Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2016, 12:33   #8
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Opuszczenie kotliny było dobrą decyzją, tym bardziej jeśli mieli pewność alternatywnego noclegu. W sumie, jak bardzo głupie było nocowanie tutaj, skoro dwie godziny marszu od tego przeklętego miejsca, było bezpieczniejsze? Nie musieli przecież wtedy przekraczać murów, mogli i spać nieopodal nich, ale nie w tej kotlinie. Dziwne zdawało się to jednak dopiero po fakcie, a nie w chwili, gdy podejrzanym być to powinno.
Po wstąpieniu do twierdzy ocalałych, zostały wyłożone im proste zasady oraz przydzielone kwatery. Clove zdecydowanie zesmętniała i nie mogła się powstrzymać, przed zaczepieniem strażnika, który ją odprowadzał.
- Czemu muszę być sama? - spytała strażnika ściszonym głosem wyraźnie przygnębiona.
- Zalecenia odgórne, że kobiety nie powinny spać z mężczyznami, ponieważ to demoralizuje - w jego tonie zdecydowanie brzmiało powątpiewanie co do tej decyzji.
- A gdybym nie spała? - dopytała poważnie, choć zdawała sobie sprawę, jak głupio mogło to brzmieć, a podkreślił to fakt, że uderzył swą dłonią o pomarszczone czoło. Westchnął głośno i przeciągle, nim się odezwał.
- Nie sądzę, by to pomagało - odpowiedział jej.
Clove skrzywiła się lekko
- A od której pory można tam być wspólnie? Czy w ogóle nie mogę tam wejść? - jej szczęka z kłami pomału zaczęła wysuwać się do przodu.
- Po świcie. Wiem jak durnie to brzmi, ale nikt z nas w tym miejscu nie miał na to wpływu. To podobno ci goście w Suzail coś kombinowali. Cholera wie - wzruszył ramionami, po czym zlustrował ją od stóp do głów. Nie komentował jednak nic.
Kobieta jedynie spuściła głowę w dół patrząc na swoje zwierzęce stopy, których palce zakończone pazurami wystawały z czubków obuwia, w których wnętrzu po prostu nie czuły się komfortowo. To było specjalne obuwie dla likantropów podobnych jej. Idąc w ciszy przez chwilę zastanawiała się, co jeszcze mogłaby powiedzieć. W kamiennym korytarzu dało się słyszeć bijące ze strachu serce.
- Odwiedzać też nie można? - wypaliła już z przymusu, choć może i nadziei, której mimo to na próżno było szukać w głosie. Kumulował się tam jedynie lęk i smutek.
- Chyba musielibyście rozmawiać na korytarzu, a tutaj dźwięk się niesie... No sama słyszysz - powiedział jej kwaśno, kierując na nią współczujące spojrzenie i klepnął po ramieniu - Nie no, wytrzymasz do rana. Tu cię nikt nie skrzywdzi.
- Nie znasz mnie. Nie wiesz, co się dzieje - odparła tajemniczo, bo co mogła więcej rzec? To nie miało najmniejszego sensu. Dopiero po chwili dotarło do niej, że być może jej słowa są zbyt niejasne i mogą doprowadzić do nieprzyjemnego nieporozumienia lub domysłów skierowanych w tę złą stronę. Zatrzymała się, kiedy on przystanął przy prawidłowych drzwiach
- Dziękuję. Może faktycznie nie będzie tak źle - wymusiła uśmiech spoglądając na strażnika dosłownie na chwilę. Kiedy zetknęła się z jego spojrzeniem zawstydziła się, co potwierdził jej wycofujący się wzrok oraz ciało, które dało krok w tył, a plecy przylgnęły do drzwi.
