Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2016, 21:36   #9
Sirion
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Sarian obudził się jako pierwszy w pokoju, dyskretnie obmył się, ubrał i przypasując jeden ze swoich mieczy wyszedł z pokoju. Postanowił zostawić swoją skórzaną zbroję na stojaku, decydując się na białą luźną koszulę. Pomimo stosunkowo krótkiego snu czuł się wypoczęty i zadowolony z tego, iż udało im się spędzić noc w ciepłych czterech ścianach a nie na trakcie. Pomimo, iż dręczące go pytania niemal zżerały go od środka od jego przybyli do twierdzy, zdecydował, że lepiej na początku będzie złapać nieco snu, zwłaszcza biorąc pod uwagę nieprzespaną ostatnią noc i trudy wędrówki. Poza tym nie sądził, że uda mu się uzyskać odpowiedzi o tak późnej porze.

Plotki, które słyszał na temat swojej ojczyzny nie nastrajały go optymizmem. Pomimo, iż nie był w Tethyrze od długiego czasu nie zmieniły faktu, iż dalej odczuwał bardzo mocną więź z tym krajem i często zastanawiał się nad losem swoich towarzyszy. To życie jednak pozostawił za sobą. Czasami zastanawiał się czy kiedyś uda mu się wrócić do starego życia, jednak nigdy nie był pewny, czy od tak mógłby porzucić to wszystko… Pomimo, iż wstąpił do organizacji z bardzo samolubnych powodów, dostrzegał słuszność w jej działaniach i w końcu jej cele, stały się również jego własnymi.

W końcu udało mu się odnaleźć siedzibę magów wojennych, którą wskazali mu żołnierze z twierdzy. Abz do niej dotrzeć, musiał przejść kilkaset stopni "przerośniętej baszty" usadowionych pomiędzy klaustrofobicznie wąskimi ścianami, by w końcu znaleźć się przed odpowiednimi drzwiami. Wziął głęboki wdech i zapukał mocno do kunsztownie zdobione drewno. Miał nadzieję, że nie spali jeszcze pomimo wczesnej pory.

Drzwi uchyliły się, zapraszając w ten sposób tropiciela do środka. Jakkolwiek było to pomieszczenie wykonane, to namacalna wręcz magiczna aura przesycała powietrze od podłogi aż do stropu. Iluzje olbrzymich okien wychodzących na zewnątrz twierdzy całkiem skutecznie przepuszczały światło, choć pokój nie znajdował się przy zewnętrznych murach budynku. Wzdłuż ścian porozrzucane były regały z grymuarami oraz słoikami z odrażająca zawartością, stół z aparatują alchemiczną, jakiś drewniany pulpit z księgą magiczną, więcej regałów i wielkie stosy książek po kątach. Na samym środku zaś stała przeźroczysta kula na platynowym stojaku, prawdopodobnie kula wieszcząca.

W pobliżu kuli krzątał się… gnom. Miał długą siwą brodę i włosy umodelowane na porażenie piorunem. Zmarszczki na jego twarzy i okrągłe okulary dodawały mu powagi kontrastującej z jego niskim wzrostem. Ubrany był w kunsztowne, purpurowo-złote szaty mające na lewej piersi cormyrski herb. To na pewno był jeden z ów magów bojowych.... Chyba.

Czarodziej podniósł swój wzrok znad kupy książek pod jego stopami i przeniósł go na nieproszonego gościa. Bardzo powoli zmierzył go od stóp do głów, a odezwał się dopiero po tym:
- Kim jesteś i czego tu szukasz? - powiedział głosem kojarzącym się z beczącą kozą.

- Eee… Dzień dobry - Powiedział zaskoczony i przeszedł niepewnie przez próg - Nazywam się Sarian Thann i przybyłem w nocy wraz z ostatnią karawaną. Poszukuję osoby, która mogłaby pomóc skontaktować się z magami z Tethyru… - Ciężko było mu skoncentrować się patrząc na swojego dziwnego towarzysza. Zawsze uważał gnomy za osobliwe stworzenia, jednak ten… Ten zdecydowanie się wyróżniał. Z trudem powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem.

- Sugeruję przewoźnika. Albo innego maga - odpowiedział opryskliwie i zaczął już iść w stronę księgi zaklęć, ale zatrzymał się w pół kroku - Zaraz, ja jestem magiem.

