Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2016, 17:10   #3
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Dnia następnego Aurorze dane było zbudzić się we własnym okrągłym łożu. Lekko zwinięta sylwetka zakryta skrzydłami spoczywała na szorstkich poduszkach. Poduszki właśnie były pierwszym, co poczuła. O dziwo i jak nigdy dotąd. Balsam Lorasha miał zaskakujące działanie. Czuła twardą teksturę przez swoje łuski. Te zamiast być suche, chropowate i twarde były stosunkowo gładkie i miękkie. Pobudka odbyła się bez wołania Sabala o wodę.

Wieść o porodzie tego samego dnia była czymś budującym samopoczucie. Przygotowanie się na nie sprowadziło się do uszykowania łusek i wystrojenia fryzury. Na samą uroczystość pozostało nałożenie ozdób. Pozycja Pierwszej Córki zobowiązywała do większego zaangażowania toteż Aurora udała się do domowej kaplicy.

W kaplicy panowało nadnaturalne poruszenie. Młodsze kapłanki co raz wchodziły i wychodziły z wierzy, jeśli nie opierdalały wystraszonych i latających jak w ukropie młodych dziewczyn, to komentowały swoje kreacje. Kapłanki były dziś w zasadzie ubrane jedynie w biżuterię, jednak jej ilość sprawiała iż brzęczały jak wojownik w kolczudze. Niektóre koszulki wykonane ze złotych łańcuszków musiały właściwie ważyć tyle co prawdziwa kolczuga. Jednak kapłanki trzymały się dzielnie - lub przynajmniej nadrabiały miną. Na szczycie, we właściwej kaplicy, tuż przy ołtarzu stała Filfriia. Kapłanka nosiła się jak paw, obleczona w masę złota oraz purpurowy płaszcz. Z założonymi na piersiach rękami wydawała komendy pracującym przy dekoracjach kobietom. Siostra nawet jeśli zauważyła wejście Aurory, nie dała tego po sobie poznać.

Pierwsza Córka swoją pierwszą wizytę potraktowała czysto obserwacyjnie. Nie wtrącała w żadne sprawunki młodszych kapłanek, nie wydawała rozkazów ani nie rozstawiała nikogo po kontach.Przyglądała się każdemu elementowi jak i każdej osobie. Robiła to okrążając centralny stół ofiarny, wzdłuż linii zarysowanej pajęczej sieci. Stawiała kroki tak, jakby sieć była zawieszona w powietrzu a nieuważne stąpanie mogłoby spowodować upadek. Spokojne kółka, która z początku były szerokie sukcesywnie się zwężały zbiegając się w końcu bliżej ołtarza.

Dobrze odżywione, zadbane pajęczaki, mimo małych móżdżków, posiadały świetny instynkt samozachowawczy i choć oczywiście nic nie mogło im grozić, od drowiej kobiety w świątyni Lolth, mimo wszystko miały tendencję do uznawania miejsc w które kierowała się Aurora za “mało ciekawe” czy też może “nie godne ich majestatu”. W odróżnieniu od licznych dzisiaj przecież gości kaplicy, Aurora nie musiała ani razu uważać na stojącego na jej drodze pajęczaka. Było to z jednej strony oczywiście pożyteczne, ale i powodowało pewną konsternację wśród niektórych drowek. Podczas gdy większość najmłodszych dziewczyn odczytywało to jako wyraz uznania jakim musi cieszyć się pierwsza córka w oczach bogini, inne bardziej doświadczone kapłanki i akolitki były bardziej powściągliwe w swoich komentarzach. te stojące najbliżej ołtarza i Filfrii, komentowały palcami tupet kambionki. Sama Filfriia uśmiechnęła się krzywo i mignęła dłonią do stojącej najbliżej siebie kobiety: “Takiej spasionej krowiej muchy nic nie chce zeżreć, łaskawa bogini wie, że musiały byśmy wtedy rozkochać się w zapachu rothów, bijącym po wieki od jej świętych dzieci...” - stojące najbliżej drugiej siostry kobiety zachichotały.

