| 3
Szaman ostrzegł Anlafa mrożącym krew w żyłach tonem:
- Nie zbliżajcie się do czerwonych mgieł, jeśli życie wam miłe – twarz czarownika spopielała. – Wyprują wam wnętrzności, roztrzaskają łódź. My i ja nie znamy sił, które je powołały. Poszukiwania tego, co może na Wyspie Grozy tkwić ukryte, wystarczyłyby, by zapełnić żywot, a mimo to nie znajdzie się dziesiątej dziesiątych części… Te popioły przeszłości są starsze od tutejszych wzgórz, a raz wzburzone… – myśli zadumanego bokora powędrowały ku mrocznym czeluściom – zmiękczyłyby posąg wykuty z najtwardszego kamienia.
A następnie zwrócił się do Jacka:
- Tylko my i ja rozmawiamy z bogami – kapłan wskazał na piramidę, jakby sugerując, że nie będzie rozmawiać o świętych sprawach z nieznajomymi. Objaśnił, że wraz z Tanaroą na południu znajduje się siedem wiosek, ale tylko tutaj znajduje się świątynia. Za murem radził uważać na drapieżne zwierzęta – wielkie pająki, krokodyle, małpy, dziki, jadowite węże.
Kobiety, ach te kobiety! Rozejrzawszy się wokół, musieliście ze smutkiem przyznać, że na jakiś czas będziecie musieli o nich zapomnieć. Te z klanu niedźwiedzia były rzeczywiście niedźwiedzich rozmiarów, z dziko wyglądającymi, czarnymi oczami i wielkimi jak u wołów karkami, osadzonymi na potężnych ramionach. Może gdybyście byli czerwonoskórymi olbrzymami z Altanis… A po co szukać tak daleko – zostawcie je Kilgorowi. Zaś zmienne z klanu małpy patrzyły z obrzydzeniem na wasze pozbawione włosów i kudłów, gładkie jak u węży ciała. Co począć, może spróbować zaradzić temu, oblepiając się mułem od stóp do głowy…? A szablozębne i lamparcie przy przedłużającym się kontakcie wzrokowym warczały i szczerzyły kły – nie miały widocznie ochoty na żadne szaleństwo…
Brak odwzajemnionego zainteresowania nie był niczym dziwnym – w odmienności tubylców tkwiła ich siła. Nawet niektóre dzieci, mające na oko zaledwie lat dziesięć, zdawały się być tak silne, jak zwykle bywa człowiek trzydziestoletni i bardziej obrotne niż wielu atletów. Zwierzęce cechy przybliżały Tanaroańczyków do drapieżnych bestii zamieszkujących piekielną ciemność czeluści dżungli; gwarantowały przeżycie w tak dzikim zakątku świata. A dotychczasowe kontakty z ludźmi musiały już dostatecznie rozrzedzić ich krew, skoro nie byli likantropami.
Przy Ah-Noholu pojawiła się wojownicza piękność z klanu jaguara, która zwróciła się do niego pełnym majestatu tonem, a rozbitków lustrowała spojrzeniem, jakim zwycięzca ogląda pokonanych w boju i zdanych na jego łaskę. Jej sylwetka ukazywała niezwykłą siłę, nie umniejszając jednak kobiecości. Zmysłowa aura roztaczana przez pachnące dżunglą giętkie i szczupłe kształty nie zostawiała w umysłach tych bardziej pożądliwych miejsca na żadne inne myśli.
Szaman wymienił w waszym imieniu grzeczności. Kiedy dzikuska odeszła, dodał:
- Przedstawiłem was Ix-Ciuatl-Yaxche-Tzek, starszej wioski. Kazała was pozdrowić.
Spodziewaliście się, że przywódcą osady będzie stary, pomarszczony, ale nadzwyczaj mądry i doświadczony tubylec. Jednak skoro tuziemcom przewodziła tak młoda kobieta, pozostało zastanowić się nad średnią długością życia mieszkańców. A takie myśli sprawiały, że dżungla wydawała się jeszcze bardziej przerażająca… Co robicie?
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 22-10-2016 o 18:14.
|