Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2016, 14:55   #12
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Oczekiwała go w komnatach, które zajmowała od czasu, gdy w sepcie nad rzeką powiedziała “Tak” ojcu obecnego pana młodego… i z tego, co służba plotkowała, nie zamierzała się z nich wyprowadzać, by usunąć w cień i próbować zakryć przed nieżyczliwymi językami to, co było.

Gdy wszedł, siedziała na rzeźbionym karle u wejścia na maleńki wykusz z balkonem, gdzie w ciężkich donicach własną ręką uprawiała sprowadzone z Dorne krzewy tamaryszku. O smukłe łydki lady ocierał się biały kocur z puchatym ogonem, obrzydliwie drogiej myrijskiej rasy i obrzydliwie wrednego charakteru pieszczoszek godny prawdziwej damy, którego jej Seathan sprezentował w dniu oświadczyn. Córka kowala, która przyprowadziła minstrela, dreptała za nim niespokojnie w miejscu.

– Alsso – Głos Mildrith był jak najsłodsza muzyka – na moim łożu leży suknia i naszyjnik dla ciebie. Nosiłam je w twoim wieku, winny ci pasować.
I chociaż suknia była skromna i niewyszukana, a naszyjnik był prostą błyskotką i młoda Mildrith nosiła je w podróży, Alssa wpierw wymawiać się zaczęła, że jej nie przystoi i nie może odziewać się jak dama, a potem dukała niezbornie pełne wdzięczności słowa. Lady uśmiechnęła się słodko na podziękowania dziewczyny, cały czas głaskając cierpliwie kota. Wreszcie pogładziła córkę kowala po policzku i odprawiła, by się szykowała na uroczystość. Zielone oczy lady Mildrith i zielone oczy jej kociego ulubieńca spoczęły na bardzie.
– Horton i Trevyr zapewne zlecili ci moc zadań…

Bard jeszcze przed chwilą tak wygadany, teraz oniemiał. Skromny i niepewny uśmiech, który mu towarzyszył, raczej zdradzał zbyt wiele. Wyglądał właśnie na wyjątkowo spłoszonego. Dzisiejszy dzień dobitnie mu pokazał, jak wiele spraw mu umyka, nie, właściwie nigdy nie narzekał na to, że obowiązki na zamku go nie tyczyły, ale dzisiaj czuł się z tego powodu jakoś źle. Kiedy tylko wkroczył do izby, pochylił się nisko, nie mówił nic, tylko odprowadził wzrokiem służkę.
– Dzisiaj, moja Pani, wyjątkowo mnie pomijają, nie mam doświadczenia w przygotowaniach lordowskich uroczystości. Jednak dzisiejszy dzień jest tak szczególny, że nikt nie może pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. – Bard złapał głęboki oddech. – Nie jestem pewien, czy tak wypada, aczkolwiek pozwoliłem sobie przybyć, by móc coś powiedzieć. Kiedy młody lord opuszczał nasz zamek, wszyscy myśleli o tym, co się z nim stanie, teraz jednak powrócił, wrócił jako zdobywca, młody, pewny siebie godny swego nazwiska oraz pochodzenia. Jak każdy zdobywca, podbijał i zagarniał wszystko, czego pragnie, i teraz widzę, że zdobył najpiękniejszy z kwiatów. Jednak o kwiat, trzeba dbać, nie tylko dlań walczyć. Dlatego, moim życzeniem dla ciebie, szlachetna Pani, jest szczęście i radość z tego życia. By twój zdobywca zdobywał twe serce wiele razy, to moje skromne życzenia. – Bard sięgnął po swoją lutnię. – Poza tym, chciałem zaoferować swoje usługi, moja Pani. Czy ma Pani jakieś życzenie na ślub, coś od siebie, co chciałaby posłuchać?

