Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2016, 15:04   #19
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Uroczystość się zakończyła, teraz nastał czas zabawy. Kiedy goście zajęli swoje miejsca, z końca sali obserwował ich bard. Cały dzień był bardzo nerwowy, ale teraz nastała wreszcie ta chwila. Nigdy nie miał tremy przed występami, ale tym razem serce podchodziło mu do gardła. Miał już przyjemność występować przed arystokracją, jednak dzisiaj był naprawdę szczególny dzień. Reszta aktorów rozstawiła już rekwizyty. Wielkie przenośne palenisko, bronie, czy różne opończe. Na początku, były bardzo dobre morale, ale im bliżej samego wydarzenia, wraz z kolejnym gościem, który zajmował swoje miejsce, serce biło coraz szybciej.
Vaenor wziął głęboki oddech. Ubrał się dzisiaj, wyjątkowo schludnie, jak gdyby miał myszkować w szafie dziedzica lub jego dziadka. Odzież w jaskrawych barwach robiła bardzo przyjemne wrażenie, na głowie czapkę z dużym piórem, również w jasnych barwach. Co prawda pióro mu troszkę przeszkadzało, co chwile zdmuchiwał je na bok, ale nie zamierzał się jej pozbywać.

- Pora zaczynać… – rzucił do towarzyszy. Po czym cała grupa ruszyła na podwyższenie. Wszyscy aktorzy, ubrani byli w długie płaszcze, z głowami zakrytymi kapturami. Każdy z nich trzymał pochodnie. Tylko Waters wyróżniał się na tle. Ten wyszedł na środek, reszta zaś otoczyła go, zostawiając lukę, przed młodą parą.

- Dzisiaj… Jest szczególny dzień. Dzień niezwykle ważny, nie tylko dla tej dwójki, ale także wielu osób, które będą miały możliwość, żyć wśród nich. Jednak to także wydarzenie niezwykłe, albowiem wiążę dwa rody, które od pokoleń istnieją, zmieniają się. By jednak być, częścią tego kręgu, trzeba poznać i jego początek. Trzeba, poznać historie, by tworzyć przyszłość, a dzisiaj, opowiem wam nasze dzieje, wzloty i upadki, zwycięstwa i porażki. – Bard ukłonił się, i cofnął na piętach. Reszta osób podpaliła swoje pochodnie i stanęli za nim.

- Były to czasy odległe, kiedy smoki były dla nas tajemnicze, kiedy żelazny tron nie istniał, a państwo podzielone było, na wiele krain. Na czele tych ziem, stali Panowie, na których skroniach, spoczywały korony! Przez daleką północ, do piaszczystego południa, wiele potężnych państw, każde ambitne, każde potężne, jak potężni mogą być ludzie z Westeros!
Bard zamilkł na chwilę, rozglądając się po obecnych, chwycił jedną z pochodni, podnosząc ją do góry

- Powiada się, że były to czasy dzikie. Kiedy, strudzony wędrowca, spoglądał na południe, widział wówczas płomień, to była flota królowej Nymerii, kiedy dotarła do Dorne! To były czasy bohaterów! I wśród tych wielkich ludzi, był On! Młody najemnik, doskonały wojownik, na wodzie zrodzony, marynarz wytrawny! Gideon! Nie był szlachetnie rodzony, ale to nie krew wpływała na zasługi, albowiem to przez czyny wartość swą okazał! – Można było odnieść wrażenie, że skierował to, do rodzinny Panny młodej – I stawał ponad tymi, którzy flagi i okrzyki dzierżyli! Wielu jednak zwało go zbójem! Poddawali w wątpliwość jego honor! Kiedy, król Lannister, karać miał niegodnych wasali swych! On, swą inteligencją, oszczędził istnień wiele! Zdobył zamek, swą wierną drużyną, nim sam król przybył do bram. Te otwarte, a młody Gideon, pokłon złożył! Wielu plotkowało, że dla złota, wiele zrobi. On jednak nie przyjął. – Wstrzymał w tym mieście opowieść, dwóch aktorów zdjęło kaptury, jeden o złotych włosach, drugi zaś ciemnych. Odgrywali sceny z opowieści, czarnowłosy mężczyzna ukłonił się przed drugim, a ten ostrze miecza, do boku mu przyłożył

- Ród Lannistrów, zawsze był szczególny, kształtował te ziemie, od wieków, by przetrwać taki czas, musieli być niezwykli, mówi się, że Lannistrowie, zawsze potrafili odnaleźć lud utalentowany, a nie gardzili przez pochodzenie, zdolnych nagradzali, niezależnie od godności! I król Lannister ni ustępował przodkom i potomkom. Nagrodził krnąbrnego woja, dając mu nazwisko i ziemie. Twierdze te, na której do dziś stoimy, w tej której ta wspaniała uroczystość, dziś obchodzimy. Jeden z aktorów, nałożył opończe, przedstawiająca herb rodu Seaver

