Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2016, 17:30   #52
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Momo spacerowała uliczkami miasta, wdychając „świeże” miejskie powietrze z wyraźnym zainteresowaniem i niejaką ulgą. W końcu jakaś odmiana od stęchlizny, w której kisiła się przez kilka dni. Nie… że niby jej przeszkadzało, skoro i tak nie oddychała, ale była to dla niej jakaś odmiana, która wprawiała ją w dobry nastrój.
Miasto nocą wcale nie było takie uśpione jakby się mogło wydawać, ale na szczęście wampirzycy… nie tętniło też życiem jak na przykład Tokio, z którego się wywodziła, Sydney, w którym pomieszkiwała jakiś czas gdy robiła objazdówkę Nowej Zelandii i Australii, czy choćby Los Angeles.
Ludzie byli cichsi i bardziej zajęci własną osobą niż otoczeniem, toteż hakerka nie musiała się martwić, że ktoś ją zaczepi czy w ogóle zwróci na nią uwagę. Nawet zapijaczeni bezdomni byli jacyś tacy… potulniejsi.
Tanaka jednak przez bardzo długi czas udawała, że truchta, zanim dotarło do niej, że to bez sensu i w końcu dała sobie siana z jakąkolwiek aktorką. Wszyscy mieli na nią… wyjebane. Spacerując uliczkami, skrzętnie omijała miejskie kamery rozstawione na skrzyżowaniach i przejściach dla pieszych. Nie pozwoliła sobie nawet na chwilę wytchnienia przy strzeżonych, prywatnych blokowiskach, ani przed bankami i bankomatami. Ludzka pamięć była krótka i wybiórcza, mogła pozwolić sobie na przejście obok parki zakochanych, która skupiona była na wzajemnym eksplorowaniu własnych gardeł, wiedząc, że nawet jeśli jakimś cudem zarejestrują, że obok nich przeszła, ich mózgi nie zdążą zakodować jakichkolwiek informacji na jej temat. Kamera była jednak do bólu perfekcyjna, a jej obraz odciśnie się w jej pamięci na bardzo długo, nie mogła sobie pozwolić na jakąkolwiek pomyłkę… nie teraz gdy wyglądała jak jebany ożywiony Michael Jackson.

Dwa kilometry marszu od wejścia do loszków Nosferatu, pojawił się problem. Albo okazja w przebraniu, jak to niektórzy mówią. 
Momo wyczuła krew. Vitae, wampirzą krew, nie do pomylenia dla żadnego wampira, niesioną morskim wiatrem. 
I to raczej z niedaleka.
Nikt dookoła nie zwrócił uwagi - każdy z kilkunastu przechodniów dookoła starannie pilnował własnych stóp, starając się bezpiecznie wrócić do domu i nie wpakować się w zbędne kłopoty.

Percepcja + Survival ST7, 7 kości, 0765531 = sukces
Zlokalizowałaś konkretną boczną alejkę skąd dochodzi ten zapach - to uliczka równoległa do głównej. Ciemna, zasyfiona boczna uliczka - idealne miejsce żeby komuś sklepać ryj.



Przyjemny zapach życia, rozkosznie połechtał jej zmysły. Nie była głodna, ale coś zmusiło ją by się zatrzymać. Powęszyć.
Klękając na jedno kolano, rozwiązała i zawiązała ostrożnie buta, napawając się wonią.
Och… może powinna to sprawdzić? Może… jakiś wapniak leży w kałuży własnego jestestwa. Napije się tylko kilka łyków?
Szybkie spojrzenie w kierunku z którego dobywała się smakowita woń, skutecznie ugasiło pierwszy płomień pożądania.
“Rany, alejka jak z jakiegoś taniego horroru… wejdę i już nie wyjdę... Nic tylko wyskoczyć z tekstem „Halo? Jest tu kto?”” Zmieniając ostrożnie nogę, poprawiła drugi but, wyglądając ciekawsko głowę w kierunku alejki. W końcu nie mogła dłużej udawać, że ma powód dla którego się zatrzymała.
”Trzymaj się planu. Idź prosto po paczkę.” ponagliła się w myślach, chowając łapska w kieszenie i powoli ruszając przed siebie. Doskonale pamiętała swoją ostatnią, jakże świetną i udaną walkę z przyćpunem. Teraz nie miała nawet patelni… i nie znała miasta. Gdzie by wiała, gdyby została zaatakowana? Pomijając fakt, że kto chciałby ją atakować? Ale w sumie… kto normalny włazi w środku nocy do ciemnego zaułka?! Zapamiętując nazwę i numer ulicy, postanowiła podpytać się braci, czy wiedzą coś o tym miejscu.
„Zaraz! A jak ktoś potrzebuje pomocy?” Momo wryło na chwilę, porażona nagłą myślą. Czy wampiry sobie pomagają? To znaczy… tak bezinteresownie… międzyklanowo?
Dziewczyna obróciła się niepewnie za ramię, przypatrując się ciemności, która jakby kulminowała się w miejscu wejścia do alejki. Po chwili jednak, ruszyła przed siebie poprawiając kaptur. Lepiej było nie ryzykować…

