Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2016, 23:56   #61
Perrin
 
Perrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Perrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumny
Dolit niewiele rozumiał z tego co się dzieje wokół. Najpierw Zehirla poszła ot tak nikogo nie pytając na spotkanie tych dwóch... dziwadeł. Potem coś do nich przemówiła, a chwilę później już wszyscy byli w ich obozowisku, które bynajmniej nie wyglądało na miejsce służące do kulturalnych dysput. Wszyscy (a myśląc "wszyscy" miał na myśli więcej stworów podobnych ich nowym przewodnikom) byli uzbrojeni i nie mieli przyjaznych min. Ten, którego spotkali na początku też nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Gdy się odezwał tak bezczelnie do Zehirli, Dolit bez namysłu, zgodnie ze szlacheckim kodeksem chciał zażądać satysfakcji za obrazę damy. Ta jednak, ku zaskoczeniu młodzieńca, chwyciła go za rękę. Dolit miał wrażenie, że jej dotyk oznaczał coś więcej niż "stój" i aż się zatrzymał się czekając co się dalej wydarzy.
To nie był jednak koniec nieoczekiwanego zachowania Zehirli. Ileż jeszcze razy ta kobieta go zaskoczy? Nie ma dnia by nie uczyniła tego kilkukrotnie. Także i tym razem miast odpowiedzieć tamtemu jak na to zasłużył... podziękowała, jakby jego słowa stanowiły komplement. Cóż być może w istocie w ustach takiego prostaka był to komplement. Może Zehirla w swej dobroci przymknęła oczy na brak manier tamtego kmiotka? Jeśli tak było, a przecież musiało tak być, to po raz kolejny pokazała, że jest prawdziwą damą.
Zamyślony Dolit znów niemal nie zauważył, że poprowadzono ich gdzie indziej. Ledwie zarejestrował słowa tamtego by "niczego nie próbowali".
Znaleźli się więc przed tym, jakimś tam, ich wodzem. Nie wyglądał on imponująco. W rzeczy samej wyglądał jak dzikie stworzenie, próbujące dobrze wypaść wśród bardziej okrzesanych istot. Żałosne.
Przynajmniej jednak się starał w przeciwieństwie do tamtych.
Dolit skupił swój wzrok na czymś dlań ważniejszym. Otóż na stole leżało jadło. Tymczasem Zehirla pięknie i niezwykle grzecznie przemówiła do tego obdartusa. Zaoferowała mu... opowieści. W innych okolicznościach Dolit by się uśmiechnął, jeśli nie otwarcie zaśmiał na tak dziwaczną propozycję. Jednak słyszał już w jaskini jak wspaniale Zehirla potrafi opowiadać. Było to warte każdej ceny. Sam z resztą też przecież żył z opowieści. Nie odważyłby się chyba jednak zaproponować jedynie swego talentu gdy ich życie mogło od tego zależeć. Zehirla jednak była najwidoczniej pewna swych umiejętności. Tylko czy taki prostak potrafiłby to docenić?

Yekil i pozostała dwójka siedzących siedzieli nieruchomo wsłuchując się w słowa półelfki. Na wieść, że grupa nie para się handlem skrzywili się lekko, obrzucając się nawzajem znaczącymy spojrzeniami, ale gdy powiedziała o podarkach, na twarzy wodza zagościł mały pomarszczony uśmieszek.

Elfka ponownie pochyliła się delikatnie i wdzięcznie, choć już nie tak nisko jak za pierwszym razem. W skupieniu obserwowała wodza i najwyraźniej czekała na to co się stanie.

- Ile za małpę? - Rzucił Vernon. Nie by ją chciał, ale spodziewał się, że to rozzłości Wateka.
Dolit słysząc te słowa początkowo przestraszył się. Potem jednak pomyślał, że można by niezły ubić interes sprzedając im Berę, a potem odsyłając, albo czekając zwyczajnie aż zniknie. Uśmiechnął się nawet na ten plan, choć sama Bera nie wyglądała na zachwyconą tą zaskakującą propozycją. W zasadzie sprawiała wrażenie, jakby chciała kogoś ugryźć ale nie mogła się zdecydować kogo najpierw. Niestety wtrącił się Xaaz.
- A ile za Twego sługę Vernon’a? Jestem skłonny dać 200 sztuk złota. - machnął Xaazz, którego wzrok przestał błędnie krążyć po pomieszczeniu i skoncentrował się na oczach wodza.
- Stoi. Płatne z góry co trzydzieści dni. - Odpowiedział Vernon. Nie sądził, że najęcie się do tej grupy będzie takie łatwe. Widząc pytające spojrzenie wodza dodał - No co? Jestem spłukany.
Słysząc wymienioną przez Xaaza kwotę Dolit szeroko otworzył oczy. Jednak rozwarł je jeszcze bardziej gdy usłyszał słowa Vernona. Oto spotkał się prostak z prostakiem- pomyślał Dolit. Nie dość, że się wtrącił w dyskusję to jeszcze rzucił nierealną propozycję.

Zehirlę zatkało tak że przez moment nic nie powiedziała, gdy w końcu poukładała sobie sytuację w głowie zwróciła się znów.
- Ten człowiek nie ma z nami nic wspólnego. Pałęta się tylko za nami i wygraża. Radzę na niego uważać i nie bynajmniej z braku grzeczności. Po prostu jest niebezpieczny. Jego los jest mi obojętny i jeśli uraził Cię wodzu - zrób z nim co zechcesz. Przy okazji wątpię by jego słowo było cokolwiek warte.
Na te słowa Dolit potakiwał odruchowo. Miał wrażenie, że Elfka wypowiada jego własne myśli.