- Dobranoc. - westchnęła płytko i po omacku wyszukała dłonią gałkę, aby ją przekręcić i wejść do tymczasowego pokoju. Szybko zamknęła za sobą drzwi, dopychając je plecami. Clove osunęła się nagle w dół, jakby straciła siły w nogach. Ukryła twarz w kolanach, które objęła mocno rękami. Nic już nie mówiła. Kobieta w takiej pozycji poczęła kiwać się na boki. Czuła jak przewraca jej się w brzuchu, jak jest jej niedobrze i zaczyna boleć ją głowa. Jej czoło stało się bardziej ciepłe niż u zdrowej osoby. Kiwanie się nabrało na sile, a oddech dziewczyny był bardzo ciężki, acz płytki i przyspieszony. Kobieta całkowicie straciła poczucie czasu, a ten dłużył się nieznośnie. Strach narastał, a niespokojne myśli atakowały ją z każdej strony. Była przerażona, roztrzęsiona, a im więcej godzin mijało, tym gorzej się czuła. Jej myśli długo krążyły wokół Landera. Doskonale wiedziała, jak mogło wyglądać to z boku, ale nie przejmowała się opiniami, póki nie zostały wypowiedziane na głos. Inni nie rozumieli ich relacji, byli zbyt płytko myślący, a ich umysł napełniony ignorancją przesłaniał wiele opcji. Clove było przykro, kiedy słyszała lub widziała niewybredne, jednoznaczne gesty, chichotanie i dziecinne zaczepki. Nie mogła nic na to poradzić, że od chwili przebudzenia uzależniła się od tej jednej osoby, a rozłąka z nią napawała ją irracjonalnym, chorym lękiem. Lękiem separacyjnym. Po wielu minutach kiwania się i cichym uderzaniem plecami o drzwi, Clove usłyszała krzyki z innych pokoi. Były to nawoływania do broni, rumor związany z chwytaniem swych ostrzy, a następnie szczęk oręża. Kobieta słyszała jęki bólu i agonii, cierpienie wielu wojowników, przecinanie miękkich ciał, rozlew krwi. Kiedy cała przerażona wybiega z pokoju, korytarz ścieliły już zwłoki poległych strażników i krwawe plamy na posadzce. Zdezorientowana, z sercem podchodzącym aż po same gardło, Clove pognała do pokoju Landera. Drzwi niemal wyważyła, nie kontrolując swojej siły. W jej dłoni lśniła stal sejmitara, a postawa ciała była przygarbiona. Ramiona unosiły się z każdym, dzikim wdechem, kiedy dojrzała jego - osuniętego przy ścianie pomieszczenia z mieczem wbitym w trzewia. Otumaniona patrzyła, jak Lander umiera, a ona nic już nie może poradzić.
Clove otworzyła oczy, a jej głowa uniosła się gwałtownie. Jej oddech był głośny, a nabierane powietrze pochwytywane łapczywie, jak gdyby wcześniej się dusiła i nadrabiała niedobór tlenu. Zerwała się na równe nogi nie bacząc na porę dnia, choć ewidentnie był już świt. Jedyne co zdążyła zrobić to chwycić swoja broń. Kiedy wyrwała się biegiem w stronę pokoju Landera, nie zastanawiała się nad tym, co robi. Po prostu otworzyła gwałtownie drzwi, omiatając wzrokiem pomieszczenie. Od przyspieszonego tętna czuła ból w klatce piersiowej, serce chciało uciec z więzienia zbudowanego z żeber, jej usta posmutniały, oczy zaszkliły się, a stojąca w progu Clove, niespodziewanie rzuciła się biegiem na łóżko Landera. Nagle zaczęła płakać, wtulając się w jego ramie, chowając tam twarz i obejmując go bardzo ściśle. Jej rozpacz była głośna i wyraźna choć stłumiona przez bark, do którego się przycisnęła. Drzwi pozostały otwarte, zaś kobieta drżała cała przerażona i zalana łzami, których etiologii nikt nie potrafił odgadnąć. Nikt, prócz niego. Mężczyzna siedzący na swej pryczy objął ją drugim ramieniem, pozwalając jej w ten sposób płakać w jego klatkę piersiową. Umieścił jej głowę pod swoim podbródkiem, a ręką gładził po plecach, chcąc ją uspokoić i bezsłownie przekazać, że wszystko już w porządku. Minę miał wyraźnie strapioną, co nie uszło uwadze dziwnie spoglądających na nich dwoje najemników. Łypnęli jedynie wzrokiem po sobie jak gdyby przekazując sobie jakąś wiadomość i czym prędzej wyszli, zamykając za sobą drzwi. Cisza w pokoju była przerywana jedynie stłumionym łkaniem likantropki. Jej ciało całe drżało, przywarte mocno do ciała Landera. Przez jej piersi czuł przebijające się łomotanie przerażonego serca, a strumień łez zamoczył jego nagi bark. Nie było żadnej wątpliwości, jak mocno rozstanie wpłynęło na jej umysł, mógł jedynie domyślać się, co ona teraz czuje, choć niekoniecznie to rozumieć. Choć stabilna emocjonalnie, wciąż miała fobie, trawiące ją od wewnątrz.