Obserwatorka spokojnie przeszła jeszcze pół okręgu tuż przy podeście, by w końcu na niego wejść. Stopień pewności siebie skupionych wokół drugiej córki kobiet był wprost proporcjonalny do długości dystansu jaki dzielił ich od kambionki. Im Aurora była bliżej, tym powietrza w otoczeniu Filfrii zdawało robić się więcej i więcej. Gdy Pierwsza córka była już bardzo blisko, przy jej siostrze pozostały już tylko trzy inne kobiety. Za to wszystkie były córkami Opiekunki.

Wraz z postawieniem nogi na podeście charakter Aurory zmienił się. Na miejsce biernego obserwatora pojawiła się dominacja. Przewagę liczebną łowczyni nadrobiła rozmiarem, nie powstrzymując się do samej sylwetki. Jej skrzydła rozsunęły się zagarniając całą przestrzeń na flanach i za plecami. Z każdym krokiem robiło się coraz ciaśniej a jej kroki były skierowane do Filfrii. Podobnie jak wzrok, wbity tylko w jej osobę, jakby reszta nie miała dla niej żadnego znaczenia.

Jedna z młodszych sióstr wykorzystała ostatnią szansę na “zajęcie się czymś nie cierpiącym zwłoki gdzieś daleko stąd” i skłaniając przed kambionką głowę w powitalnym geście czmychła na bok. Filfriia uniosła dłoń w powitalnym geście z beznamiętnym wyrazem twarzy, pozostałe przy niej dwie siostry uczyniły to samo, choć ich twarze wyrażały znacznie mniej cynizmu.
Aurora również wyciągnęła rękę do swojej najstarszej siostry. Jednak zamiast na powitanie demoniczna ręka nagle sięgnęła szyi kapłanki zaciskając się na niej z pokaźną siłą. Sama szyja nie wystarczyła. Ofiara musiała zostać podniesiona, by jej palce u stóp ledwie mogły dotykać ziemi. Wzrok łowczyni był wbity w Filfriię i nie wyrażał chęci odpuszczenia. Wprawdzie nie zdradzał również kresu swojego zachowania.

Filfriia nie była w ciemię bita i oczywiście musiała spodziewać się ataku. Aurora nie miała o swojej siostrze aż tak niskiego zdania, by podejrzewać ją o całkowitą głupotę. Druga siostra niemal wykrzyczała zaklęcie… niemal. Zakończenie Aurorzej ręki nazywano “dłonią” tylko przez wzgląd na subtelne piękno tego organu. Z uwagi na jej właściwości można by po prostu nazwać ową dłoń imadłem. Imadłem które natychmiastowo odcięło drogę do gardła Filfrii w obie strony: nie ma wyjścia dla słów, nie ma wejścia dla tlenu. To pewnie podczas podobnych eksperymentów eony temu, drowi filozofowie odkryli iż istnieje coś takiego jak eter, choć nie można jego istnienia stwierdzić w niemagiczny sposób. Cóż... jednak jeśli zatkać komuś dopływ tego eteru, widać jak bardzo jest on potrzebny. Łowczyni doskonale wiedziała jak krótkiego czasu było trzeba, by mózg młodszej siostry osiągnął stan bez powrotu. To była kwestia kilku krótkich minut. Trzeba było Filfirii oddać jej gimnastyczne zdolności. Młodsza kobieta wiła się jak macki ilithida, każdy fragment jej ciała z wyłączeniem trzymanej przez Aurorę szyi giął się w każdym możliwym kierunku. Jej smukłe, wspaniale przystrojone dłonie najpierw energicznie uderzały o muskularną, zakutą w łuski łapę Aurory, szybko jednak jej ruchy z bycia panicznych, przeszły w bycie żałosnymi. Oczy młodszej siostry wyrażały strach i wyrażały go szybko, jakby podświadomie wiedziały iż zostało im niewiele czasu na ostatnie przedstawienie. Gdyby Aurora, z jakiegoś powodu chciała odwrócić choć na moment wzrok od tego wspaniałego widoku, mogła by ujrzeć dwie pozostałe siostry klęczące usłużnie przy jej stopach. Oczywiście nie błagały one o życie Filfiry nie, zbyt zajęte były dbaniem o własne żywota.

