Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2016, 19:46   #62
Yuan
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
Roley rozglądał się ciekawie po wiosce hobgolinów. Towarzysze nie wydawali się zachwyceni, ale jemu przypomniały się stare czasy, kiedy bywał w różnych, dziwniejszych miejscach i handlował z bardziej prymitywnymi ludami. Z jego doświadczenia wynikało, że im bardziej prymitywny lud tym szybsze i prostsze negocjacje należy prowadzić. Nikt w końcu nie lubi obrywać pałką w głowę...

Nie żeby tęsknił za tym całym "zewem przygody". W końcu teraz wrócił na szlak niejako z przymusu i nie sądził, że spędzi w ten sposób chociaż 5 min dłużej niż będzie musiał. Miał coraz większe problemy ze znoszeniem tej całej sytuacji, a szczególnie przypadkowych ludzi, którzy przypadli mu w udziale. Miał wrażenie, że z dnia na dzień sprawy się tylko pogarszają. Do tego Xaaz ciągle mieszał i przysparzał kłopotów, jakby ich mieli mało. Z twarzy towarzyszy mógł jasno wyczytać mieszaninę gniewu i zażenowania, za każdym razem gdy wtrącał swoje głupie wstawki. Pewnie oni tak samo zastanawiają się co on tak właściwie z nimi dalej robi. Płacenie komuś za jego pilnowanie było jednakże jakąś kompletną bzdurą, za to pozbycie się jego... czemu nie? Szczególnie jeśli faktycznie miał przy sobie trochę złota. O tak, złoto Xaaza mogłoby rozwiązać wiele problemów...

Dodatkowo świeżo kwitnąca miłość między Dolitem i Zehirlą nieco go denerwowała. Ucieczka przed nieuchronną śmiercią wydawała się niezbyt trafną sytuacją do budowania podwalin udanego związku. Dla niego wyglądało to po prostu jako próba wyładowania stresu i przelanie rozmaitych emocji na miłość do drugiej osoby. Czy to skuteczne? Może, ale raczej na krótką metę. Niemniej jednak, czuł, że musi znaleźć przynajmniej w nich sojuszników inaczej zwariuje kompletnie... Obiecał sobie, że postara się być nieco milszy i poszukać w nich jakiś dobrych cech...

Łowca wrócił myślami do obecnej sytuacji, westchnął ciężko i uspokoił emocje. To nie było miejsce na kłótnie, trzeba to było rozegrać na spokojnie jeśli nie chcieli się narazić na kolejne kłopoty. Łowca wiedział co nada się na podarek i chociaż początkowo stanowczo odrzucił tę myśl teraz zdrowy rozsądek zaczynał powoli wygrywać z sentymentami. Odrzucił ostatnie wątpliwości kołatające się w jego głowie i wyciągnął zza pazuchy prostą, ale misternie wykonaną drewnianą sowę.

- Drogi Yekilu - skłonił się i wyciągnął dłoń z sową w kierunku wodza jakby trzymał w niej prawdziwy skarb. - Ta misternie rzeźbiona sowa to talizman niezwykle ceniony w stronach, z których pochodzę. Powiadają, że zapewnia jej właścicielowi niezwykłą mądrość, odwagę i spryt. Twoja postawa i posłuch wśród poddanych podpowiadają mi, że nie brakuje Ci żadnej z tych cech, ale także, że z każdej z nich zrobisz dobry użytek. Przyjmij więc ten dar jako oznakę wielkiego szacunku. - Roley spojrzał z pewną niepewnością na reakcję wodza. Mógł mieć tylko nadzieje, że kupi tę historyjkę.

Zanim wódz w ogóle zdążył coś dodać Roley usłyszał z boku przejęty głos Zehirli, która nalegała, żeby nie oddawał sowy. Łowca nie do końca wiedział jak rozumieć ten nagły wybuch troski. Czy elfka wiedziała ile sowa dla niego znaczy, czy po prostu chciała tylko wzmocnić efekt blefu przed wodzem? Wcześniej nie wykazywała raczej jakiegoś większego zainteresowania jego osobą, więc ta druga opcja wydawała się bardziej prawdopodobna. Z drugiej strony, przed chwilą obiecywał sobie, że będzie się doszukiwał dobrych cech...