- Umarłeś - wydusiła w końcu z siebie, między jednym haustem powietrza a drugim.
- Nie było cie! - wyłkała po chwili oskarżycielskim tonem - Zostawiłeś mnie - uderzyła go lekko piąstką w ramię, a z jej gardła wydobył się rozżalony pisk zbliżającego się wybuchu rozpaczy, kiedy usta zacisnęły się w wąską kreskę. Dziewczyna poczuła, jak jego ciało lekko drgnęło po jej słowach. Czy był to efekt tonu, jakim je wypowiedziała? A może drgnęła jakąś strunę, której tknąć nie powinna? Niemniej jednak bardzo szybko posmutniał. Przytulił ją nieco mocniej.
- Jestem tu, żyję i przez całą noc się zastanawiałem czy wszystko z tobą w porządku - powiedział jej po krótkiej ciszy wymaganej dla niego do krótkiego namyślenia się, a w trakcie gładził ją po włosach - I byłbym z tobą, gdybym mógł. I ty dobrze o tym wiesz.
- Ale umarłeś… - wyszeptała z osłabieniem w głosie, przekręcając głowę nieco na bok, aby móc pobierać świeże powietrze, którego brakowało jej kiedy była zbyt przyciśnięta do barku. Zaślepiona we własnym bólu nie potrafiła jeszcze przyswoić, że rzeczywistość trwa w tej chwili, a to, co widziała wcześniej, było tylko koszmarem. Płakała przez jakiś czas, jednak jego kojąca natura niespiesznie ją uspokajała. Dłonie gładzące włosy dawały poczucie bezpieczeństwa, zaś ciepło żyjącego ciała oraz bijące serce, upewniły ją jedynie, że umysłem wciąż trwa w złym śnie, który przywiodła jej klątwa.
- Nie chcę już tutaj spać - powiedziała cicho, choć już stosunkowo stabilnym głosem, choć wciąż była bardzo zrozpaczona. Lander przeczuwał, że jej zły stan będzie teraz utrzymywał się przez znaczną część dnia, jeśli nie zdoła sprowadzić jej myśli na inny tor.
- Boję się - wyszeptała pieszcząc jego ucho ciepłym oddechem.
- Będę przy tobie - powiedział jej tak samo, jak ona wypowiedziała swe ostatnie słowa - I nie wrócimy tu już. Mieliśmy tu być tylko jedną noc, a teraz idziemy do Eveningstar - starał się zmienić jej tor myślenia, by nie wracać już do jej koszmaru.
- Będzie dobrze. Musimy w to wierzyć - zaczął jeździć wierzchnią częścią palca po jej policzku, by otrzeć jej łzy.
Clove uspokajała się. Nie miała już nawet sił na to, by dalej płakać. Lała łzy przez wiele minut, a samo to było męczące. Czuła się bardziej śpiąca, niż kilka godzin wcześniej, a sen wcale nie zregenerował jej sił. Otępiała kiwnęła głową twierdząca, nie zastanawiając się nad tym co mężczyzna mówi, ponieważ wszystkie słowa byłyby dla niej dobre. Żył, w co jeszcze nie do końca potrafiła uwierzyć. Naprawdę tutaj był?
- Przepraszam za to, jaka jestem - pierwsze poczucie winy wślizgnęło się do jej skołowanego umysłu. Pozostawienie jej na noc samotnej w pustym pokoju było najgłupszym pomysłem, na jaki ktokolwiek mógłby wpaść. Jej psychika została poważnie zachwiana i tylko inne bodźce mogłyby ją odciągnąć od otumanienia. Clove drżącymi ustami musnęła jego policzek. Zakryła się kołdrą, pod którą i on był, nie obyło się bez wiercenia i ocierania ciała, choć jej przynajmniej było odziane w lekki ubiór, bez pancerza. Wargi kobiety były bardzo blisko jego podbródka, a wielkie oczy wpatrywały się z bliska w twarz Landera. Przełknęła głośno ślinę, serce pomału zwalniało swój bieg.