Szybkim jak na takiego starca krokiem podreptał, by stanąć przed tropicielem i gestem zaprosić go do środka.
- Rondell Blackrock, profesor historii, Mag Wojenny Cormyru - przedstawił się - Jestem zbyt zajęty, by przedstawiać całe swoje drzewo genealogiczne, a na pewno słyszałeś o mojej rodzinie mieszkającej nieopodal Suzail we wspaniałym domku, do którego zjeżdżają się wspaniali ludzie ze wspaniałych krajów ze wszystkich wspaniałych stron świata, więc na pewno nie muszę o tym wspominać. Zwłaszcza że wspiera nas wspaniały król, a mój wspaniały brat jest wspaniałym doradcą na jego wspaniałym dworze.

Tak prowadził przez chwilę swój monolog, od którego Sarian dostawał białej gorączki, ale w końcu stało się coś dziwnego.
Nastała chwilowa cisza.
- No, to czego chcesz?

Sarian zawahał się wyraźnie zmieszany.
- Bo ja… - Szybko oprzytomniał i przypomniał sobie z czym przyszedł - nie chciał zmarnować sytuacji, kiedy został dopuszczony do głosu - Chciałem poprosić o informację z mojej ojczyzny, słyszałem straszne plotki na temat Tethyru i martwię się o swoich… - Zawahał się na moment - bliskich… Czy tamtejsi magowie przesyłali może jakieś informacje?

- Tethyr nie Tethyr, Tethyr - powiedział głośno i doskoczył do kuli wieszczącej na środku pomieszczenia. Zastukał w nią palcami trzy razy i zaczął czekać. Oczekiwanie przedłużało się, póki gnom nie pokręcił głową.
- Nic. Mój wspaniały przyjaciel z Tethyru nie odpowiedział - oznajmił mu.

Thann spuścił zawiedziony głowę.
- A jakie były ostatnie wieści? Czy naprawdę jest tak źle jak mówią? - Zapytał po chwili, na co czarodziej jedynie wzruszył ramionami.
- Coś ty myślał, że gadam z nim codziennie? A może jeszcze herbatkę z nim bym miał pić? - pretensjonalny ton w jego głosie sugerował, by nie kontynuował tej rozmowy.
- A teraz opuść mój pokój, ponieważ właśnie jestem w trakcie ważnego eksperymentu magicznego - zażądał wskazując palcem na stos ksiąg leżący na stole.

Mężczyzna spojrzał hardo na gnoma. Pomimo nikczemnego wzrostu wiedział, iż przedstawiciele tej rasy są znacznie bardziej niebezpieczni niż może się to wydawać.
- Naprawdę mi zależy na tej informacji… - Powiedział cicho i jego spojrzenie złagodniało - Tam znajdują się jedyni przyjaciele jaki kiedykolwiek miałem… Jestem pewny, że jakieś informacje do was dopłynęły… - Wyraźnie nie chciał dać za wygraną.

- Gdybym był w stanie coś zrobić, to bym ci o tym powiedział, a teraz wynocha! - wykrzyczał do niego ponownie w stylu kozy i wypowiedział jakieś zaklęcie, które wypchnęło Sariana za drzwi i zamknęło je za nim.

Sarian zacisnął pięści w gniewie i upadł sfrustrowany na kolana. Nic nie mógł zrobić. Przypuszczał, że dałby radę magowi, ale do czego by go to doprowadziło? Cały zamek prawdopodobnie obróciłby się przeciwko niemu. W końcu udało mu się uspokoić oddech i wstać.

- Skurwysyn! - Rzucił tylko i uderzył ręką z całej siły w drzwi. Nie wiedział jeszcze jak, ale postanowił się odegrać na tym wrednym stworzeniu. Snute plany zemsty pozwoliły mu w jakiś sposób odsunąć na bok dręczące go myśli. Wiedział, że i tak nic nie może na razie zrobić, być może po ukończeniu tej misji uda się mu zdobyć przydział w Tethyrze… Jednak na razie miał swoje problemy. No i miał do wyrównania rachunki z pewnym knypkiem.


***


Kiedy Sarian wrócił rano do pokoju zastał Thalakosa, który nie spał już pomimo porannych godzin.
- Czy nasza księżniczka się wyspała? - Rzucił z uśmiechem, a sam rzucił się na swoją pryczę.

