Cóż to była za ulga na twarzy tego styranego życiem człowieka! Płynny kał chlusnął w otwór wychodka oklejając jego całą wewnętrzną powierzchnię. Dmytko musiał poczekać wobec pilniejszej potrzeby towarzysza. Zresztą wydawało się, że zaglądał do kibelka z czystej ciekawości, bo nie zdecydował się na defekację.
Na tyłach posiadłości doszło do pewnego odkrycia. Samo światło w pokoju na piętrze nie było niczym niepokojącym.
- Widzieliście? Ktoś jest w pokoju na piętrze. Zauważyłam cień... - Szepneła Kirstin. Dahr cichaczem odbiegł kawałek od muru, wyjął procę i zakręcił na próbę. Ktoś mógł dostać cynk, że staruch gryzie piach. Wątpił, że Zakapturzony wpuścił ich w maliny. Ta praca po prostu nie była bezpieczna i tyle. Dawała za to na chleb, czasem na rozrywki. Ktoś spoza układu musiał się przyczaić. Ktoś, ktoś, ktoś... Svein znał ze sto różnych podmiotów chcących dobrać im się do dup z kastą duchowną na czele. Z tym zawodem było jak z dawaniem dupy - spokojnie sobie handlujesz, ale Twoich transakcji prawo nijak nie chroni.
- Niech się martwi, ktokolwiek tam jest. Miejmy choć tę przewagę. - Założył pocisk i wyrzucił ciężki kamień w kierunku oszklonego okna. - Dzida, pierdy, do drzwi.
Postanowił schronić się za małymi, prawdopodobnie kuchennymi drzwiami. Gdyby nie chciały ustąpić schował procę za pas i dobył toporka. W biegu jak zawsze mijał wszystkich po drodze. Mało kiedy ktoś za nim nadążał.