14-07-2016, 21:12
|
#4 |
Hungmung | Kiedy wyszliśmy z chaty krajobraz, który ujrzałem wzbudził we mnie zachwyt i wspomnienia z lat spędzonych pośród druidów. "Ha! Prawie jakbym wrócił do domu!" To jednak nie był las czy łąka, a tropikalna dżungla- dżungla pełna życia... i śmierci. Często zastanawiałem się dlaczego nie straciłem darów natury, kiedy moja droga tak bardzo oddaliła się od tego czego przysięgałem chronić. Teraz wszystkie wątpliwości rozwiały się w mgnieniu oka. Tutaj znajdę odpowiedź.
Spostrzeżenie Oscara przerwało moje rozmyślania. Sądząc po wyrazie twarzy i tonie głosu kalkulował już nasze szanse na przetrwanie.
- Co racja to racja. Chociaż myślę, że perspektywy są całkiem niezłe. Masa jedzenia, miłe towarzystwo- skinąłem porozumiewawczo do Oscara wskazując na kilka kobiet pracujących przy kukurydzy- a i pewnie jakieś wino znajdziemy na statku.
Wojownik jednak nie był tym razem w nastroju do żartów.
- Wiem o czym myślisz. Jeżeli nie znajdziemy kapitan to nasza banda indywidualistów w najlepszym razie podzieli się i każdy pójdzie swoją drogą. Znajdziemy ją. Bellit nie raz już bywała w tarapatach i potrafi sobie poradzić.
Miałem setki pytań do bokora. Wspomnienie o Bellit oraz widok kapłanów spoglądających na nas ze szczytu piramidy przypomniały jednak o czymś, co w całym tym chaosie niemal wyleciało mi z głowy.
- Bracie Ah-Nohol, zanim nasz statek się rozbił wpłynęliśmy w gęstą, czerwoną mgłę. Czy wiesz co to mogło być? |
| |