Thayańczyk, bez zbroi jeszcze, za to już w karmazynowej tunice Oghma wie kiedy w nocy wypranej w balii, siedział na łóżku z niewielką misą wody obok, goląc się pożyczoną brzytwą. Brunatna łysina perliła się potem dusznego pomieszczenia. Przez chwilę nie reagował i dopiero po chwili zorientował się, że Sarian do niego mówi.
- Nie zachodzę do állat tak wcześnie, ale idź ją zapytać, faktycznie jako stajenny sprawdzisz się lepiej niż wczoraj. - skwitował, nie przerywając starannego przycinania zadbanej, otaczającej usta bródki.

- Ktoś tu ma bardzo cięty język - Prychnął tylko rozciągając się na posłaniu.- W ogóle to dziwne, taka duża twierdza, a taki mały garnizon. Ciekawe gdzie podziała się cała reszta żołnierzy…

- Nie widziałem ich zbyt wielu - cicho włączył się do rozmowy Sven, powracając do sypialni. Nie spał dobrze w nocy, wciąż budziły go nieprzyjemne sny, wstał więc już z pierwszym brzaskiem aby poćwiczyć trochę szermierkę na placu. Czuł się źle z tym, jak niewiele wczoraj zdołał zrobić, zwłaszcza w porównaniu z tym jak go chwalono, wykorzystał więc chwilę spokou do tego by utrwalić w kościach ruch, nie dopuścić do ich zgnuśnienia. Teraz, przejęty lekkim porannym chłodem który dał mu się w znaki przez lekką koszulę, z przyjemnością powrócił do zdecydowanie cieplejszego wnętrza. - Najwyżej dwa tuziny w sumie, do placu w tę i z powrotem, a nie dam głowy czy niektórych nie policzyłem dwa razy. Przynieśli jakieś śniadanie? - spytał cicho na koniec, siadając na swoje pryczy i rozcierając dłońmi ramiona, które z wiekiem coraz dotkliwiej odczuwały chłód.

- To garnizon, nie oberża… - skwitował tylko Książę, nie odrywając wzroku od swego odbicia w misie z wodą - Będziemy mieli szczęście, jeśli jak się upomnimy, cokolwiek dla nas znajdą. - wykonał ostatnie pociągnięcie, wymuskał podbródek lewą dłonią i wypłukał brzytwę, kończąc rytuał każdego poranka, którego był możliwy.

Tak, bo żołnierze w garnizonie jeść nie dostają…” - pomyślało się Svenowi, lecz powstrzymał się od wypowiedzenia tej uwagi. Bardzie zajęło go teraz spoglądanie na brzytwę w dłoni Thayańczyka. Pierwszą, bardzo przelotną i odruchową myślą było, w jaki sposób mógłby się teraz obronić, gdyby Krasnemu nagle odbiło i narzędziem cyrulika usiłował poderżnąć mu gardło. Druga jednak, mniej płocha i ulotna, dotyczyła stanu jego zarostu. Podrapał się lekko po twarzy, która już zaczynała porastać kłującymi igiełkami posiwiałej brody. Zastanawiał się, czy nie powinien się ogolić, lecz przypomniał sobie chłód tego ranka. Lato dobiegało powoli końca, czas powrócić do brody. No, i były istotniejsze problemy na tę chwilę, takie jak brak jedzenia.
- Przecież oni też coś muszą jeść… - Westchnął cicho - Poza tym sądzę, że to dobry moment, żeby nasz egzotyczny uraczył nas jakąś domową kuchnią - Uśmiechnął się sam do siebie i nie czekając na odpowiedź zapytał pozostałych - W ogóle jaki mamy dalszy plan dnia? Ktoś coś wie?

- Idę znaleźć kogoś, kto wskaże nam drogę do śniadania - Sven narzucił na koszulę tunikę i wstał na powrót ze swojego posłania, kierując się jednak najpierw nie do wyjścia, lecz do swoich juków. Wydobył stamtąd jakiś mały pakiet, po czym dopiero ruszył w stronę drzwi - Skoro nas tu przyjęli, powinni liczyć się z potrzebą nakarmienia tych paru gąb więcej.
Po tych słowach wyszedł, uprzednio rzucając Sarianowi znaczące spojrzenie w stronę Taeghana. Miał nadzieję, że rozsądny zwiadowca pojmie sugestię, aby uważać na dziwnie milczącego elfa, który zwyczajnie nie miał prawa czuć się dobrze na psychice.

Sarian odwzajemnił spojrzenie i kiwnął dyskretnie głową. Elf dalej nie dał żadnych znaków życia i nawet nie chciał wyobrażać sobie jak aktualnie się czuł.