***

Przy odbiorze paczki pojawił się problem: paczkomat według ogłoszenia niby jest czynny 24/h... i co z tego skoro jest w zamkniętej na noc galerii. Dosłownie pięć metrów dalej, widoczny przez dwie niedomyte szyby - tak blisko a tak daleko. Jakby tego było mało, ledwie chwilę temu przeszedł tędy patrol dwóch ochroniarzy-emerytów, ale nie wiadomo było kiedy wrócą.

Gdyby Momo była żywa, po prostu zbajerowałaby ochroniarzy i weszła do środka jak do siebie. Teraz jednak była martwa, a każdy skrawek jej ciała zdawał się wołać do przechodniów “Zombie apokalipsa jest prawdziwa!!!”.
Włamanie nie wchodziło w grę.
Owszem, mogła użyć swojej nadnaturalnej umiejętności, ale dobrze zapamiętała radę Aramisa, który na własnej skórze przetestował niewidzialkę na monitoringu.
Patrol jej nie zobaczy, ale kamery ją uchwycą… uchwycą też reakcję starych pryków, którzy przejdą obok niej jak gdyby nigdy nic. Włamanie się do systemu ochrony, nie byłoby pewnie trudne. Szybko posprzątałaby po swojej obecności, niestety… nie miała ani narzędzi, ani czasu na zabawę w podchody z Maskaradą.
Ma tydzień na odbiór paczki, później skrytka zostanie oczyszczona, nie wróci tu w dzień to oczywiste, ale może przyjdzie tu z AS, który się za kogoś przebierze? Jeśli odmówi pomocy, pogada z L, wymyśli jakiś bajer o spadnięciu ze schodów i pokiereszowanej buźce, którą ze wstydu skrzętnie ukrywa przed innymi.
Kopiąc kawałek stłuczonego szkła, postanowiła udać się w bardziej mieszkalne regiony poszukać lampki i miednicy. Zła, że jej plan doskonały okazał się w praktyce trochę mniej zajebisty, niźli z początku myślała.

Według tego co zapamiętała z mapy, za jakieś pół godziny spokojnego marszu, powinna dotrzeć do osiedla niewysokich, starych, kamieniczek. A gdzie mieszkalne siedziby… tam i śmieci.
Nucąc pod nosem piosenkę jakiejś amerykańskiej piosenkarki o domku dla lalek, poczęła włóczyć się po koszach, szukając ciekawych przedmiotów. To zadziwiające czego ludzie się pozbywają. Ubrania z nieoderwanymi metkami. Do połowy opróżnione kosmetyki. Prawie świeże jedzenie. Całe łóżka… lodówki, telefony, była nawet drukarka.
Namiko szybko dorwała to czego szukała, ładną, czerwoną miednicę i zwykłą biurową lampkę… ale jak zwykle, jej plan ponownie okazał w sobie luki, tym razem przedstawiając się brakiem zabrania ze sobą plecaka do którego mogłaby załadować tonę niepotrzebnych bambetli. Z drugiej jednak strony… nie chciała za bardzo rzucać się w oczy, zdając sobie sprawę, że każdy szanujący się szabrownik, pijus, ćpun i bezdomny ma swoje rewiry i kumpli… którzy z chęcią pomogliby obić komuś mordę.
Nie chcąc więcej ryzykować, Momo postanowiła wrócić do „domu” i choć prawie nic z tego co zaplanowała nie zrobiła to i tak była z siebie dumna. Jej pierwszy samodzielny wypad do miasta przebiegł gładko, a ona sama, pierwszy raz poczuła się pewniej w brzydkim, martwym ciele.

***

- Młodaaaaaa, spraaaaaawaaaaa jest. - Portos wydarł mordę do interkomu jak tylko wróciła do schronu - Chodź do ZOO, tylko uwaga na nowe pole minowe. - bury pudel który pałętał się pod jej nogami od samego wejścia, zamerdał radośnie ogonem słysząc o minach - Saper cię przeprowadzi, chyba już ogarnął.