Zaraz po elfce (a jakże!) wtrącił się Dolit.
- Właśnie! Jak sobie bez niej poradzimy? Już byśmy nie żyli, gdyby nie sprytne plany, które dzięki niej wymyślałeś. Ci strażnicy nawet nie zorientowali się, że robią to co chcemy. Z pewnością możemy dać co innego. Muszę Ci przypominać jak trudno było ją zdobyć? - Dolit mówiąc to miał minę zdradzającą lęk przed utratą czegoś cennego. Ruszył w jego kierunku jakby chcąc wyrwać mu cenny przedmiot. Łowca musiał przyznać, że o ile z jego strony brzmiało to komicznie to było całkiem udanie zagrane i miało szansę się udać.

Moja oferta była na poważnie. - Zwrócił się Vernon do Zehirly.- Możemy się dogadać do ceny. I wypadałoby coś odpalić wodzowi. - Próbował zasugerować, że to może rozwiązać ich mały impas z Yekilem, zakup usług w końcu też pochodził pod handel. Ale nie za bardzo wiedział jak, gadanie z ludziami nigdy nie było jego mocną stroną.
- Ale.. mnie nie stać by Cię opłacać. Nie mam stałych dochodów.. - Zehirla odparła cicho, wahając się.
- Wystarczy na razie pierwsza opłata. - Stwierdził Vernon, któremu, szczerze mówiąc, wcale nie zależało na zostaniu w wiosce, co czyniło bardziej niż skłonnym o negocjacji. - Potem się zobaczy.

Wódz machnął ręką uciszając Vernona i wyciągnął długą chudą rękę, żeby przejąć rzeźbę. Przez chwilę obracał nią, potrząsał, pocierał ręką… Potem przekazał synowi, a on uczynił podobnie. Oddał rzeźbę ojcu drugą ręką - czyniąc jakiś znak. Wtedy Yekil przemówił.
- Dwadzieścia sztuk srebra. Całkiem ładne. W zamian możemy też wam dać kamyk…
- Ale zostały tylko dwa! - oburzył się młodszy hobgoblin
- Są moje synu, a ten ptak z drewna będzie ładną ozdobą, pasuje do drewnianego puchara z Ur’Kzok. - zaklaskał cztery razy - Bulw, towar! Vernonie, jak dobijemy targu odprowadzisz gości do chaty gościnnej, przyślij Tuktuka i Edka do mnie. Tam możesz dotrzymać im towarzystwa i dobić własnej umowy. Tylko pamiętaj, jak wrócisz to dwadzieścia procent przychodu dla mnie.

To dobre warunki. - Vernon kiwnął głową i ruszył znaleźć tamtych dwóch. To były dobre warunki, pomyślał. Na tyle dobre, by mógł negocjować nieco niżej. Po co oddawać Yekilowi za dużo? Poza tym nie chciał być obecny przy tym jak naciągnie tych naiwniaków.

Sługa poszedł na drugą stronę pokoju, otworzył jedną ze skrzyń małym kluczem, poszukał chwilę, gruchocząc towarami ze środka - były to najróżniejsze odgłosy, od brzęku monet do głuchych odgłosów kości - wreszcie wrócił, kładąc na stole kulisty kamień koloru perły. Była na nim cienka, ale długa skaza.

Yekil spojrzał na Roleya i spytał - Srebro czy kamyk?
Łowca poczuł delikatne szturchnięcie, a chwilę potem usłyszał ciche słowa półelfki - Bierz kamyk.

Dolit najwyraźniej też chciał dodać coś od siebie. Zatrzymał się wpół kroku. “Kamyk?”. Trzeba to sprawdzić. Nie byłoby jednak rozsądne nagłe rzucanie zaklęć w ich obecnej sytuacji. Zapytał więc: - Pozwolisz dostojny Yekilu, że sprawdzę wartość proponowanego przez Ciebie kamyka? Chcielibyśmy być pewni wymiany, co być może utrwali nasze kontakty handlowe w przyszłości. - Hobgoblin machnął tylko ręką, dając pozwolenie.