Xaazz oburzony spojrzał na Vernon'a niczym na nic nie warte zwierzę, a gdy nasycił się pogardą jego ślepia powędrowały w kierunku przywódcy goblinów.
- Niedawno uratowałem jej życie i tak odwzajemnia mi swą wdzięczność. - przymknąwszy powieki westchnął z trudem i kontynuował - Panie, źle się wyraziłem, nie chcę płacić mu żołdu, pragnę zapłacić tobie i mieć go na własność.
Zdziwieniu Dolita nie było końca. "Uratowałem jej życie"? Co on sobie wyobraża?! Powinien się cieszyć, że jeszcze chodzi po tym świecie, a jeszcze śmie prezentować postawę roszczeniową. W dodatku zaproponował kupno... kogoś. Nie ważne czym ten ktoś był. Istot rozumnych się nie kupuje. Nawet tak prostych.

Półelfka choć nie wdała się w dyskusję z Xaazem, to wyglądała na zakłopotaną. Szukając oparcia spojrzała na Dolita i Roleya.

Dolit już miał wtrącić swoje trzy grosze, lecz Roley go ubiegł. Młodzieniec mocniej chwycił swój kij bo zapowiadała się większa awantura.

Roley aż zadrżał poirytowany słysząc słowa czarownika
- Wiesz Xaaz, gdybyś poza rzucaniem błyskawic na prawo i lewo nie był takim dupkiem to może łatwiej byłoby nam okazywać wdzięczność… - rzucił przez zęby - Poza tym, walczyliśmy tam wszyscy, o Obrońco Uciśnionych. - Łowca potrafił długo być cierpliwy, ale w momencie gdy sprawy brnęły za daleko jego długo tłumiona irytacja wybuchała z podwójną siłą.

Dolit rad był, że coś ich wszystkich łączy, nawet jeśli była to irytacja, czy nawet nienawiść do Xaaza.
- Jeśli sprawia wam takie problemy, to wy mnie najmijcie. - Vernon zwrócił się do Zehirly. - Zabić go, albo postraszyć, trzymać na dystans albo na oku, do wyboru. Dodajmy też obronę prze niebezpieczeństwem i zwiad. Nie robię prania. Cena jest do negocjacji. - Stwierdził.
- Gorsza robota nie będzie, niż jak Karel Krzykacz najął się o pomocy u tego Przywoływacza dwie zimy temu.
Widząc zdezorientowane spojrzenia Vernon odchrząknął, gotów zademonstrować, ale na to wszystkie cztery pozostałe Hobgobliny poderwały się z miejsc, krzycząc z przerażeniem NIE!

Wreszcie padła jakaś sensowna oferta. Wprawdzie gdyby to ten osobnik zajął się Xaazem to przypadłaby mu cała chwała, jednak Dolit był gotów poświęcić tę drobną zasługę na rzecz świętego spokoju od tamtego obrzydliwca, który już wystarczająco im namieszał.
Półelfka zaś zdała się nie do końca wiedzieć co odpowiedzieć w tej sytuacji.

- DOSYĆ! - krzyknął piskliwym głosem jeden z dwóch towarzyszy Yekila, który, jak wiedział Vernon, był synem wodza - Nie obchodzą nas wasze sprawy! Pokazać jakie towary macie! Jeśli zadowolą wodza, może pozwolimy wam zanocować, a jak nie, to damy na pożarcie wilkom!

No tak. Cham zawsze pozostanie chamem. Biedna Zehirla chyba, za bardzo ufała, że każde stworzenie ma serce i teraz wszyscy mogą być w niebezpieczeństwie. Dolit mocniej zacisnął kij. W razie czego ją obroni.

Tym razem zareagował Yekil. Mówił powoli, zupełnie ignorując wybuch syna.
- Wstęp tu mają tylko handlarze. Skoro Vernon was tu przyprowadził, lepiej dla was i dla niego, żebyście coś mieli. Skoro macie coś na podarek to tym bardziej możecie przyjąć coś w zamian.

Przynajmniej ten ich wódz wyjaśnił zasady tu panujące. Może jednak jest wśród nich ktoś, z kim można rozmawiać- pomyślał Dolit. Niestety tamten jakby słysząc myśli młodzieńca pokazał się z jak najgorszej strony, gdyż przyłożył dwa palce do nosa i wysmarkał solidnego gluta na podłogę po czym machnął na trzeciego z nich i rzekł:
- Bulw, posprzątaj stół.

W kilka sekund posługacz sprawnie zgarnął całą zastawę i rzucił w kąt jak stertę rupieci.

Dolit intensywnie myślał, czego takie stwory jak oni mogą chcieć. Zapewne broni ale on takowej nie posiadał. Poza może krótkim mieczem, który zabrał by ściąć głowę temu yyyy no temu którego mieli dorwać tam w lesie. W razie potrzeby może go im oddać. I tak do tej pory mu się nie przydał. Po co w ogóle tu przychodzili?
 

Ostatnio edytowane przez Perrin : 14-07-2016 o 19:32.
Perrin jest offline