Wampirzyca popatrzyła na zdobyczne śmieci, które poupychała pod pachami, po czym na Sapera, z miną wyrażającą więcej niż tysiąc słów.
- To są chyba jakieś jaja… - poprawiając czerwoną miednicę, postanowiła jednak postawić na brudnego burka, który miał być jej eksperymentalnym przewodnikiem. Pochylając się, uśmiechnęła się do psa, jak do maluszka w wózku. - Dobry piesek… dobryyy, zaprowadzisz mnie do pana? - zaćwierkała słodko, zdając się na intuicję, a właściwie wiedzę zaczerpniętą z filmów, zwłaszcza tych amerykańskich. Podobno psy lubią jak się to nich tyrtoli jak do umysłowego ułoma. - No gdzie jest Portos? No, gdzie?... Błagam cię, nie zabij i siebie i mnie, bo będzie kicha na maska… a… i nie mów mu, co tu wyczyniałam… - mruknęła zapobiegawczo, speszona sytuacją, ciągle nie mogąc przełknąć dzisiejszej porażki pocztowej.

Pies przekrzywił głowę i z niepokojem spojrzał na Momo. Szczeknął dwa razy, cokolwiek by to miało znaczyć i pobiegł na złamanie karku wgłąb korytarza. Zwolnił dopiero koło różowej tasiemki oznaczającej początek pola minowego.
Momo maszerując przez nową trasę mogła stwierdzić, że chłopcy nie oszczędzali na wszelkiego rodzaju załadunku, mającego rozsadzić całą budę w drobny mak, gdyby ktoś pomylił trasę. W dodatku po drodze, przez otwarte drzwi, dostrzegła w sali trzy załadowane podróżne plecaki.
- No, mówiłem, że dacie radę? - Portos szczeknął parę razy, wypełzając z szczeliny od strony ZOO. Tak ciasnej, że zwykle wygodniej było iść na około i nadrobić 200 metrów - ale oba starsze Nosfki uparcie przeciskały się przez nią. Saper zawarczał, potem zawarczał Portos i potem znowu pies. W końcu kulawy mężczyzna wrócił do japonki
- Coś ty tutaj nakludziła?

Momo w milczeniu przyglądała “rozmowie” Portosa z pudlem, zupełnie jakby przerabiała podobne sytuacje tysiące razy. Nowe pole minowe było usrane… dosłownie usrane trotylopodobnym gównem i Japonka była pewna, że jak kiedyś omsknie się komuś noga i to wszystko jebnie… to pół wyspy zatopi.
Ciekawiło ją, skąd się tak obficie zaopatrywali. Z tego co słyszała Euro było wolne od broni. Jedynie wojsko i policja mieli dostęp do niej, a to i tak po przejściu tryliardów oberków prawnych.
Wyrwana z zamyśleń, cofnęła się o krok, starając się wyglądać na wiedzącą co właściwie robi ze swoim nieżyciem.
- Nani? - musi nauczyć się maltańskiego, ich angielski jest okropny, połowy ich jazgotu nie rozumie, a drugiej nie chce nawet słuchać. - Co niby zrobiłam, nic nie zrobiłam? Wybieracie się gdzieś? - spytała zaciekawiona, zakładając michę na głowę, miała dość jej ciągłego wymykania się spod pachy.
- Słuchaj… masz może jakiegoś żywego znajomego co by mógł coś dla mnie odebrać? Ewentualnie myślisz, że AS chciałby iść ze mną na spacer? - wtrąciła niepewnie, rozglądając się za kontaktem. -Skitraliście gdzieś żarówkę… o… taką. - pokazała wkręt do lampki.

- Ty też się wybierasz. Shit just go real, tak to mówicie? Bajzel na ćwierć wyspy, a może i kawałek kontynentu. - pokiwał głową potwierdzająco kiedy zobaczył gwint.

- Znowuuu? Po wała wam tam ja? Dopiero co do neta wróciłam! - Momo nie miała zamiaru tak łatwo się podporządkować, zwłaszcza, że wynalazła nowy serial, który ją wkręcił. - Nie odpowiedziałeś mi na pytania. Mamy taką żarówkę? Poczta do mnie przyszła i nie mogę jej w nocy odebrać…

- Co ma żarówka do poczty? - Portos nie ogarnął albo znowu trollował - Żarówka się znajdzie, ale jak ty nią będziesz paczki odbierać to ja nie wiem. - zaczął żwawo kuśtykać do centralnej jaskini, “sztabu”. Aramis, stojący pośród tuzina krzeseł, odpalał tam właśnie rzutnik. Taki na przeźrocza. Na ekranie wyświetliła się mapa wyspy.

