Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2016, 22:38   #9
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Slums, zrujnowany dom

Budynek do którego w magiczny sposób przeniósł was Duagloth, okazał się być zrujnowaną siedzibą dawno zniszczonego szlacheckiego domu. Takie miejsca były omijane przez większość mrocznych elfów, powszechnie uważano iż przynoszą pecha. Ten konkretny dom musiał zostać zgładzony przed wiekami, gdyż ta okolica nie była jeszcze zapełniona niedrowimi lokatorami.

W rozległym pomieszczeniu, które kiedyś musiało być salą audiencyjną na parę drowów czekał ich oddział. Dwa tuziny postaci uzbrojonych mężczyzn obserwowało ich w milczeniu. Półdrowy, każdy jeden z nich. Jeden z nich ruszył w waszym kierunku
- Witaj mężczyzno, słyszałem iż jesteś jednym z lepszych szermierzy w mieście. - Mieszaniec zwrócił się do “Soldana”, nosił się nad wyraz butnie, do tego wydawał się całkowicie ignorować obecność “Zeeyi”. Soldan pośpieszył z reprymendą:
- Okaż szacunek mieszańcu, stoi przed tobą Zeeya Aleanviir, Wysoka kapłanka Pajęczej Królowej, z łaski opiekunki pierwsza córka Aleanviir, ósmego domu Sel Natha. - Mieszaniec nie wydawał się przejęty czy też wystraszony.
- W takim razie żal mi jej i żal mi ciebie mężczyzno, jesteśmy Świętymi Mieczami Vhaerauna i zgodziliśmy się podjąć tego zlecenia, tylko dlatego iż mamy… rachunki do wyrównania z Dziesiątym domem
Zeeyia wykrzywiła swoją twarz w grymasie, który szybko obrócił się w wyrachowany uśmiech. Heretycy!
- Nie ma powodu byśmy nie połączyli naszych sił przeciw wspólnemu wrogowi. - powiedziała słodko, wplatając w słowa zaklęcie. - W końcu zarówno Lolth jak i Vhaeraun cenią sobie zaradność. Prawda przyjaciele? - Półdrow popatrzył na “Zeeyie” ze zdziwieniem, tylko po to by nagle zmieni wyraz twarzy i się uśmiechnąć.
- Heh, nie jesteś daleka od prawdy kobieto, poprzysięgliśmy śmierć kapłankom Dziesiątego domu a i wizja współpracy z tobą za bardzo nam się nie podoba, twój dom musiał zachęcić nasze zgromadzenie wyjątkowo tłustą górą złota. Jednak w tobie widzę potencjał, może jeszcze dzisiaj rozważysz swoje teologiczne przekonania, siostro? - mimo dość przyjacielskiego tonu pytanie było jednak retoryczne.
- Będziemy się tym martwić jak wybijemy do nogi wszystkie kapłanki dziesiątego domu. Zaczynając od Pierwszej Córki. - odparła i zwróciła się do Pierwszego Syna - Fechmistrzu bądź tak miły i przedstaw swoją sugestię ataku i może skonfrontuj ją z wizją naszego.... Pół-brata? - Soldan wciągnął powietrze, całe to bratanie się z mieszańcami, do tego heretykami nie podobało mu się bardziej niż jego towarzyszowi… to jest towarzyszce.
- Znajdujemy się w jednej ze szlacheckich ruin na północ od kompleksu Baenth. Kiedy otrzymamy znak, będzie to oznaczało, że w ich obronie utworzone zostało otwarcie. W części mieszkalnej, nie może być więcej niż setka zbrojnych, korzystając z elementu zaskoczenia będziemy mieli dość czystą drogę do komnat szlachty. - “Zeeya” nie musiała być wnikliwym obserwatorem by zrozumieć iż jej towarzysz koloryzuje coś, co można by było przedstawić jako “wbiegamy w paszczę lwa i zdajemy się na łaskę bogini” Może mieszańce tego nie rozumiały, a może Vheraunitów zaślepiał fanatyzm, ale nikt nie zadawał pytań.
- Wyśmienicie! - powiedziała “Zeeya” i oparła się o ramię fechmistrza. Nachyliła swoje usta do jego ucha i wyszeptała.
- Wszystkich osądzi Lolth. Albo my. - Soldan wypuścił z siebie powietrze, nastrój mężczyzny był wisielczy. Jego usta właśnie miały się otworzyć gdy do jego i Zeeyi uszu doleciało kwilenie dziecka, które zaraz po tym przeszło w krzyk. Drowy popatrzyły na najemników. Wyglądało na to że dźwięk niepokoi tylko ich dwoje. Soldan spojrzał porozumiewawczo na Zeeye, po czym zwrócił się do niej:
- Pierwsza córko, myślę ze już czas.
- Zdecydowanie tak fechmistrzu. - odparła i wyjęła zza pasa pałkę z odnóża dridera. Nietypowa broń jak na członka kleru Lolth. - Naprzód! - rzuciła donośnie, wskazując przy tym wyjście swoją bronią. Stojący obok Soldan wyszarpał swój miecz i uniósł go w górę zwracając się do Vheraunitów:
- Już czas mężczyźni! - banda mieszańców obnażyła swoją broń i z parą drowów na czele, opuściła zrujnowany dom.

Biegnąc przez ulicę, Soldan narzucał grupie szybkie tempo. Zeeya natomiast wzniosła cichy zaśpiew i na ich grupę opadła zasłona z cienia przez którą nie mogło się przebić nic prócz magicznego wzroku. Tym sposobem liczna grupa zbrojnych z obnażoną bronią, biegnąca niemal na złamanie karku wydawała się niemal niezauważalna. Zeeya i Soldan widzieli mijanych klientów lichych kramów którzy zupełnie nieświadomi ich obecności dalej wykłócali się o cenę towaru. Za kolejnym zakrętem ich oczom ukazało się ogrodzenie kompleksu Beanth. Mur był wysoki i w żaden sposób nienaruszony, im krótszy dystans dzielił atakujących, tym większe napięcie było wyczuwalne w ich grupie, drowy czuły iż cześć Vheraunitów zaczyna zwalniać.

Wtedy, uszy wszystkich wypełnił ogromny huk. Cała jaskinia w której znajdowało się miasto, wydawała się dudnić. Nie była to oczywiście prawda. W Sel Natha było rzucone setki jeśli nie tysiące sfer ciszy, prawdopodobnie kilka ulic dalej nikt nie słyszał żadnego hałasu. Tu jednak, dźwięk pękających skał sprawiał iż niektórzy Vheraunici musieli zatkać swoje uszy. I wtedy właśnie, przed oczyma atakujących segment ogromnych stalaktytów oberwał się z sufitu jaskini i spadł na kompleks Dziesiątego domu. Budynek był chroniony masą ochronnych czarów, toteż konstrukcja daleka była od zawalenia się. Jednak zniszczenia były na tyle obszerne by rozerwać ściany na tyle, by można było się dostać do środka. A mur? na dwudziesto metrowym odcinku ulicy powbijane były gigantyczne kolumny oberwanych stalaktytów, trzy z nich zmiażdżyły ogrodzenie pozostawiając pięcio metrowy wycinek.
Zeeya złapała fechmistrza za ramię, sygnalizując w ten sposób by zwolnił. Lepiej żeby półdrowy pobiegły przodem i przyjęły główną część obrony na siebie, o uruchamianiu ewentualnych pułapek nie wspominając.
~ Gdzie jest Pierwsza Córka? ~ “drowka” zamigała w biegu.
~ Za mną - mignął jej Soldan, Aeriel znał plany pobieżne plany domu Beanth od lat, teraz miało się okazać jak dobrzy byli opłacani przez dom szpiedzy.
~ Wiem gdzie jest jej komnata, jeśli nie tam, to kaplica lub sala tronowa. - wyjaśnił fechmistrz.
~ Ścieżka biegnąca od jej komnaty do sali tronowej. ~ zadecydowała kobieta. ~ Najprawdopodobniej tam zmierza by spotkać się z resztą rodziny. ~ dodała i ruszyła za fechmistrzem ~ Musimy być widoczni, rozproszę ukrywające zaklęcie gdy nadejdzie właściwy moment.
~ Kiedy będziemy w środku - zgodził się Soldan. Drowy puściły Vheraunitów przodem, mężczyźni szybko przebiegali przez podwórze, na którym walały się zwłoki zmasakrowanych strażników. Atakujący szybko dobiegli do uszkodzonej ściany mieszkalnego kompleksu Beanthów i energicznie wskakiwali do środka. Znaleźli się w korytarzu prowadzącym na północ oraz południe, co jakieś dziesięć metrów, na zachodniej ścianie znajdowały się drzwi. Daleko na północ widać było klatkę schodową.
~ Musimy dostać się na górę - mignął Soldan.
~ Dobrze. ~ odparła drowka i rozproszyła zaklęcie kryjące ich grupę. Głośno natomiast rzuciła - Wybić wszystkich szlachciców, każdą kapłankę i każdego mężczyznę który nie złoży broni. Żadnej litości! - to powiedziawszy ruszyła w kierunku klatki schodowej, pozwalając pół drowom by poruszały się przed nią. Soldan wskazał mieczem północny kierunek:
- Pomieszczenia szlachty znajdują się na piętrze! - Grupa ruszyła przed siebie, jedne z zachodnich drzwi się uchyliły,jeden z mieszańców kopnął je gwałtownie, dwóch innych wbiegło do środka, słychać było charakterystyczne dźwięki przebijania ciał i krzyki umierających. Rozpoczęła się rzeź. W połowie drogi do schodów z kolejnych drzwi wyskoczyło czterech drowów trzymających nagie miecze
Kapłanka warknęła coś pod nosem a jej dłonie zajęły się ogniem. Wskazała najbliższego samca, a płomienie posłusznie wystrzeliły w jego kierunku. Powtarzała tą czynność póki ciała nie przestały się ruszać. Płomienie zajęły twarz jednego z obrońców, Soldan wymierzył zaś w innego swoją klingą, wymawiając przy tym mistyczną formułę, strumień kwasu trafił w ramię mężczyzny. Mieszańcy dokończyli resztę, choć jeden z nich został lekko raniony.

Grupa docierała już do schodów, wtedy od ich strony buchnęła fala płomieni. Jęzor ognia przetoczył się przez korytarz, parząc trzech Vheraunitów a jednego całkowicie pogrążając w żarze. Mężczyzna wrzeszczał gdy jego ciało świerczało. Leżał na chodniku i wił się w konwulsjach przez moment, zanim znieruchomiał. Droga wydawała się czysta, pozostawało wstąpić na schody. Vheraunici ostrożnie postąpili do przodu, znikali jeden za drugim.
Wysoka kapłanka westchnęła lekko i ruszyła za mieszańcami. Na jej palcach tańczyło już kolejne ogniste zaklęcie, gotowe by posłać je w kierunku pierwszego zagrożenia. Wolną ręką zamigała fechmistrzowi.
~Jak dotąd idzie dobrze. Powinniśmy spodziewać się wyjątkowo problematycznych domowników?
 
Zaalaos jest offline