– Och…
Policzki Mildrith pokryły się różanym rumieńcem. Vaenor śmiało mógłby opisać go jako dziewiczy, choć wykwitł na twarzy wdowy.
– Mój drogi Vaenorze, przyjmuję twe usługi, a w zamian obiecać mogę stół uginający się i kielich pełen, ciepłe miejsce przy kominku i towarzystwo – nie zawsze słodkie, lecz zawżdy ciekawe.
Lady wyciągnęła dłoń z palcami obciągniętymi w dół, do ucałowania. Gdy zaś bard nachylił się do pocałunku, złapała go pod brodę.
– Bardzo byś zasmucił moje serce, jeślibyś mnie zawiódł. – Oczy Mildrith pociemniały, jakby słońce za oknem zakryły burzowe chmury. Po chwili jednak na twarz panny młodej powrócił szczęśliwy i lekko roztargniony a przelękniony uśmiech, jakże właściwy niewieście w dniu ślubu.

– Chciałabym, ażebyś na uczcie zaśpiewał pieśń o tym, jak Lann Sprytny uwodził syreny. Nieco frywolna to pieśń, ale na Lwiej Skale wielce ją lubią. I memu sercu miła ta melodia… Powiedz mi, czy zacny Horton umieścił owych rycerzy dzisiaj przybyłych, Addena Snowa i Arvinga Fowlera, na podwyższeniu na czas uczty weselnej?

Mina barda nagle zmieniła się, zrobił się bardzo poważny, a jego oczy fioletowe oczy zaczęły niemal lśnić.
– Nie w mym interesie zawodzić niewieście serce, Lady Mildrith, dla ciebie, nie mam zamiaru zrobić wyjątku. Więc i pieśń będzie dla mnie przyjemnością. – Bard złapał pannę młodą za dłoń, i odsunął od swojej twarzy.
– Jednak nadal mam na tyle godności, że nie będę zajmował panience w czas tak szczególny głowy planami zarządcy. Nie powinna panienka myśleć o Snowach czy Fowlerach. Jestem pewien, że nasz pan z pewnością podejmie odpowiednie kroki. – Uśmiechnął się. – Sam uważam za spory nietakt sadzanie Addena przy naszych znamienitych gościach, ale ja się nie znam. Jego giermek znacznie bardziej jest godny na ten zaszczyt.
– Kiedy ten fakt, czy znalazło się dla nich miejsce, właśnie bardzo mnie turbuje i do zgryzoty przywieść może – zatroskała się Milly. Twarz jej, zmartwieniem ocieniona, jeszcze więcej powabu nabrała.
– Proszę się nie głowić Ser Horton jest doskonałym organizatorem. Dlaczego jest to tak ważne? W końcu to tylko wędrowna grupa, która przybyła bez zaproszenia. Cóż może tak niepokoić szanowną pannę? – Złapał się za podbródek. – Ser Horton wspominał coś o “przemeblowaniu”, jednak świat jest zbyt ciekawy, by zajmować się tak zbędnymi kwestiami.

Pani Mildrith nie była usatysfakcjonowana ani uspokojona. Jedno i drugie jawnie wypisało się na jej twarzy.
– Zatem dowiedz się, Vaenorze, jak najszybciej i dyskretnie – podkreśliła to słowo – w jakich turniejach i potyczkach ów ser Snow ostatnimi czasy uczestniczył. To nie jest wędrowny rycerz, mój drogi – wytłumaczyła cierpliwie. – To przyszły członek Gwardii Królewskiej. Zdaje się, że jeden z jego towarzyszy to krewniak twój? – uśmiechnęła się ciepło, ale uśmiech nie sięgnął oczu.
Usta wykrzywiły mu się w grymas.
– Tak… Z całą pewnością, orientuje się w temacie, Ser Horton. Jednak kiedy ostatnio go widziałem, był raczej zajęty. A pospólstwo raczej nie zajmuje się takimi sprawami… Pozostaje ojczym lub twój przyszły małżonek. Jednak znając ich obu, są bardzo zajęci. Nie sądzisz, moja Pani... – Złapał głęboki oddech. – Owszem, to mój krewniak. On z pewnością będzie wiedział, jednak nie mam pojęcia, jak nawiązać z nim relacje, jeśli mi w tym pomożesz, z pewnością się dowiem, czego będziesz potrzebować, o Ser Snowie. – Właściwie, taki był jego główny zamysł. Od początku chciał zapytać o poradę, ale jakoś nie potrafił się za to zabrać

