzo pijanej młodzieży nie zauważyła nic na początku, dopiero po pewnym czasie jeden z chłopaków odszedł w kierunku rzeki i zobaczył unoszące się ciało. Po chwili paniki, dzieciarnia odbiegła. Nie wyglądało na to, by ktoś powiadomił kogokolwiek o makabrycznym odkryciu.

Może potem powiadomili? Ostatecznie przecież pojawiła się policja, która wyciągnęła zwłoki z wody. Zanim wsadzili ciało do worka, na miejscu pojawił się Kosecki.

-Dobry wieczór -mruknął emeryt, zapalając papierosa.-Któryś z was jest tutaj od Wierzejskiej?

Policjanci nie przejęli się za bardzo jego towarzystwem, chyba wzięli go za zwykłego w ich pracy natręta.

-Nadkomisarz Wierzejskiej - uzupełnił Kosecki, niewzruszony.-Powiedziałem jej, że dzisiaj znajdziecie tu zwłoki. Powiedziałem też, gdzie ten gówniarz skoczy.

-Jak chcesz pan złożyć zeznania, to na komendzie - widocznie topielec nie stanowił na tyle istotnego wydarzenia, by zadać człowiekowi, który twierdził, że przewidział wszystko, choć kilka podstawowych pytań. Ci goście na pewno nie byli z CSI.

Ciało zostało wyniesione i wizja urwała się.
Ognisko płonęło, Julia bezmyślnie grzebała w nim patykiem. Mikołaj stał obok i się grzał. W tym ogniu było coś dziwnego - płonął zdecydowanie za jasno. Zobaczyła, że przy ogniu leżał gruby kij owinięty szmatą, chyba przygotowany, by go podpalić. Anka słyszała kiedyś o świętym ogniu, ale nie widziała tego w praktyce - Julia zdecydowanie znała kilka sztuczek.
Anka zaczynała być też zmęczona. Wrzuciła książkę do plecaka i podkuśtykała bliżej ognia:

- Julka… jesteś pełna niespodzianek - uśmiechnęła się do dziewczyny. - Wracamy. - zarządziła.

Julia uśmiechnęła się mimowolnie, zanim wróciła do swojej “profesjonalnej” powagi i - oczywiście - wzruszyła ramionami.

-Może to i nie moja sprawa - tak się nie zaczyna rozmów - ale poczułabym się lepiej, gdybyś powiedziała mi, czego się dowiedziałaś. Znam… kogoś - lekkie zawahanie - kto się zna na takich sprawach - spojrzała wymownie na miecz, a potem na Mikołaja.-Kogoś, kto mnie nauczył tych kilku niespodzianek…

Czernik przez chwilę się zastanawiała.

- A jak się nazywa? Skąd go tego kogoś znasz? - spojrzała na dziewczynę uważniej.

- Tomek. Był moim drużynowym - Julia uparcie wpatrywała się w płomień. - Opowiadał różne historie o tym, co można zobaczyć i co spotkać w Bieszczadach… Nie wszystko to ściema. Raz widziałam go w akcji. Jak chcesz, dam ci do niego numer.

- Jasne… powołam się na Ciebie?

Anka postanowiła wrócić tutaj sama zaraz następnego dnia rano. Jak się już wyśpi i przed olimpiadą nastoletniego podrywacza. Czekało ją jeszcze przygotowanie transparentu oraz upojna noc w szperaniu po necie.

Chciała dowiedzieć się przede wszystkim o początkach obydwu miejsc. Z jakiegoś powodu Damian postanowił zagrać chojraka i nie wyszło mu to na dobre. No i ten Kosecki… skąd on się urwał? Może na necie będzie o nim coś więcej.

Zamyślona nawet nie zauważała dziwnych spojrzeń w autobusie w drodze powrotnej do domu.
Babcia przywitała ją zwyczajową litanią wymówek zanim Anka zdążyła zamknąć za sobą drzwi wejściowe.
Zamiast się z nią przekomarzać, dziewczyna podeszła do starszej kobiety i cmoknęła lekko pomarszczoną twarz.
Przez chwilę na obliczu Babci gościł wyraz bezbrzeżnego zdumienia i jakby czułości. Szybko jednak pokryła to gderaniem:

- Znowu śmierdzisz papierosami. Paliłaś!

Anka jednak nie słuchała. Przywitała się z dziadkiem, który na widok miecza uniósł nieco brwi.

- Co? … Aaaa to? To do szkoły… atrapa… - mruknęła dziewczyna czując się niewymownie głupio kłamiąc dziadkowi Gieńkowi.
Żeby nie musieć się więcej tłumaczyć ruszyła do swojego pokoju. Rzuciła plecak w kąt i na chwilę padła na łóżko.

Przez parę minut po prostu nic nie robiła wślepiając się w sufit i wyposażenie pokoju.

- Kolaaaaaaaaaaaacjaaaaaa! - krzyk Babci obudziłby nawet zmarłego. Anka niechętnie ruszyła się z łózka i podreptała na bosaka do kuchni.
Pytania “jak w szkole?”, “co dzisiaj robiliście” załatwiała z automatu.
“W porządku”, “uczyliśmy się” - standardowe odpowiedzi nie zniechęcały Babci przed zadawaniem ich uparcie dnia następnego.

W końcu dziadek się wmieszał zagadując żonę na temat drugiego dania w dniu jutrzejszym. Babcia zagmatwała się pomiędzy wyborem ziemniaków a klusek tudzież kopytek i Anka widząc mrugnięcie dziadka szybko uciekła do swojej samotni zostawiając w powietrzu:

-...uje - wymruczane pod nosem by zwyczajowi i manierom stało się za dość.

Nastawiła muzę i ślepiąc się przez chwilę w komórkę wysłała smsa do Tomka
Cytat:
“Hej! Jestem znajomą Julki. Czy można zatelefonować i pomówić na temat ….”
Przerwała. Na jaki temat? Zabójstwa? Samobójstwa? “Akcji”?
Wykasowała ostatni kawałek.
Cytat:
“Hej! Z tej strony Anka. Jestem znajomą Julki. Kiedy można zatelefonować, by krótko pomówić? Dość ważne... Pzdr.”
Przez parę minut, gdy przygotowywała się do malowania transparentu, spoglądała na komórkę. Gdy odpowiedzi nie było, skoncentrowała się na kiczu wychodzącym spod jej pędzli.

W końcu, gdy ilość kwiatuszków, serduszek, motylków i gwiazdek przekroczył nawet jej limit zostawiła cudo by wyschło. Rano wystarczy je zwinąć do tuby i będzie dobrze.
Z budzikiem nastawionym na 6 rano, padła twarzą w poduszkę…
 
__________________
"Nie porzucaj nadzieje, jakoć się kolwiek dzieje"
Jan Kochanowski
Cooperator jest offline