Bardziej dręczyło go to, iż pomimo, iż wszyscy należeli do jednej organizacji nie dało się ukryć, iż ten cały książę, był co najmniej… Specyficzny. Być może nie wbije mu przy pierwszej okazji sztyletu w plecy, ale coś mu mówiło, że nie miałby oporów, aby poświęcić ich wszystkich, aby osiągnąć własne cele. A może tak mu się tylko wydawało i źle ocenił mężczyznę? Tego jeszcze nie wiedział, ale wolał mieć się na baczności.

- Ja szczerze powiedziawszy również zgłodniałem, idziesz? - Rzucił w stronę towarzysza - Pomimo tego, iż znajdujemy wewnątrz bezpiecznych murów, lepiej będzie chyba trzymać się razem.

- Lękasz się cormyrskich zaciężnych, przyjacielu? - zapytał Thalakos z krzywym uśmieszkiem - Może udam się później. Może okażę wdzięczność, jeżeli jednak czymś raczy się garnizon podzielić. Na tę chwilę myślę raczej, czy nasza towarzyszka nie przysporzy kłopotu teraz, gdy ma Landera do którego mogłaby się łasić.

Zwiadowca uśmiechnął się lekko.
- To kobieta, pytanie brzmi nie ‘czy’, ale ‘co’ zrobiła i że nie wpakuje to nas w żadne kłopoty. Jestem tylko ciekaw dlaczego zamknięto ją oddzielnie?

Thayańczyk patrzył na Sariana przez przeciągłą chwilę spojrzeniem, jakim się obdarza wioskowego głupka.
- Barbarzyńskie kraje, barbarzyńskie obyczaje. - syknął poirytowany - Myśl tak dalej o niewiastach, a jedna będzie końcem ciebie gdy się tego nie spodziewasz. Kwestię osobnego kwaterunku litościwie pominę.

Mężczyzna wstał, zostawiając starannie oczyszczony rynsztunek. Przetarł lnianą chustą łyso ogoloną czaszkę, schował chustę do kieszeni. Znalazł rękawiczki, założył rękawiczki na dłonie.
- Nie, panie Thann, problemem nie są jej przyrodziny, a istotna kwestia czym jest. Nie wiem jak się zachowa bez Landera, nigdy też nie widziałem by nasz bohaterski lider doznał takich obrażeń.

- Musisz się więc wiele nauczyć o miejscowych kobietach… - Powiedział tylko - Sądzę, że różnią się one od tych z twojego kraju… - Zakończył kwestię - Po prostu mam wrażenie, że oni się w jej jakiś sposób… Boją. Inaczej nie odegraliby tej całej szopki ze ‘względami dyscyplinarnymi’. Clove jest żołnierzem…

Thalakos parsknął śmiechem. Po chwili zorientował się, że Sarian mówił szczerze.
- I przywykła do życia na trakcie i raczej nie przeszkadzały by jej takie niewygody… Tu chodzi o coś innego.

- Jakie? Takie, że musiałaby prosić czterech mężów o wyjście gdy chciałaby zmienić tunikę? - uniósł oczy Thalakos, nie dowierzając, że jego rozmówca mówi poważnie - Szczęśliwie, nie wszyscy są tak nieokrzesani jak ty, przyjacielu.

- Znajdujemy się w środku misji, a nie na dworze - Wzruszył ramionami - Nie zawsze można pozwolić sobie na takie luksusy jak prywatność.

- Opowiedz mi o jednej sytuacji, kiedy przyszło ci szczać przed kamratami, nie boś leniwy pchlarz co lubi podglądać kobietę dowódcy, tylko bo… nie można było sobie pozwolić na luksusy. - spokojnie poprosił o wyjaśnienie Książę, powstrzymując eskalację pobłażliwego uśmieszku na twarzy.

Sarian zamyślił się i uśmiechnął ignorując intencje towarzysza.
- Przyznam, że zdarzyło się zobaczyć to i owo ‘przypadkiem’... - Rozciągnął się zadowolony - To jest najlepsza praca jaką kiedykolwiek miałem...A co z nim? - Wskazał na śpiącego elfa - Sądzisz, że wyjdzie z tego, pomimo wszystkiego co przeżył poprzedniej nocy?

Książę prychnął, nawet nie spoglądając na elfa.
- W Waszych krainach nikt nie jest przyzwyczajon do straty. Ale zgaduję, że ten tu za wiek nie będzie nawet o niej pamiętał. - Thayańczyk wstał i ruszył do wyjścia, obacając się i opierając łokciami jeszcze w wąskiej framudze
.
- Czy masz coś jeszcze ważnego, co byś chciał omówić?