- Żarówka do poczty ma się nijak… - wampirzyca dreptała ostrożnie za Portosem, uważając by nie przydzwonić w nic miednicogłową. - Ale zamówiłam sobie mapy i zeszyty i flamastry i nie mogę tego odebrać, bo paczkomat jest w centrum handlowym, które w nocy jest zamknięte… normalnie to bym się jakoś włamała… ale tam łażą emeryto czujki… nie chce mi się kombinować, bo później będzie trzeba po mnie sprzątać… - nawijała jak najęta, bardziej do siebie niż do wampira, widząc, że ten ma wylane na jej problem. W końcu wystrzeliła do drugiego z braci, o mało nie wywalając się o krzesła. - ASie! Wiesz, że cie zawsze bardziej kochałam od tego tam… poszedłbyś ze mną odebrać paczkę? A może masz ghula, który by zrobił to za nas w dzień? - odkładając śmietnikowe trofea na bok, Momo przyjrzała się wyświetlanej mapie.

- Namiko Tanaka. - Momo poczuła na sobie skupioną uwagę całego pomieszczenia. W którym, jak się okazało, nie byli tylko we trójkę. W dziewczynę było wlepione kilkanaście par oczu - i była to nieparzysta liczba - Zżyłaś się ze swoimi braćmi. - stwierdził rozwalony na dwóch krzesełkach wampir. Znany jej już Starszy Nosferatu.
Aramis tylko pokiwał dłonią “później” i niedbale wyfrontował do wodza.

- Taaanaka. Tanaka Namiko… - “Idioto…” Dziewczyna, poczuła się lekko speszona ilością wampirów w jednym pomieszczeniu, niemniej uraczyła starego fiuta spojrzeniem… jakby właśnie zobaczyła psie gówno na nowiutkim dywanie.
Odsuwając się od krzesła, przyjrzała się reszcie zgromadzonym. Wyglądała jak zwierze, które pierwszy raz zobaczyło swoje odbicie w lustrze i nie do końca wiedziało, co ma z tym fantem zrobić. Obecność pijawek, zwłaszcza równie brzydkich co ona sama, nie deprymowała jej tak jak… obecność ludzi.
Czyżby byli ghulami? Jeśli tak, to czy będzie mogła swojego… gdy już się takowego dorobi, również przyprowadzić do kryjówki? Momo była ciekawa, czy pachną oni inaczej niż ludzie, czy wampiry. Okrążając powoli zgromadzonych, poczęła ostrożnie węszyć, nie kryjąc się z tym faktem, ani trochę.

Węch... węch niestety nie zmieścił w pakiecie bonusów związanych z byciem martwą. A już na pewno nie rozdawali woni różanych ogrodów. Część capiła stęchlizną, Portos zwierzakami, Aramis smarem, a jeden z ludzi(?)... cholera wie co to jest, ale na pewno to nic zdrowego…

- Burns od lat próbował przejąć nasze tereny. Nasze gangi. Nasze statki. - stary Nosferatu zaczął przemawiać, człapiąc po jaskini - Podczas gdy my szanujemy Tradycje, on zrobi dla zysku wszystko. - z jakiegoś powodu wbił spojrzenie w japonkę. - Wczoraj jego childe wyrżnęła dwa gangi… i załogę przemytników. - zawiesił głos, wpatrując się w zebranych.

Momo kucnęła w kącie, opierając się łokciami o kolana. Słuchała trochę od niechcenia, ciągle gapiąc się na jednego z ludzi. Jej siny koniuszek języka dotykał raz górnej, raz dolnej wargi, w pół uśmiechniętych ustach.
Na wieść o wyrżnięciu gangów, kichnęła śmiechem, odwracając się w stronę przemawiającego.

- Udam się o księcia. Jeżeli sam zaoferuje nam sprawiedliwość, życie za życie każdego z naszych sług, przyjmę ją. Jeżeli nie, sami ją wymierzymy. Za każdego twojego przemytnika który zginał, Aramisie, zginie jeden z jego poruczników. - obracał się kolejno do każdego, wymieniając ich straty. Jedyną osobą na sali, która nie była poszkodowana była Momo. - …ale to nie dlatego was tutaj zebrałem… - znowu zrobił efektowną pauzę.

