| Na imię mi Pech i to właśnie ja przeżyłam koniec świata. Szlak o tej porze roku był przyjazny. Nie męczyły upały, a przypływy chłodu można było łatwo zwalczyć narzucając na plecy lekki płaszcz. Pech z wyjątkowym spokojem przyglądała się mijanej przyrodzie, spinając jedynie kiedy napotykała innych podróżnych, którzy chociaż nieliczny, prawie zawsze chcieli się przywitać i wymienić wrażeniami z nadchodzącej drogi. Być może to właśnie mała ilość wędrowców ze stron z których przybywała powodowała, że tak często chcieli zaczerpnąć informacji.
W dziczy czuła się swobodnie pomimo czyhających tam niebezpieczeństw. Zawsze miała przygotowane kilka zaklęć, które pomagały w ulotnieniu się z nieprzyjemnych sytuacji, czy to przy ataku dzikiego zwierzęcia czy też jakiegoś łupieżcy.
Jedni czuli się jak w domu blisko innych ludzi, ona przeciwnie, dlatego zawsze nachodził ją nieprzyjemny dreszcz, gdy tylko docierała do miasteczka. Dla niej było zbyt gwarne i ruchliwie, nie dało się łatwo przewidzieć zachowania innych oraz tego, co za chwilę może się nadarzyć, jak na przykład dwójka rozbrykanych dzieci, które przez przypadek przewróciły ją prost w brudną kałużę kiedy była tutaj ostatnim razem.
Wtapiała się w tłum, przynajmniej tak długo, jak nikt jej nie zaczepił. Prosta tunika, narzucona na równie prostą koszulę i spodnie, częściowo przykrywała zawieszoną przy pasku torbę obok której dodatkowo dyndały siermiężne tuby na zwoje. Czerń ubioru kontrastowała z zagubionymi, szarymi oczami, które w blasku światła wyglądały bardziej na białe i nadawały wyrazowi młodziutkiej twarzy odrobiny szaleństwa.
Gdyby nie dziewczęce lico, łatwo byłoby Pech pomylić z długoletnim włóczykijem, brudne i znoszone buty, ubłocone nogawki, szorstkie dłonie, blizny i siniaki, wszystko zwieńczone tobołkiem przerzuconym przez ramię. ***
Chciała jak najszybciej zakończyć swoją wizytę. Skierowała się pośpiesznie do umówionego miejsca, żeby pozbyć się pakunku, jednak nawet nie w połowie drogi, zaczęło dziać się coś niepokojącego. Ziemia zaczęła trzeszczeć i trząść, a później dosłownie rozchodzić prosto pod jej nogami. Przerażona spojrzała przed siebie, by ujrzeć zagładę znanego jej świata. W pierwszym odruchu pomyślała o tym, by jak najszybciej wrócić do domu, chociaż droga nie była krótka.
Zerwała się z miejsca, jednak szybko zderzyła się z kimś pośród panującej paniki i upadła na ziemię. Zanim zdążyła zorientować się w sytuacji, ta sama osoba siłą zaciągnęła ją w stronę gorejącej czerwieni do której kierowało się więcej postaci. Na początku próbowała się wyrwać, co jedynie nadwyrężyło jej nadgarstek. Zatrzymali się dopiero w środku obcej sfery, która zaczęła oddalać się od ziemi, odlatując w nieznaną przestrzeń.
Miała trudność z uwierzeniem w to, co widziała. Nie miała pojęcia, że świat jest tak rozległy, samej znając jedynie mały, niewidoczny z takiej odległości punkt. Do tego całość stała w płomieniach i rozpadała się z każdą sekundą, pochłaniając pobliskie gwiazdy i ostatecznie pozostawiając po sobie jedynie kosmiczny pył. Nieważne jak bardzo chciała, nie była w stanie wykrzesać z siebie ani jednego słowa; szoku nie przerwała nawet rysująca się w oddali druga, podobna planeta. Przez łzy, łkając pod nosem, patrzyła na rysujące się przed nią widoki nowej, nieznanej krainy.
Potem uderzył w nią oślepiający blask, a zaraz po nim nastała ciemność, gdy dziewczyna straciła przytomność...
Ostatnio edytowane przez kinkubus : 05-09-2016 o 12:44.
|