Pani Milly nachyliła się, rączkę smukłą położyła na ramieniu Vaenora.
– Jesteś minstrelem na służbie tego domu. Powiesz prawdę. Zaskakujące, wiem… – uśmiechnęła się słodko. – Rzekniesz, że pani Mildrith posłała cię, abyś się wywiedział, jakie pieśni ser Snow lubi, bowiem życzy sobie, abyś go uhonorował melodią według gustów jego dobraną. Czy na przykład lubi tę pieśń o kwiatach wiosennych, pierwszych co pokonują okowy mrozu? A może coś bardziej przywodzącego na myśl szczęk broni? Zeszłego roku skald z Północy gościł na turnieju u Reyne’ów. Śpiewał o walkach z dzikimi i końcu domu Greystark... Byliście, panie, na turnieju u Reynów? On odpowie, że nie. Ja tam byłam, Vaenorze, i ich nie było... Więc nie gościliście u naszych druhów? Szkoda wielka, zacne to były potyczki. A na jakim turnieju byliście ostatnio i co tam śpiewali, co znalazło uznanie w oczach szlachetnego Addena?
Zielone oczy lady Mildrith utkwione były w błękicie za oknem, słowa zdawały się opuszczać czerwone, kształtne wargi niemal bez udziału myśli. Vaenor spojrzał w oczy swojej rozmówczyni – Można powiedzieć, że był zszokowany, niezwykle zaskoczyła go lady Mildrith.
– Pani… Twoje życzenie, jest dla mnie rozkazem. – Pochylił się, tym razem znacznie niżej. Panna młoda zrobiła na nim wielkie wrażenie.
– Udam się niezwłocznie. – Nie odwracając się od niej, wykonał kilka kroków w tył, po czym dopiero przy samych drzwiach, odwrócił się... Opuszczając salę szanownej Pani, udał się do wieży zarządcy. To właśnie tam mieli zamieszkać szlachetni goście. Miał tylko nadzieje, że tym razem nie wpadnie na Ser Hortona.

Mildrith zaś westchnęła. Przywołała swojego kota i gestem zachęciła, by wskoczył jej na kolana. Zagłębiła dłoń w białym, długim futrze, a gdy myrijski kocur aż się cały rozedrgał od wibrującej, rozmruczanej przyjemności wywołanej pieszczotą, capnęła go za skórę na karku. Zawisł od razu bezwładnie w jej uścisku. Nie zdarzało mu się to bowiem po raz pierwszy i wiedział już, że opór jest bezcelowy, a z panią żartów nie ma. Musiał pracować na swoją miskę śmietanki, jak każdy na zamku. W jego przypadku praca polegała na przymilaniu się zaproszonym damom, oraz pewnych obowiązkach w małej komnatce za alkową Mildrith, do której właśnie był niesiony. Pani uchyliła drzwi i wąską stopą zastawiła przejście kotce, która próbowała prysnąć przez szparę. A potem wrzuciła tam arystokratycznego myrijskiego kocura o śnieżnobiałym futrze, by produktywnie spędzał czas w towarzystwie trzech kotek, co prawda pospolitych, portowych chudzielców... ale także białych.

Potem zaś wezwała Alssę i kazała sobie sprowadzić kogoś o wiele bardziej opornego niż minstrel i krnąbrnego niż kocur. Tym razem obeszło się bez uciekania się do pomocy zbrojnych, przetrząsania zamku, portu i okolicznych wzgórz. Piętnastoletnia Eleanor przybyła chętnie i szybko, a pełen satysfakcji uśmieszek świadczył o tym, jak bardzo jest rada z możliwości zademonstrowania, jak bardzo jest niegotowa na ślub Mildrith z jej bratem. I jak całą ceremonię, zaproszonych gości oraz samą Mildrith głęboko ma w dupie. Co do uczuć smarkuli wobec brata pani Milly nie była pewna.