-[i] Od tego momentu, nie było już Gideona Pyke, ale Gideon Seaver, rycerz i lord tych ziem. Wierny sługa swego seniora. Który przysiągł na krew swoich potomków, że wierni pozostaną, Lwom. Lwi król ujrzał w nim lwa, nadał więc na tarczy, trzy lwy. Dla niego samego, dla jego przodków, jak i potomków! I Powiadam wam, że ród ten wydawał kolejne lwy, w swoim istnieniu!
Zakapturzone postacie, Vaenorowi kolejny płaszcz, tym razem, czerwonego smoka przedstawiał

- I nastał ten czas, kiedy z dalekiej Valyrii, przybyli. On sam, zdobywca z siostrami swymi. Smoki ich bronią, a Westeros ambicją. Krwawe czasy, sprowadził na nasze ziemie. Niektórzy walczyli, niektórzy uklękli, zaś Lew nie chciał się poddać, chciał bronić swej domeny! Sojusze nawiązał, znając potęgę wroga, wbrew zaleceniom, nie cofnął się o krok! Gdy na polu, Lwi król, ujrzał smoki, pewność nie opuściła go na chwilę! Nasz ród także tam był, gdy szturm przeprowadzono na ich pozycje. Przypłacił to ceną wielką, gdyż zaledwie jeden członek rodu się ostał. Jednak nie poddał się, gotów służyć królowi swemu. Jednak smoki, okazały się zbyt silne, więc i lew utracił koronę, jednak nigdy nie utracił dumy, to też młody Aegon, w zarząd mu dał, jego domene przywrócił. I tak, wierni zostaliśmy, by zaćmić umysły własne, gdy ze smoka zrodził się drugi, ten czarny, ten chciwy! Który ojcowiznę nie swą wymusić pragnął!
Bard wiedział, że zbliża się, najgorsza część. Celowo pominął informacje, o mieczu i poszukiwaniach, ale musiał stanąć twarzą w twarz, z historią, która wciąż jest żywa. Przygryzł wargę, złapał oddech, po czym kontynuował
- Gdy młody Blackfyre, chwiość zawładnęła, myśmy błędy popełnili. Albowiem, króla uznać nie potrafiliśmy. Oznaczona przez ojca, co jeno ojcowski gest i szacunkiem był, źle zrozumiany przez gniewnego młodzieńca, zakończył się niezwykle źle. Wojna domowa, oślepionych głupców, którzy nie potrafili zrozumieć. Gdy jednak upadł Daemon, potomstwo jego z nim, myśmy wiedzieli, ugięliśmy swe karki, by przyjąć karę. I tym razem, Lord Lannister nas wsparł, podał swą dłoń, by podnieść nas, a my głupcy, jeno łzy mogliśmy wylać, z radości za szanse, jak i błedów własnych. Od tego czasu, robimy wszystko, by nigdy nie zawieść, seniora naszego. Nauczkę dostaliśmy, nauczyliśmy się. Krew w nas buzowała, jednak nauczyliśmy się.

Po tych słowach. Podano mu instrument, a pieśń którą zagrał mogła być wówczas znana, niezwykle popularna zaraz po rebelii, gdy radowali się wszyscy, z wojny zakończenia zwała się „młot i kowadło”. W tych murach, była pewna, jakby okazać drogę, jaką obrał ród. Że wierność nie jest tylko słowem, ale świadectwem i stanie za tym czynami.
- Zbliżamy się do końca tej podróży, zbyt wiele wydarzeń porzucić muszę, albowiem czasu zbyt mało, a dziś wydarzenie specjalne. Bard po tych słowach, obszedł wszystkie stoły, miał ciężko podbite buty, szedł wolno, nie spoglądając na nikogo, jak gdyby widział tylko cel swojej podróży. Stanął za młodą parą i rzekł

- By dokończyć te historię, muszę was poprosić, byście na scenę wyszli. *

Seathan był zdziwiony propozycją barda. Zniesmaczenie jakie odczuwał z powodu braku uzgodnienia z nim takich rzeczy... ukrył za zimnym wyrazem twarzy. Jego oczy jednak dosłownie miotały gromy. Spojrzał jedynie na swoją małżonkę z pytaniem rysującym się na jego twarzy i lekko uniesioną brwią. Być może bard z nią ustalił to wydarzenie. Pani żonie by nie odmówił. Jednak wykazywał delikatnie mówiąc brak entuzjazmu. Gdzieś kiełkowało mu w głowie, że bard ma dobre intencje. Jednak jego zasady nie obejmowały spontanicznych występów na prośbę barda.

Jaskółcza brew Milly również powędrowała do góry. O ile oczy Seathana ciskały gromy, o tyle w kryształowo czystych źrenicach jego małżonki odbijała się solenna zapowiedź bardzo małej komnatki z bardzo solidnymi drzwiami i posiłkami donoszonymi o ściśle określonych porach. Jednak twarz lady Seaver pozostała gładka, a różane usta rozciągnął uśmiech.
- Opowieści mają swoje prawa, mój najdroższy - rzekła do męża, wyciągając ku niemu dłoń, by pomógł jej wstać.

Kiedy młoda para wreszcie wyraziła zgodę, na wzięcie udziału w jego przedstawieniu, bard uśmiechnął się pod nosem. Szybkim krokiem, zszedł im z drogi, po czym ruszył za nimi. W tym czasie, reszta aktorów, obecnych na scenie, pośpiesznie zeszła z podwyższenia. Ostatecznie, zostały tylko trzy osoby. Młoda para oraz Vaenor.
- Nie mam w zwyczaju, zapraszać szlachetnych gości, do moich przedstawień, nie mniej - dzisiaj, byłby to wielki nietakt, zważywszy na nasz temat. Bard stanął za małżeństwem, by to Oni znajdowali się w centrum.
- Przodkowie przeminęli, potomstwo nadejdzie, ale dzisiaj… Dzisiaj jesteście Wy! Każda historia, ma swój początek, ale niestety i koniec. Dzisiaj jednak, my jej nie zakończymy, dojdziemy do pewnego wydarzenia, które jest szczególne, albowiem od dzisiaj, to wy będziecie pisać te historię, wasz wpływ na przyszłość, będzie dopisywał kolejne tomy, do tej wspaniałej kroniki. Seathanie, życzę Ci, siły oraz wierności, Gideona, mądrości Seymoura, a potomstwa jak u Lorda Simona. - Ostatnie zdanie dokończył z wyraźnym uśmiechem - Jednak, dobrze wiem, że los rodu i nas wszystkich, jest w dobrych rękach wszak krzepkie to rody, Seaver jak i dom Cleverly. Dziękuje wam, za wszystko - i przepraszam za kłopot - Ostatnie zdanie, powiedział bardzo cicho. Nie mniej, wierzył że takie przedstawienie, będzie czymś nowym, czymś dzięki czemu ich zapamiętają.
- Seathanie, dzisiaj wszyscy patrzą tylko na was. Niech wiedzą, kto teraz sprawuje tutaj piecze. Niechaj widzą, że jesteś tutaj następcą, z którym już teraz muszą się liczyć. - Powiedział to, tylko do młodego dziedzica i jego małżonki.

Bard wskazał, że mogą wrócić na miejsce, po czym oddał im grzeczny pokłon. Kiedy wyprostował się, dokończył.

- Dziękuje wszystkim obecnym, naszym szczególnym gościom, oraz mojej trupie. Jednak, szczególne dzięki, należą się, Ser Hortonowi, który nie tylko jest organizatorem, ale zarazem doskonałym krytykiem sztuki. Dziękuje, za umożliwienie wystąpienia przed tak zacnym gronem, jak i za tak wspaniała przyjęcie. - Oddał także pokłon w jego stronę, jednak ten był znacznie dyskretniejszy. Po tych słowach zszedł ze sceny. Horton uśmiechnął się pod nosem. Wszystko poszło zgodnie z planem. Mildrith zaś zaklaskała w dłonie, a nad rumor, jaki powstał, gdy wszyscy podnieśli się z miejsc i także klaskać poczęli, wybił się jej srebrzysty śmiech i wołanie o wino.
- Toast! - obróciła się do małżonka, kielich mu podając.*

- Za zdrowie naszych gości którzy tak licznie przybyli i panujący nam na zachodzie ród Lannisterów. -wzniósł kielich na wysokość oczu -Cieszy nas - tu objął żonę w pasie- że tak dostojny goście dzielą z nami ten szczęśliwy dzień. Mam również wiarę, że nadchodzące dni dadzą nam czas i sposobność by dawne urazy nieco wyblakły a ich miejsce zajęły nowe przyjaźnie. Niech pozwoli to nam chronić nasze domy i wspólnie budować dobrobyt zachodu.- zakończył wznosząc kielich nad głowę z uśmiechem.

Przedstawienie okazało się sukcesem. Wstała większość sali, a brawa ciągły się jeszcze, po zejściu barda ze sceny. Był niezwykle dumny, ale także troszkę rozczarowany. Wiedział, że będzie musiał porozmawiać z Ser Hortonem. Jednak, teraz pora zabawy, a niedługo, czeka go dalsza praca.
 
Cao Cao jest offline