Lista strat była nawet pokaźna, Japonce zrobiło się żal mężczyzn, dobrze wiedząc jak smakuje strata. Niestety nie rozumiała, dlaczego miałaby ona sama uczestniczyć w tym cyrku… dlaczego w ogóle miałyby uczestniczyć osoby postronne w konflikcie. Dorośli zazwyczaj rozwiązywali problemy między sobą, a nie zbierali ekipę by się klepać jak bachory w piaskownicy.

- Childe Burnsa naruszyła Maskaradę. Naruszyła ją tak drastycznie, że zmieni to nasze najbliższe dekady. Pełni pychy nie poprosili nas o pomoc, a cierpieć będziemy wszyscy. - poczłapał do mapy. - Interpol zabiera się do sprawy. Mając to co zostawili w kamieniołomach, zidentyfikują większość kanałów zaopatrzenia w broń, kilka firm-frontów, być może nawet schronienia kilku wampirów w ciągu dwóch tygodni.

A więc po to było nowe pole minowe… dobrze wiedzieć, jak wparuje tu Interpol to wystrzeli wszystko w kosmos, całkiem przydatne rozwiązanie. Wampirzyca, zmieniła pozycję, siadając i prostując nogi.

- Ostatnie dwa dni, już po przybyciu Interpolu, nasi lokalni łowcy zdwoili swoją aktywność. Stryker właśnie ogłosił, że jego Elizjum jest pod obserwacją. Mamy informacje, że są to powiązane zdarzenia. Celem tej narady jest ustalenie: czy opuszczamy kraj, czy próbujemy zostać królami na pogorzelisku świata który znamy. - z rozmachem usiadł. Po paru sekundach wszyscy zaczęli gadać między sobą.

- Wiecie po czym poznawano, że statek idzie na dno? - spytała głośno hakerka, przebierając stopami. - Bo szczury jako pierwsze uciekały z pokładu… skoro łowcy mają “nas” pod obserwacją… na pewno wpadli na ten sam pomysł i gdy tylko pojawimy się na granicy to nas powybijają… - dokończyła myśl, nie zrażona tym, że być może jej nie słuchają. Sprawa była poważna, ale nie udzielała jej się pompatyczna postawa przewodniczącego stada.

Charyzma + Przywództwo, ST7, 3 kości, 631, krytyczna porażka
zrobią sobie z tego bon mota ;p
niby nikt nic nie usłyszał, wszyscy zgodnie zlali Momo..a po chwili



- …może wywalimy szczura za burtę i zobaczymy kto zacznie strzelać? - nieznany Nosferatu patrzył z ukosa na Japonkę. - Odpowiednio piskliwego? - Portos pokręcił przecząco głową, ale zamiast coś powiedzieć pokulał do innego rozmówcy. Za to Aramis został na placu boju.
- Pierwsi strzelą Tremere, jak zawsze. - uwaga zaskarbiła sobie potakiwanie większości głów i ściągnęła rozmowę na nowy temat.

Wampirzyca wzruszyła ramionami, widząc, że z nikim nie pogada. Wyciągając telefon odpaliła sobie grę, po czym zaczęła żwawo pykać.

Debata toczyła się ponad nią - szybko pojawiły się trzy główne trendy. Burza mózgów Nosferatu była … dość burzliwa - nawet w którym momencie Portos rzucił w jednego z obcych Nosferatu krzesłem. Co najwyraźniej było tutejszym ekwiwalentem żartu, bo pod niskim sklepieniem gruchnął śmiech. W tym samym momencie Momo poczuła na ramieniu ciężką, szorstką rękawicę.
- Jeżeli sama nie zaproponujesz w czym ty dopomożesz, my ci wybierzemy. - Aramis półgłosem zwrócił się do Tanaki. Nie krył się z tym, a resztę niespecjalnie to obchodziło. Poza starym. Za każdym jednym razem kiedy na niego spojrzała stary lampił się na nią tymi swoimi creepy oczami.

- Whatever dude… dostosuje się, bo gadać i tak ze mną nie chcecie. - wampirzyca uraczyła Aramisa, krótkim spojrzeniem, bo ekran komórki dziwnie rozbłysł. Natrafiła w krzakach, na kolejnego pokemona, zajęła się więc walką.

