William stanął jak wryty, wlepiając wzrok w stronę drzwi które przecież powinny być zamknięte, prawda? Musiały być, w końcu od czasu przyjścia Connie nikt nie wychodził na podwórze. Cały wieczór spędzali pracując przy tym irytującym projekcie, a w domu nie ma nikogo innego. Oprócz tego kosmicznego niedojdy. Chłopak przeczesał swoje krótkie, kasztanowe włosy dłonią, próbując przypomnieć sobie raz jeszcze czy aby na pewno domknął te głupawe drzwi. W końcu obrócił się powoli w stronę swojej koleżanki. - Connie, Connie... - zagadnął cicho, próbując powstrzymać załamujący się pod wpływem rosnącego niepokoju głos. - Słuchaj, mój brat nigdzie nie wychodził, co nie?
Pytanie było retoryczne, Will nie oczekiwał odpowiedzi, chciał się tylko upewnić odnośnie tego, co już wiedział. Nie domknął drzwi i wiatr je uchylił kiedy pracowali nad projektem. To wszystko. Tak, wszystko jest w porządku. Chłopak odkaszlnął. - Weź sprawdź czy ten pajac wylazł na podwórko. Idę wziąć model i kończymy projekt. Też już mam dość i raczej nie mam ochoty na użeranie się z nim.
Po tych słowach William skierował się do pokoju swojego brata, ciągle próbując stłumić swoje roztargnienie. Nie mógł uwierzyć że coś tak nieistotnego, ruszyło go tak mocno. |