- Przeze mnie inni będą mieli o tobie złe mniemanie… - wydusiła cicho, spuszczając nos na kwintę.
- Nie masz za co przepraszać - uśmiechnął się do niej pocieszająco. Z jego twarzy można było wyczytać szczerość. Clove sama zresztą wie, że należał on do prostolinijnych ludzi starających się doszukiwać pozytywów we wszystkim - Przeżyłaś wiele złego, takie rzeczy po prostu się zdarzają.
- Wiesz, niech mówią, co chcą - powiedział jej, być może w jakimś impulsie lub nie. Nie dało się tego stwierdzić. Kobieta pociągnęła nosem i kiwnęła twierdząco głową. Gwałtownie przetarła mokre policzki przedramieniem, leżąc wygodnie na ciele mężczyzny. Puls zwolnił zdecydowanie, powracając do swojego standardowego tempa, zaś mokre oczy zamknęły się szybko. Płytki oddech ledwo co unosił jej piersi. Ręka, która zaciskała się na drugim ramieniu Landera, zwolniła swój uścisk jakby stała się bezwładna. Zdawało się, że Clove zasypia, a on ją obserwował, jak to miał dotychczas w zwyczaju. Objął ją delikatnie ramionami i po chwili jego powieki również opadły. Co prawda miał coś do zrobienia, ale to mogło chwilę poczekać. Clove początkowo zbudziła się po kilkunastu minutach, kiedy ktoś zapukał do pokoju. Lander podniósł się, przez co zaburzył jej czujny sen. Likantropka przeraziła się, że być może jej sen się spełni i obcy przybysz wbije mężczyźnie miecz rozrywając skórę i wypruwając wnętrzności. Uspokoiła się słysząc znajomy głos i przezornie schowała się pod kołdrę, aby przypadkiem Karmazyn jej nie dojrzał. Słyszała całą rozmowę i nawet zrobiło jej się przykro, gdy została nazwana “jego kobietą” a potem coś o “problemach”, jakie mogłaby przysporzyć. Kiedy tylko Lander wrócił do łóżka, Clove wtuliła się w niego jeszcze mocniej i ciaśniej przylegając do ciała. Jej serce ponownie przyspieszyło rytmu, a cała ona była znowu zestresowana.
Obudziła się kilka godzin później, gdy świt dawno przeminął i zbliżało się południe. Tym razem sny miała spokojne i nie odczuwała już takiego zmęczenia, co o świcie. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała twarz Landera. Uśmiechnęła się spokojnie na myśl o bezpieczeństwie, jakie jej zapewnił przez ten krótki czas.
- Dzień dobry - powiedziała cicho nieco onieśmielona tą bliskością. Zazwyczaj nie spała z nim, a tylko w tej samej lokalizacji jak pokój czy namiot. Teraz mogłaby dłonią wyczuć każdą bruzdę na nagim torsie, a ciepło ludzkiego ciała nigdy nie było tak wyczuwalne, jak teraz. Poczuła się nieswojo, więc schowała twarz w ramieniu, aby jej nie widział. Uszy kobiety nabrały spiczastości, co sugerowało, że sytuacja wpływa na nią stresująco.
- Przepraszam, nie powinnam - dodała tylko i zaczęła się podnosić, aby wstać. Mężczyzna jej nie zatrzymywał, chcąc zapewnić jej pewien komfort. Już przyzwyczaił się do części reakcji jej ciała i tą akurat potrafił podsunąć prawidłowo pod pewne uczucia.
Odpowiedział jej na powitanie i usiadł na pryczy zaraz obok niej. Przyjrzał się jej uważnie będąc już całkowicie rozbudzonym. Na jego twarzy widoczne było zatroskanie.
- Gdybyś nie powinna, to bym ci o tym powiedział kilka godzin temu - zaśmiał się cicho, sam nie wiedział w sumie z czego - Poza tym jak mógłbym cię tak zostawić, kiedy ze łzami w oczach wpadasz do pokoju mając wyraz przerażenia na swym obliczu?