Aurora uświadomiła sobie, że jeszcze nigdy, nigdy w swoim ponad dwustu letnim życiu, obraz innej kobiety nie wydawał jej się tak słodki. Maść Lorasha sprawiała, iż kambionka czuła w wewnętrznej stronie swojej zaciśniętej dłoni, każdy centymetr skóry swojej siostry, każdy gram jej strachu, każdy ułamek jej duszącego się życia. Krew jej inkubicznego ojca wdała się jej we znaki. Kambionka przeżywała ekstazę. Jej piersi unosiły się rytmicznie, nogi wydawały jej się słodko mięknąć, czuła żar w podbrzuszu. W uszach niemal słyszała ten słodki dźwięk, który będzie oznaczać pękanie kręgów szyjnych siostry. Aurora wiedziała że dy tylko zaciśnie palce, dojdzie momentalnie, podświadomie czuła, iż właśnie dokonuje się największe spełnienie jej życia. Pokusa była niemal nie do pokonania, diablica czuła jak przez jej zaciśnięte zęby zaczynają wydobywać się ledwo tłumione pojękiwania rozkoszy. Uniosła wzrok a nad jej oczyma zwisała spora rzeźba pająka zastygła w ruchu schodzącym po ofiarę złożoną na ołtarzu. Wpatrując się w nią oddychała pełną piersią.

- Zabawne... - wytchnęła w odczuwanej słodyczy. - Pająki nie wchodzą mi w drogę, bo nie chcą zostać rozgniecione. Nie wiedzą jednak, że tego nie zrobię. Są przecież uświęcone przez Lolth. Rothy unikają mnie, bo nie chcą zostać rozszarpane. Nie wiedzą jednak, że się nimi brzydzę. Ty zaś... Stajesz mi na drodze... Skąd pewność, że tobie nic nie zrobię? Tak się składa, że sprawiłoby mi to niemałą przyjemność... - Następnie opuściła wzrok wracając do swojej ofiary. Siła niezadowolenia przebiła się w głosie przez słodycz. - Za bardzo panoszysz się na ołtarzu, który tej nocy jest mój. Znaj swoje miejsce suko - wycisnęła mściwie zbliżając lekko jej głowę do siebie. Chwilę po tym ręka ruszyła się odrzucając kukiełkę na ziemię jako zbędny balast.

Filfriia łapała rozpaczliwie powietrze krztusząc się i bulgocząc w przerwach od skrzeczenia jak stare dudy. Pająki oblazły ją, jakby wyczuwając, że wijące się na podłodze ciało bliskie jest śmierci. Druga córka ostatkiem woli odsuwała się od małych ośmionogich zwierzątek.

- Doprowadźcie ją do stanu używalności na ceremonię - uniosła głos zwracając się do młodszych kapłanek. - I zabierzcie ją sprzed moich oczu. A wy - zwróciła się już normalnym rozkazującym tonem do klęczących sióstr - przynieście więcej pająków.

Kobiety nie zgłaszały cienia obiekcji, całymi duszami rwały się do wykonywania rozdelegowanych im rozkazów, Aurora zauważyła, że jak na dość młody wiek, drowki całkiem przyzwoicie udawały szczerość. Do pracy szczerość nie była potrzebna. Aurora narzuciła tempo przygotowań, w których nie było miejsca na pieprzenie o głupotach, czy roztkliwianie się nad własnym wystrojem. Skupienie się na pracy pozwoliło na przygotowaniu kaplicy w zaledwie części tego, co najprawdopodobniej było przewidziane przez Filfriię.
 
Proxy jest offline