Bogowie, westchnęła w duchu była i przyszła lady Seaver, co za straszliwy kocmołuch.

Eleanor odziedziczyła pociągłą twarz i wydatny nos swego pana ojca. Oraz, z tego co Seathan mówił, niełatwy charakter pani matki. O jej zdecydowany podbródek można było łupać kamienie. Nie była brzydka, wyraziste rysy twarzy i ciemne, gęste włosy mogły wręcz znaleźć wielu wielbicieli. Tyle że znaczną część życia chowała się bez matki i starszej siostry, przez co wyrosła na półdzikie i krnąbrne stworzenie. Ze stroju ciężko byłoby rozpoznać, że to siostra dziedzica i szlachetnie urodzona lady. Włosy tworzyły coś pośredniego pomiędzy kołtunem a wronim gniazdem. Cuchnęła końskim i własnym potem, pewnie znowu włóczyła się po okolicy konno, albo znalazła jakichś zbrojnych, z którymi tłukła się na miecze w ustronnym miejscu zamku, nie pojawiała się na wspólnych posiłkach i robiła wszystko, żeby być inna i obok swej rodziny. I dopóki była dzieckiem, Milly była skłonna jej na to pozwolić. Ale przez ostatnie dwa lata Eleanor z dziecka stała się podlotkiem i czas, by wzięła na siebie obowiązki, jakie każda kobieta ma wobec rodziny.

– Kazałam przygotować ci kąpiel... – Mily powiodła dłonią w kierunku wykuszu okiennego, gdzie parowała wielka balia.
– Myłam się w zeszłym tygodniu – odpaliła Eleanor i wysunęła stanowczy podbródek.
– ... według dornijskiego przepisu. Kilka gatunków pustynnych traw, macierzanka i mielone pestki mandarynek. Królowa Nymeria zażywała takiej przed pierwszym spotkaniem z Morsem Martellem.
Zdecydowany podbródek opadł lekko. Razem ze szczęką młodziutkiej panienki Seaver.
– Miała armię – oznajmiła po chwili zapalczywie Eleanor. – Co za różnica, czym pachniała, i tak by się z nią musiał liczyć!
Milly splotła palce na zgrabnym kolanie i kompletnie zignorowała odgłosy kociej orgii dobiegające zza ściany. Jej szwagierka zrobiła się za to bardzo niespokojna.
– I naprawdę uważasz, że Nymeria armią zdobywała serce i łożnicę Dornijczyka? Tak, miała armię i miałaby sojusz. Ale nie małżeństwo. Nie tytuł władczyni. I uwierz mi – nawet gdy ścinała głowy wrogom na polu bitwy, nawet w pochodzie armii, w zasadzce, w trudzie i znoju – zawsze, Eleanor, wyglądała jak królowa. A nie jak oryl z Grey River w drodze do burdelu.
– Chcesz, żebym była wyfiokowaną damulką jak ty, co całe dnie tylko się pacykuje,głaszcze kota, pije cydr i słucha jak Vaenor rzępoli! – wydarła się Eleanor, stosując taktykę, która była idiotyczna, ale wobec jej pana ojca zawsze działała. Sprowokowany Damon Seaver walił córkę pięścią po twarzy, po czym odsyłał do jej pokoi, gdzie miała spokój i z których ucciekała, kiedy chciała...
– Moja matka była z żelaznych ludzi i...
– ... i leży w kryptach pod Wieżą Maestera – dokończyła Mildrith ze smutkiem, pod którym dźwięczała zimno stal niezłomnej woli. – Ja zaś przeżyłam twego ojca. Nadal będę siedzieć wypacykowana na balkonie, głaskać kota, pić cydr i słuchać minstreli. Lecz kiedy będzie potrzeba, stanę obok twojego brata i będę bronić zamku, ziem i ludzi Seaverów.

Na twarzy Eleanor wpierw rozlało się niedowierzanie, a potem szydercza wesołość, która przeszła w szok, gdy Mildrith wyciągnęła spod łoża haftowany kołczan i sajdak, a z niego długi dornijski łuk.
– Eee... – zdążyła powiedzieć, gdy Milly wprawnie nałożyła cięciwę i sięgnęła po strzałę. Pośliniła lotki jak stary wyga, na piórkach zostawiając karmin pomadki. Stopa w zdobionej jedwabnymi sznurkami ciżemce wsparła się o jedną z donic z tamaryszkami, Milly uniosła łuk, zmrużyła poczernione oko i niemal nie celując puściła cięciwę. Jeden ze stadka siedmiu gołębi krążących obok Wieży Rzecznej od siły uderzenia pofrunął prosto jak zdmuchnięty i po chwili runął w dół. Mildrith zaczęła zdejmować cięciwę.
– Nie widziałaś tego – poinformowała Eleanor.
– Ale czemu? – Nie mogła zrozumieć.
– Bo niewiasta dla swojego męża zawsze musi być tajemnicą. A ja nie zamierzam mieć więcej mężów. Więc tajemnic dla Seathana musi mi wystarczyć do końca życia. Tych i innych zabiegów dowiesz się z księgi Miłości Królowej Nymerii. Poproś maestera Trevyra, powiedz, że uznałam że dość już jesteś dojrząła. Walki toczy się nie tylko z mieczem w ręku – pogłaskała Eleanor po policzku. – I jeśli chcesz być jak twoja królowa, przeczytaj księgę. I zacznij wyglądać i zachowywać się jak kobieta. A ja porozmawiam z ser Craigiem, czy cię nie poduczy fechtunku, pieszo i z siodła. Jeśli masz być sprawna i w orężu, będzie cię uczył najlepszy. Ale zaraz po tym będziesz się kąpać, czesać, zakładać suknię i ciżemki. Nie opuścisz żadnego wspólnego posiłku i będziesz posłuszną wnuczką i kochającą siostrą, z której rodzina będzie dumna. Jedno potknięcie, a ani ser Caldwell, ani nikt inny tu z tobą już broni nie skrzyżuje. A szkoda... bo wszystko jedno, czy ci małżonka znajdziemy na Północy, Zachodzie czy w Dorne, to może taka sztuka być ci bardzo potrzebna.
– Pojadę do Dorne?–
– Nie zostało to jeszcze ustalone. I wiele zależy od ciebie.

Doprowadzenie kocmołucha do stanu, w którym pannę na wydaniu można pokazać szlachetnym gościom zajęło Milly więcej czasu niż własne przygotowania. Była jednak dumna z efektu i zadbała o to, by wszyscy Eleanor zauważyli i patrzyli na nią długo.

Kiedy lady Mildrith, cokolwiek spóźniona, zajechała pod sept i ruszyła do środka, by wreszcie połączyć się węzłem małżeńskim ze swym wybrankiem, tren kremowej sukni zdobionej koronkami z Myr i drobnymi perełkami niosła za nią siostra pana młodego. Eleanor miała na sobie lawendową suknię podkreślającą smukłą, dziewczęcą sylwetkę, ciemne włosy częściowo zaplecione w koronę z wielu warkoczy zdobionych kwiatami niezapominajek, a częściowo puszczonych luźnymi, starannie ułożonymi lokami na szczupłe plecy. Pierś najmłodszej panienki Seaver zdobiła kolia z opali, a twarz dyskretny uśmiech, jeszcze mało wyćwiczony, bo wyglądał jak przyklejony do podmalowanych różaną barwiczką ust.
 
Asenat jest offline