Thann wzruszył ramionami.
- Chyba nie - Podszedł ostrożnie do leżącego elfa - Chodź, pora coś zjeść - Powiedział zdecydowanie potrząsając jego ramieniem - Rozumiem twój ból, ale uwierz mi, zamartwianie się niczego nie zmieni i nie poprawi ci nastroju. Już poranek i trzeba obmyśleć co robimy dalej.

Elf w odpowiedzi jedynie mruknął coś niezrozumiałego, po czym warknął, prawdopodobnie sam na siebie. Wzruszył gwałtownie ramionami leżąc plecami do tropiciela i spojrzał jeszcze raz na coś, co trzymał w dłoniach. Coś na złotym łańcuszku.
- Dołączę do was później - rzekł do nich cicho po krótkiej chwili, nie zaszczycając ich spojrzeniem.

Sarian westchnął i oparł się jedną nogą o pryczę nachylając się przy tym przy elfie.
- Długo zamierzasz tak się nad sobą rozczulać? - Powiedział twardo.

Thalakos uśmiechnął się złośliwie.
- Dołączę do was później. - i z tymi słowy opuścił kwaterę.

Kupiec po słowach Thanna napiął wszystkie mięśnie jakby smagnięty batem. Zgrzytnął zębami i zaczął się nieco sennie zrywać z łóżka. Przewyższał wzrostem Sariana, gdy stanęli przed sobą twarzą w twarz. Jego mimika nie wyrażała emocji typowych dla rodzica tracącego dziecko... Przynajmniej nie ludzkiego rodzica. Jedynie co to tropiciel zauważył złość w jego oczach.
- Nie płacę ci za to, byś udzielał mi jakichś rad - zaczął wyjątkowo spokojnie - A nim się odezwiesz do swojego pracodawcy w ten sposób, to zastanów się, czy twoja pensja jest tego warta.

Mężczyzna odsunął się i spojrzał hardo na towarzysza.
- To zacznij zachowywać się jak pracodawca i przestań się nad sobą użalać. Płacisz mi za ochronę i właśnie to robię, więc weź się w garść - Obserwował w napięciu reakcję elfa..

Kupiec uniósł brew na chwilę i splótł ręce na piersi.
- Ciekawe jak ty byś zareagował, gdyby ci zginęła córka. Z twojej własnej winy, ponieważ chciałeś, by obejrzała Cormyr. Nawet jeśli była adoptowana - kontynuował dalej tym samym tonem.

Mężczyzna rozluźnił się nieco i spuścił wzrok.
- Z mojej winy zginęła większość moich przyjaciół… - Powiedział po chwili. - Nie jest łatwo, ale… Trzeba nauczyć się z tym żyć. Bo co innego ci pozostało? Załamać się? Poddać się? Tego pragniesz…?

- Nie. Elfy mają nieco inne spojrzenie na to wszystko. Porównywanie kultur w tym wypadku niewiele da - skwitował krótko.

- Więc powiedz mi co planujesz teraz zrobić? - Naciskał Sarian.

- Pewnie wrócę za jakiś czas do Wrót Baldura - odparł mu po krótkiej ciszy - Muszę poinformować kogoś o śmierci Lialdy.

Thann kiwnął głową.
- A teraz? Zamierzasz spędzić cały dzień w łóżku?

- Trudno nazwać tę pryczę łóżkiem.

Thann uśmiechnął się.
- A więc trochę wrócił ci humor - Prychnął. - W każdym razie mamy trochę do zrobienia i szkoda tracić tutaj czas. - Elf w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami.

- Czyli… Nic sobie nie zrobisz? - Spojrzał na niego badawczo.

- Nie wiem co ty sobie pomyślałeś, ale pozwolę sobie nie wziąć tego za obrazę - splótł ręce na piersi wyraźnie oburzony, co również Sariam usłyszał w jego głosie.

- Ej! Nie patrz tak na mnie - Powiedział z wyrzutem. - Inni też się martwili. Czy tego chcesz czy nie, jesteś naszym pracodawcą i towarzyszem. To naturalna reakcja z naszej strony. Z resztą nieważne… Idziemy? Śniadanie czeka.

Elf westchnął głośno z rezygnacją i wyszedł pierwszy z pokoju nie komentując ostatnich słów człowieka, a Sarian po chwili również opuścił pokój.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline