Polowanie szło po myśli czekającego w zasadzce Hendrika. Słyszał już nadbiegającego zwierza. Wiedział, iż osaczającego go Szybki i Piękna wyprowadzą zdobycz wprost na niego. Na polne kilkoma susami wbiegła młoda łania. Na chwilę się zatrzymała czując za sobą podążające psy, czarnowłosego, brodatego półefa, siedzącego pod wiatr nie była w stanie wyczuć. Strzał był czysty. Trafił prosto w komorę. Łania ugodzona w serce zdołała wykonać jeden skok nim padła martwa na ziemię. Na polane wbiegł Szybki z wywalonym jęzorem.
[MEDIA]http://cdn.psy-pies.com/artykuly/wychowanie-psa/duze/stojka-wykonywana-przez-psa-mysliwskiego-wyzla-wegierskiego-krotkowlosego633.jpg[/MEDIA]
Podbiegł do zdobyczy i zadowolony czekał na swego pan by się nią pochwalić. Hendrik podniósł z ziemi plecak. Był zadowolony z tych kilku dni łowów, które pozwoliły mu się oderwał od rutyny świątyni. Ruszył niespiesznie ku zdobyczy. W tym czasie na polany z boku do kierunku, z którego wpadł Szybki na polanę wbiegła Piękna.
[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-Q3A_0oK_-_I/VjDKeH1XpXI/AAAAAAAAAYE/9lTFEJTe6UE/s1600/seter_sylwetka.jpg[/MEDIA]
Suka była nieco starsza od swojego partnera, nie spieszyła się z dwóch powodów. Wiedziała, iż jej człowiek upoluje zdobycz oraz była szczenna. Jej wypełniony, olbrzymi brzuch nie pozwalał na bieganie z taką prędkością jak Szybki.
Wtedy też rozpętało się piekło, pod świeżo upolowaną łania rozwarła się ziemia. Łup ,z sykiem pary, wpadł w szczelinę, w której widać było magmę. Wokół słuchać było podobne dźwięki.
Hednrik gwizdem wezwał psy i ruszył biegiem do miasta, które było oddalone już nie dalej niż dwie modlitwy biegu.
To był koniec świat. Hendrik tyle lat szkolił się w walce i posłudze kapłańskiej a teraz nie mógł niczego zrobić. Wokół niego otwierały się ogniste szczeliny, z nieba leciały ogniste bomby z powstałego opodal miasta wulkanu, wszędzie opadał gęsty pył oblepiający wszystko. Świątynia, w której pobierał nauki i szkolił się do walki ze złem, legła w gruzach grzebiąc pod gruzami zebranych tam kapłanów i wiernych. Hendrik widział to na własne oczy i nie mógł nic zrobić. Wokół ginęli ludzie, pod gruzami, w szczelinach, trafieni ognistymi pociskami z nieba. Na to też nie mógł nic poradzić. Przed sobą widział dziwny blask, kierował kierował się więc w jego kierunku wiedziony nadzieją, gdy w hałasie usłyszał rozpaczliwy dziecięcy płacz. Jedna komenda i psy poprowadziły go w boczną uliczkę. Przed zawalonym, płonącym domem ujrzał ryczącą, umorusaną kilkulatkę, rozpaczliwie wołającą rodziców, którzy niechybnie zginęli w płonących ruinach domu.
Hendrik porwał dziecko na ramiona. Niewiele mógł zrobić, lecz musiał uratować chociaż to jedno życie. Pognał w kierunku rynku, tam ujrzał bramę czy też portal. Wiele o nich słyszał. Wiedział, iż podróż nieznaną bramą to hazard, lecz nie miał żadnego wyboru. Tuląc szlochające dziecko wpadł wraz z psami w bramę.