***

Po dwóch godzinach bajzlu wyłoniły się trzy, w miarę spójne koncepcje. Każda dostała swój kącik, gdzie wszyscy dyskutanci dodawali swoje cegiełki, zaznaczali pomysły i możliwości. Niemal dosłownie cegiełki. Plastikowe kubeczki z monetami pokazywały procentowy rozkład funduszy, gdzieś ktoś wyciągnął półmetrową makietę kontenerowca do której wszyscy wrzucali odpowiedniki tego co chcieliby zabrać z wyspy…
W końcu doszło do głosowania. Tak, cholerne szczury kanałowe demokratycznie głosowały. Staruch osobiście krążył z (puszką wyborczą), zbierając karteczki. Jeden z obcych Nosferatu dyktował drugiemu co ma napisać. Z kamienną miną Shell stanął przed Momo i wepchnął puszkę w jej przestrzeń osobistą: między twarz, a ekran.

Tanaka odłożyła telefon na kolana przyglądając się puszce. Po pierwsze nie miała ani karteczki, ani długopisu, więc automatycznie nie miała co wrzucać… po drugie, jakby się tak zastanowić nad opcjami, które sobie wydumali… wszystkie były jednakowo chujowe.
Spakowanie manatków i wyruszenie do USA, może i brzmiało fajnie i atrakcyjnie (zwłaszcza dla Momo), ale wiązało się z tym…, że byliby na samym końcu łańcucha pokarmowego. Najgorsze schronienie, najgorsze ofiary, najgorsze przywileje... Słowem, zaczynali by od zera, a tu przynajmniej był internet.
Schowanie w bunkrze i przeczekanie, nie wiadomo ile lat, na krótką metę było nawet-nawet. Do czasu pierwszej kłótni między mieszkańcami, do pierwszego głodu i racjonowania pożywienia. Shell mówił o dekadzie, a może nawet kilku… ludzie wariują po dwóch dniach w zamknięciu… Powiedzmy, że ci tutaj potrafią znaleźć sobie zajęcie… pierwsze lata będą spoko… a gdy wyczerpie się pula zabawek?
Ostatnia z opcji. Kozioł ofiarny w postaci Burnsa oraz wymuszanie przysług, spowoduje więcej szkód niż pożytku, więcej wrogów, niż przyjaciół… jednym słowem padaka na maksa.
Dziewczynie nie chciało się głosować. To nie wyglądało jak wybieranie lepszego jutra… tylko jak najmniejszego kopa w dupę. Kop… sam w sobie tak, czy siak będzie. Nie uniknie go, więc w sumie… czy będzie bolesny, czy nie, mało ją interesowało.
- Amrerican dream. - burknęła bez ostrzeżenia, wpatrując się w Nosferutu przed sobą. Jej głos szedł na zmarnowanie, ale przynajmniej potrolluje trochę zebranych.

- Uczysz się za wolno. - warknął, zabierając puszkę. Wytargano skądś tablicę i rozpoczęto zliczanie. Stary bez otwierania puszki zaznaczył pierwszy głos: tak dla wyjazdu do Ameryki. A potem poszło już z górki.


AMERYKA
VXXVVVXXV
5V/4X


PRZEBRANŻOWIENIE
VXVXXVXV
4V/4X

BURN BURNS
XVXXXVVX
3V/5X

Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli. Portos klapnął na ziemię i zajął się głaskaniem persa, który przydreptał od strony ZOO. Aramis grzebał po kieszeniach.
Stary znowu lampił się na Momo. 
Ze strachem w oczach.

Młoda wampirzyca siedziała cierpliwie pod ścianą, ciągle przebierając stopami i z udawanym zaciekawieniem, przypatrywała się przeliczanym i po kolei zapisywanym głosom.
Tak jak podejrzewała… “przebranżowienie”, czyli druga z opcji, polegająca na kitraniu się w bunkrze, cieszyła się największym powodzeniem. Niestety… a może i stety, jej trollowy głos przeważył na końcowym wyniku, oświadczając wszem i wobec, że oto właśnie rodzinka wybiera się na wakacje… za wielką wodę.
Do Momo, w pierwszej chwili nie dotarła informacja, jaką uparcie przekazywały jej mózgowi oczy.
Gapiła się tępo w tablice, gorączkowo zastanawiając, co jej tak nie pasuje w tym co widziała, gdy w końcu… zaskoczyła.
- Eeee… ehehe… ehehehehee… ehuehuehuehue… - niczym sieknięta, kreskówkowa łasica, poczęła dławić się piskliwym śmiechem, na przemian z głośnymi pochrumkiwaniami. Dobry troll… dobry.
Załatwiła wszystkich na niezłą miazgę. Całkowity start od zera… z barierą językową, na obcym terenie, z obcą władzą, btw. czy tamtejszy książę, pozwoli takiej hałastrze na schronienie? Wspaniała drużyna pewnie pójdzie w rozsypkę, a stary pierd, który sprawował rolę OJCA zmierzy się niedługo z rolą pucybuta. Trzeba powiedzieć, że gdyby się tak świetnie nie bawiła, a stary chuj nie zalazł jej tak za skórę, to byłoby jej nawet żal wampirów. Zwłaszcza Portosa... wyglądał na z deczka podłamanego. Umilkła więc, biorąc do ręki komórkę.