Clove odwróciła głowę w drugą stronę, gdyż czuła się coraz bardziej nieswojo. Nie z powodu niego, a tego, że mając tyle lat, jej zachowania były bardzo dziecinne, tak samo jak irracjonalne lęki. Nie potrafiła jednak wyrwać się z okowów strachu, jaki zaszczepiła w jej sercu czaroplaga. To właśnie z tego powodu próbowała ochronić się przed zawieraniem znajomości, jedynie Lander był kimś więcej, ponieważ dbał o nią od samego początku, jak o cenną rzecz.
- Bo te ich zakazy były idiotyczne, mogłam przecież spać tutaj na osobnym łóżku i nikomu bym tym nie zrobiła krzywdy - poczuła przymus tłumaczenia się, choć przez mężczyzna dobrze o tym wiedział. Clove nie była złą osobą, choć jej wygląd momentami mógł temu przeczyć. Wojownik pokręcił jedynie głową na znak, że nie musi mówić, o co chodzi. Prawdopodobnie dobrze wiedział.
- A tak musiałam spać z tobą, pewnie wszyscy będą teraz głupio na ciebie patrzeć - skrzywiła się, jednak ściana z rozpuszczonych, brązowych włosów, wyraźnie zasłoniła jej twarz.
- Już i tak wystarczająco się na mnie dziwnie patrzyli w moim życiu. Chociażby przez mój tabard - wzruszył ramionami i wbił wzrok w ziemię pod swymi stopami. Jego wargi zwęziły się w wąską linię, jakby próbując zatrzymać coś, co chciał powiedzieć. Pokręcił ostatecznie głową i westchnął głośno. Widocznie mu przeszło. Ona jednak z zaciekawieniem przekręciła lekko głowę, aby mimo zasłaniających widok włosów, móc choć odrobinę zerknąć na jego twarz. Może za dużo swoich problemów na niego zrzucała.
- Ja tam lubię na ciebie patrzeć - rzuciła chcąc go pocieszyć i uśmiechnęła się szczerząc kły. Ciężko było zrozumieć, co mogło to oznaczać w jej głowie - No i cieszę się, że jesteś i że żyjesz. Dlatego bez względu na wszystko, zawsze dbaj o siebie, bo gdyby nie ty, wolałabym już na zawsze pozostać w krysztale - spauzowała na chwilę, aby wzrokiem omotać go od stóp do głów
- A jak twoja rana? Nie paskudzi się? Może zmienię opatrunek i wyjdziemy do reszty? Pewnie już dawno zbudził ich świt - dopytała się z powagą wciąż się w niego wpatrując i oczekując odpowiedzi.
- Chyba wszystko w porządku. Gdyby to było coś poważniejszego, to bym pewnie musiał tutaj poleżeć dłużej - uśmiechnął się do niej, nie chcąc komentować już tego, co powiedziała wcześniej. Bardzo go ucieszyły jej słowa, ale na jego twarz chwilę później wypełznął cień, który prawie równie szybko zniknął.
- Weźmy nasze rzeczy. Kapitan zapewniał, że o świcie wozy zostaną bezpiecznie przetransportowane do twierdzy. No cóż... Przed południem ruszamy w dalszą drogę - powiedział jej żywo wstając i przeciągnął się - Ci żołnierze tu ciężko mają. Strasznie niewygodne te prycze.
- Ja miałam wygodny materac - zażartowała, wstając z łóżka na równe nogi i schyliła się po swoją leżącą obok broń. Przez chwilę patrzyła na jej ostrze i rękojeść, a jej mina wyrażała skupienie. Przez jej głowę przewinęło się wspomnienie z dzisiejszego koszmaru. Clove potrząsnęła głową wyrywając się z myśli.
- Pójdę się odziać w pancerz, zabiorę swoje rzeczy i zobaczymy się później - zakończyła zerknąwszy na niego tylko na chwilę, po czym opuściła pokój. Najpierw musiała udać się do swojej kwatery, a po zabraniu całego ekwipunku, udać się na zewnątrz, aby sprawdzić czy wozy są już na placu, zgodnie z obietnicą.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline