Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2016, 23:38   #7
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Awerroes kochał trupy i kochał pieniążki. A jeśli pieniążki i trupy można było połączyć nie tylko na płaszczyźnie czysto rozrywkowej, ale i zawodowej, to czyż istnieć mógł piękniejszy zawód?

Szaleniec uwielbiał swoje zajęcie. Chyba jako jedyny z tej grupy nie zamieniłby swojej profesji na ciepłą posadkę urzędniczą albo inszą dobrze płatną i bezpieczną robotę. A gdzież tam! Cóż mogłoby być słodszego nad budzącą najdziksze instynkty wonią rozkładających się ciał? Nad twardymi, martwymi mięśniami ściśniętymi skurczem pośmiertnym? Nad krwią zastygłą na ustach nieszczęśnika, który jakiegoś dnia zmuszony był opuścić ten niewesoły i brudny świat?

Awerroes mógłby co prawda wrócić do magii – było to chyba jedyne bardziej podniecające zajęcie niż porywanie trupów – gdyby nie fakt, że już od dłuższego czasu zdarzało mu się przyłapać samego siebie na zapominaniu najprostszych formuł, myleniu inkantacji i przypadkowym rozsypywaniu na podłogę cennych komponentów. Właśnie dlatego zrezygnował z magii. Magia była trudna, a jego umysł coraz bardziej chaotyczny i autonomiczny względem ciała. Porywanie trupów natomiast było proste.

Gdy jechali wozem, siedział na przedzie i z niezdrową fascynacją obserwował zombie, kierującego ich do celu.

- Ach, cudowne stworzenie! – zapiszczał nagle, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. – Ach, gdybym tylko nie zapomniał formuły… mógłbym…

Ale zapomniał, co mógłby. Reszta drogi minęła mu na fantazjowaniu na temat ożywieńców i maestrii, jakiej wymagało prawidłowe przygotowanie chodzących zwłok. Nie mogło to być dzieło amatora, zepsułby tę subtelną robotę raz, dwa. O nie! Na to zgody być nie mogło. Za zmarnowanie dobrych zwłok powinni wieszać – coby rachunek się wyrównał.

Widząc rzeż zastaną w stodole, Awerroes uśmiechnął się szeroko.

- Ślicznie tu, prawda? Te wszystkie krówki, świnki… zawsze uwielbiałem kontakt z naturą.

Obserwując widok śmierci, przysłuchiwał się jednocześnie rozmowom swoich przyjaciół. I to bez krzty sarkazmu, bo tych, którzy pracowali z nim w jednym zawodzie zawsze uważał za wspaniałych towarzyszy i godnych zaufania przyjaciół. No, może nie godnych zaufania… tak czy siak, lubił ich.

- Przyjaciel nasz, Tankred, może mieć rację. Warto zajrzeć nam do tego budynku, cóż to wadzi? A nuż da się znaleźć tam cokolwiek, co można by zabrać i sprzedać następnie za małą sumkę? Nigdy nie lekceważmy siły piniążków, przyjaciele, nigdy… nigdy… nigdy… – zaczął udawać echo.

Wtedy zdał sobie sprawę, że co niektórzy spoglądają na niego krzywo. Przywykł. Przywykł do tego, że odór jego ciała zwraca uwagę i zniechęca ludzi. A może to nie rzecz ciała, a ubioru? Awerroes nosił prostą, przepasaną szatę, niegdyś zielonkawą, dziś bardziej brunatną. W gruncie rzeczy nie pamiętał, kiedy ją zdobył. Możliwe, że już w czasach swojej nauki u herr Emelryka. Nadto wyróżniał się długimi, poczochranymi i tłustymi włosami, tatuażami na powierzchni całej twarzy i dłoni, co robiło wrażenie dosyć egzotyczne. Może i słusznie, bo, niezależnie od stanu rzeczywistego, Awerroes uważał się za osobę egzotyczną i niebanalną. Często nazywał się intelektualistą, lecz nawet jeśli tkwiła w tym stwierdzeniu kiedyś kapka prawdy, dziś pozostały w jego umyśle ledwie strzępki dawnej wiedzy, poruszane bez celu w próżni.
 
MrKroffin jest offline