Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2016, 20:15   #4
Matyjasz
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Twarz Alberta odbijała się w lustrze, jego oczy nie kłamały, choć czym były zmysłu dla kogoś kto potrafił zmieniać świat podług woli? Po raz kolejny dostrzegał wśród włosów biały pasek, nie siwy tylko biały i po raz kolejny nałożył na niego farbę zdając sobie sprawę z tego, że w dłuższej perspektywie i tak nie zatrzyma tego jak wiatry magii zmieniają nie tylko jego ciało ale i umysł. Tak samo jak nie mógł nigdy zatuszować powolnej zmiany koloru włosów tak samo nigdy nie był wstanie brodą zakryć blizny po poparzeniach na szyi.
-Może i magia zmienia wszystko ale nie znaczy to, że muszę tą zmianę przyjąć z otwartymi rękoma. - Powiedział do siebie wiązać wyglądającą najzwyczajniej jak się da koszulę i ruszył się pożegnać.


- Jak wiecie, lub nie, na mnie czas. - Przemówił do grupki żołnierzy. - Nigdy nie miałem być waszym dowódcą. Los nałożył na mnie ten ciężar, gdy nasz oficer okazał się jebanym idiotą i dał się zarąbać w samobójczej szarży. - Albert był pewien, że choć kilku z nich się uśmiechnęło a paru nawet przestało się go bać, na chwilę. - Wygraliśmy pan „Końca czasów” spotkał swój zasrany koniec, teraz czas dorżnąć ich do końca. Więc oddaje was pod komendę doświadczonego i dobrego dowódcy. Ja sam wyruszam dorwać jednego paskudnego skurwysyna i obiecuje wam, że jego jaja ozdobią sztandar Dziewiątego Regimentu. Ku chwale Imperium, rozejść się!


Ostatnią rzeczą czekającą go w tym miejscu był nowy koń. Albert odrobinę bał się tego zwierzęcia. Taki kawał drogi przeszedł w życiu pieszo, że wręcz nienaturalnym wydawało mu się jechać na czymś i nie czuć gruntu pod nogami.
- Ja dbam o ciebie ty mnie spokojnie zaniesiesz na miejsce. - Ustalił.




Taalgad mimo wojny nie zmienił się zbytnio, pierwsza linia obrony i port Talabheim wyglądał podobnie jak wcześniej, tylko pogoda zmieniła się na paskudną. Strażnicy nie poznali go co uznał za plus. Albert nie mógł zrozumieć zachowania niektórych magistrów, którzy nie tylko nie ukrywali swojej tożsamości ale wręcz się nią chwalili. W jego przekonaniu formalne gwarancje zrównujące majestat magistra z tym szlachcica wcale w magiczny sposób nie ratowały od krzywych spojrzeń lub bardziej niemiłych gestów gdy ktoś myślał, że ujdzie mu to na sucho.


Jednak miasteczko się trochę zmieniło. Czarodziej zatrzymał się przed pustymi stosami, których wcześniej tu nie było.
- Ktoś był nad wyraz pracowity. Czy jest sens walczyć za ludzkość skoro jesteśmy tak nieludzcy wobec siebie. - Był przekonany, że powinien czuć gniew, złość, odrazę lub oburzenie i czuł w pewien sposób, przytłumione nieobecne. Kolejny znak tego jak magia wypaczyła go w ostatnich miesiącach.
Za to czuł wiatr, zmysłów moc Hysh nie tłumiła, i karczma wydawała się być wspaniałym pomysłem gdy tak wiało.


Miejscowa mordownia podobała się mistrzowi magii, budziła wspomnienia. Ludzie pili grali w karty i radowali się życiem. Choć śmierdziało a zapowiedziany gulasz był pewnie znacznie gorszy od zapowiedzi to radość tego miejsca udzielała się nawet mu.
- Nie piwa, wódki, najlepiej Kislevskiej jak jest. Na karsnoludzką jestem jeszcze za słaby. - Wódka była faktycznym lekarstwem. Jak powiedział mu kiedyś jakiś piromanta, skoro jego magia tłumiła emocje to było tak z powodu braku mocy Aqshy w żyłach, a wiatr ten był przyciągany przez mocny i czysty alkohol.
Naukowe badanie magicznych właściwości trunku przerwał mu niejaki Waldemar, z wyglądu niemiły człowiek co jakże pasowało do jego niemiłej profesji.
Albert, krótko i treściwie przekazał co wiedział mając nadzieję na to, że łowca sobie pójdzie tam skąd przyszedł, najlepiej daleko. Na szczęście to zrobił i zaprosił ich na rano do spotkania przy stosie.
- Stos, nie ma to jak zacząć współpracę w tak miłym miejscu. - Powiedział gdy Waldemar już sobie poszedł. - Z pewnością jest miłym człowiekiem. Nasz zwiad jest dobry, ale też nie wszystko co wiedzą żołnierze zawsze trafia do wyższych oficerów. Ktoś chętny sprawdzić co miejscowi wiedzą o tym co się dzieje na północ od rzeki?


By nie być wziętym za gołosłownego zabrał flaszkę i podszedł do stołu grających w kości żołdaków.
- Można się przyłączyć? - Postawił flaszkę na stół. - Na koszt imperatora. -Usiadł i obstawił zakład. Ponoć biali magistrowie kierowali się zimną logiką. Gdy trzymał w dłoni kości, zimna logika mówiła żeby żałował, że nie jest magistrem kolegium niebios. Ci to zawsze wiedzieli jaki wynik obstawić.


Po skończeniu butelki i rozegraniu kilku partii bogatszy o kilka plotek i trochę alkoholu w krwi udał się na górę, w końcu z rana ruszają na łowy a poza Gustawem będącym głównym celem, na Alberta mogła czekać specjalna nagroda. Najlepiej gdyby mógł go dorwać żywcem i oddać temu Waldemarowi, w przypadku tej konkretnej osoby humanizm nie miał racji bytu. Z tą optymistyczną myślą zasnął.
 
Matyjasz jest offline