Dolit więc rzucił zaklęcie wyciągając dłoń i wypowiadając słowa:
- Sensu koammm! - a gdy dowiedział się wszystkiego czego mógł rzekł - Dziękuję wodzu. A memu przyjacielowi rzeknę tylko, że ów kamień jak mi się zdaje jest cenny i być może pomoże nam w dalszej podróży. Nadal szkoda mi rozstawać się z tą sową, ale jak mniemam dostojnemu Yekilowi równie trudno z jego kamieniem. Nadto zaoferował nam przecież swą cenną gościnę.*

Roley udawał tylko, że się zastanawia. Oferta 20 sztuk srebra wskazywała, że wódz choć częściowo połknął haczyk, Maria nie wzięłaby pewnie za nią więcej niż 5. To jednak kamyk zaintrygował Roleya, a reakcja towarzyszy tylko utwierdziła go w przekonaniu, że to dobry wybór. - W porządku wodzu, wezmę ten kamyk. Ciesze się, że udało nam się dobić targu, niech nasza sowa dobrze Ci służy. - Roley zerknął ostatni raz na wynoszoną z pokoju sowę i poczuł ukłucie w sercu. Jego jedyna pamiątka… ale to nie ważne, odzyska Marię, a wtedy ta sowa będzie tylko ponurym wspomnieniem ich rozłąki.

Kątem oka zauważył jak Zehirla kręci głową z lekką irytacją szepcząc coś pod nosem w elfim języku. Chwilę później Dolit spojrzał na nią z wyrazem twarzy jakby chciał powiedzieć “no co?”. Elfka przez chwile utrzymała na nim swoje surowe spojrzenie, po czym z cichym westchnieniem zwróciła twarz w bok przyglądając się skórom zawieszonym na ścianach i suficie. Dolit, wyraźnie skonfundowany zamilkł i zaprzestał jakichkolwiek działań.

Zehirla po krótkiej chwili ponownie zwróciła zwrok ku Yekilowi.
- Nie posiadam chyba dość godnego Cię podarku, lecz jak mówiłam chętnie podzielę się swoją wiedzą. Różne historie.. te zwykłe jak i dworskie, o szlachcie, władcach.. Jeśli jednak Cię to nie interesuje znam się też na.. uhh.. elfim makijażu.. ale nie widziałam tu żadnej kobiety jeszcze. - urwała zakłopotana - Jeśli zechcesz nasza dobra Lily może także uraczyć Cię występem. Ma cudowny głos, talent i zapał!

Elfi makijaż! Roley nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się pod nosem spoglądając na Zehirlę. Na pewno gobliny będą zainteresowane malowaniem brwi! Widać jednak było, że i elfka szybko zorientowała się, że plecie głupoty, więc całość wyszła dość uroczo, szczególnie, że dobrze wybrnęła z całej sytuacji proponując koncert Lily.

Harfistka, do tej pory nie wychylająca się, wystąpiła o krok naprzód i dygnęła lekko, lecz zaraz potem się wycofała. W mgnieniu oka szepnęła Roleyowi coś na ucho. Łowca spojrzał na nią pytającym wzrokiem, ale wyglądało na to, że na wyjaśnienia będzie musiał trochę poczekać.

Wódz machnął ręką, wyraźnie zadowolony, że dokonano jakiejkolwiek transakcji.
- Jutro, kobieto. Wymiana się dokonała, tradycji i zasadom stała się zadość - dodał jakieś zdanie w goblińskim - Vernon się wami zajmie. Wystarczy.
Zaklaskał, i wszyscy wstali. Bulw zaczął zaganiać wszystkich do wyjścia. Chłód i bijący wiatr powróciły.

Roleyowi słowa Lily nie dawały spokoju... "Czas zerwać z przeszłością." Miał nadzieje, że chodzi jej tylko o sowę. Z drugiej strony skąd Lily miałaby wiedzieć o nim coś więcej? Nie, to głupota... po prostu zbieg okoliczności. Skłonił się ostatni raz wodzowi i razem z resztą wyszedł z namiotu.
 
Yuan jest offline