- A więc wolą klanu jest bezpieczna ucieczka za ocean, do naszych braci w Nowym Jorku. - w końcu przemówił. Cedził słowa, jakby w każdej chwili mógł się rozmyślić. - Dante, Aramisie, Portosie, Byronie. - wywołał wszystkich Nosferatu poza Momo. - Podzielcie nas obowiązkami. Panowie, dostaniecie możliwość wyboru - dołączyć do nas na wygnaniu albo wrócić do swojego wcześniejszego życia. - zwrócił się też do mniej brzydkich członków obrad. A na końcu obrócił się do Momo - A teraz... muszę porozmawiać z prowodyrem tego szaleństwa. - bez słowa dalszego wyjaśnienia poczłapał w kierunku kwatery japonki.

Wampirzyca podrapała się po głowie, zdrapując pokaźny płatek naskórka. Przez chwilę przyglądała się mu, by odrzucić go ze wstrętem na bok. Nie została wytypowana do jakiejkolwiek roboty, więc w teorii miała wolne?
Wstając w ziemi, przeliczyła głosy na tablicy… było ich więcej niż zebranych, czyli głosowanie było wielokrotnego wyboru (co było dla niej bezsensem) w dodatku… ze słów przewodniczącego wynikało, że nikt nie musiał się do decyzji podporządkowywać. Więc na HUK była cała ta szopka z demokracją?
Momo parsknęła, kręcąc głową. W Japonii tak nielogiczne posunięcia byłyby nie do pomyślenia. Zbierając swoje łupy, upewniła się, że nikt nic od niej nie chce, po czym wyszła z sali z zamiarem udania się do swojego pokoju.

***

- Pakuj się. - staruszek Nosferatu chyba był roztrzęsiony, ale jego głos grzmiał po całym pomieszczeniu - Dość szkód już wyrządziłaś. Jeżeli nie chcesz z nami żyć, idź sobie gdzie tylko zechcesz.

- A co ja takiego zrobiłam? - spytała szczerze nie wiedząc o co starcowi chodzi. Odkładając pod ścianą miskę z lampką, usiadła na legowisku. - To nie ja się prosiłam o zmienienie, więc nie obwiniaj mnie za błędy synalka. To nie ja złamałam maskaradę, więc nie obwiniaj mnie za burdel na powierzchni. I to nie ja mam w dupie całkowicie moją osobę, więc nie dziw się, że zagłosowałam na to… na co ty nie chciałeś. Bo nie wiem czego ty chcesz… w zasadzie to nie wiem czy ty sam wiesz…. - odparła całkiem spokojnie, bo otóż… nie tylko na studiach musiała odbębnić zajęcia z mediatorstwa i retoryki, ale też nauczyła się nie reagować na bezmózgi flame w internecie, jaki zawsze wybuchał po jej niewinnym trollu.

- Gdybyś w ogóle słuchała, wiedziałabyś. - teraz nawet ręce zaczynały mu się trząść. Tyle że już bardziej ze złości. - Wszyscy inni dają ze siebie wszystko. Dla naszej przyszłości. W tym czasie ty, która mogłabyś tyle pomóc, bawisz się. A potem głosujesz sobie dla żartu? Nikt cię tu nie trzyma. Żyj sama. Jeżeli zdołasz. - łażąc po jaskini wyjechał gniewną, hałaśliwą tyradą.

Momo z całych sił powstrzymała chęć przewrócenia oczami, nie dała się również sprowokować. Chłodny umysł obserwatora kalkulował na najwyższych obrotach jej aktualną sytuację.
Opcji do wyboru… w przeciwieństwie do tego debila przed sobą, miała wiele. Niestety szanse na przeżycie znikome, ale i tak było to dla niej co najmniej… Zadziwiające.
Tak samo jak zadziwiającym był fakt puszczenia jej wolno. Pytanie, czy sytuacja ta była zaplanowana i na zewnątrz czeka ją egezkucyjna ekipa, czy może facet to nie tylko debil, ale zdebilały debil z debilowa i nie wpadł na to, że hakerka może podkablować całą wampirzą sforę.
W końcu i tak była martwa.

Spryt + Przebiegłość ST8, 5 kości, 08632, 2 sukcesy
To co robi nie ma sensu - pod tymi względami co wymieniłaś, ale także podkopuje sam siebie ingerując w wynik głosowania i znowu pozbawiając Nosferatu wsparcia tech-girl (poprzednim cyfrowcem był Atos - ten który Spokrewnił Momo i został za to skasowany. Parę razy Portos i Aramis wspomnieli o tym jak pytała skąd coś mają).


A szanse na przetrwanie w obcym kraju, podczas “wojny” oscylowały na granicy 15%.
- W zasadzie wystarczyło nie wiem… zapytać lub poprosić? - odparła podpierając głowę na ręce. - Ale twoja decyzja, spakuje się i pójdę. - rozstanie ze starszymi braćmi, trochę zasmuciło Japonkę. Zdążyła się przyzwyczaić do ich dziwnych nawyków, oraz nietypowej przyjaźni jaką siebie darzyli mężczyźni. Gość pociągnie wszystkich na dno. Rozpierdoli całą swoją, misternie dobieraną, rodzinkę, a na koniec… była tego pewna… spierdoli sam, zostawiając resztę z tyłu.
Tyrania, nawet nieudolna jak ta, nigdy nie będzie demokracją i oddawanie głosów do urny, chyba tylko jemu zamydla oczy przed prawdą.

- Więc idź. Idź już. Wynoś się stąd. - wysapał. Ale wychodząc obrócił się jeszcze raz do Momo - A jeżeli zdecydujesz się... donieść o Nosferatu, naszym stadzie... będę wiedział. - jego słowa były echem jej własnych myśli. Nawet użył podobnych słów. Spojrzenie wrednego staruszka jeszcze chwilę wierciło Japonkę.

Tanaka wzruszyła obojętnie ramionami, odwzajemniając nieprzyjemnie spojrzenie. Wąskie ustka, mimowolnie uniosły się w delikatnym uśmiechu, który kiedyś mógł być dziewczęcy i nieść ze sobą jakiś ładunek emocjonalny, czy to groźbę, czy pobłażliwość, czy sympatię… obojętne, teraz nie miało to znaczenia bo wyglądała równie szkaradnie i wrednie co zawsze.
Dziadek w końcu jednak wytoczył się z, jeszcze, jej pokoju, pozostawiając ją sam na sam z nowym problemem i tysiącem planów. W dodatku… choć nie chciała się przyznać, martwiła się o swoich dwóch pierdołowatych braci, których przyjdzie jej opuścić.

Pakując swój dobytek, metodą „upchnij butem jak nie wchodzi”, młoda ssawka zastanawiała się co ma począć ze swoim pomarszczonym zadkiem.
Uciekać z kraju? Jeśli tak, to gdzie? Czym? Za co? Kiedy?
Zostać w kraju? Jeśli tak, to gdzie? Na ile? Po co? Zgłosić się do Burnsa? Księcia? Szeryfa? Innego w dupę jebanego wampira, który jak zwykle będzie sapać jej nad uchem, bo nie spełnia wybujałych wyobrażeń o dobrze wytresowanym, nowym zwierzątku?
Czyli ma iść na spontana? Może do Louisa? Gość się obsra jak ją zobaczy… ale może zrobi z niego ghula? Ale po co? Na co? NA WAŁA MU WAMPIRZA KREW? Żeby szybciej napierdalał w klawiaturę? To bez sensu! Zresztą… skoro nawet „swoi” nie potrafią z nią wytrzymać, to czy ten tłusty nerd da radę? I gdzie ona będzie u niego spać… w szafie? W wannie? Zaraz, czy on w ogóle ma u siebie wannę?

A może… po prostu zaspawa się w metalowym kuble i będzie spokój? Tak… ten plan brzmiał idealnie. Jak druga Ameryka! Postanowione.

Pójdzie do Luisa.

Zapakowana po same zęby, popatrzyła na pomieszczenie w którym nie było już nawet smutnie dyndającej żarówki. Zajebała ją. Zamykając za sobą drzwi napisała szybko dwa smsy.
Pierwszy poleciał do braci i brzmiał mniej więcej tyle by „trzymali się ramy i uważali na starego pierda, który planuje ich wyruchać”.
Drugi trafił do L, w którym obwieściła mu swoje przybycie pod jego mieszkanie.

„Stary wracam z imprezy… mam zajebistą niespodziankę dla ciebie… zaraz się widzimy. Nie śpij.”
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline