Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2016, 08:45   #1
Layla
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
[WFRP II ed.] Bielszy odcień śmierci

Obrzeża lasu Jägerforst,
północno-wschodni Stirland,
10 Kaldezeit, 2527 K.I
wczesny wieczór



Helene Heiligdorfer przedzierała się przez wysokie zaspy śniegu, zmuszając palące bólem mięśnie nóg do jeszcze większej pracy. Wiedziała, że jeśli zwolni, dopadnie ją. Tak, jak dopadł jej przyjaciół. Wciąż przed oczami miała wylewające się z brzucha Hermanna jelita i z trudem powstrzymała odruch wymiotny. Mroźne, zimowe powietrze raniło płuca. Nie zwalniała, wbiegając między drzewa, które wyrosły przed nią, gdy tylko wdrapała się na niewielkie wzniesienie. Las przed nią gęstniał.

Dyszała ciężko, próbując wybrać odpowiedni kierunek, ale wszystko zlewało się w jedną, ciemną masę. Nie wiedziała, gdzie jest i co dalej robić. Mogła tylko uciekać. Jak najdalej od koszmaru, który nie powinien nigdy mieć miejsca. Wzdrygnęła się, gdy ciszę późnego popołudnia rozdarło gdzieś z boku charakterystyczne chrupnięcie śniegu. A więc był za nią! Widział, jak uciekła i nie spocznie, dopóki jej nie dopadnie! Czując paskudny ból w mostku wbiegła w głąb lasu, ale wiedziała, że dłużej nie da rady biec w takim tempie. Była głodna i zmęczona. Nie miała już siły.

Musiała zwolnić, gdy biel śniegu przytłoczył mrok lasu. Po omacku wybierała dalszą drogę, próbując uspokoić oddech. Zachowywała się zbyt głośno, wiedziała o tym. I ten, co ją sobie upatrzył, też o tym wiedział. Rozpłakała się nagle, gdy umysł podsunął jej wizję rychłej śmierci i w tym samym momencie zasłoniła usta zesztywniałą z zimna dłonią. Tak bardzo się bała. Wtem usłyszała kolejne chrupnięcie śniegu, tym razem za plecami, bliżej, niż poprzednio. Serce podskoczyło jej do gardła i rzuciła się biegiem między drzewa, wymacując dłońmi dalszą drogę. Niczym ślepiec.

Była zupełnie bezbronna i wiedziała, że nie ma szans, jeśli przyjdzie do konfrontacji. Między drzewami nie widziała żadnych świateł sugerujących chociażby wzrokowy kontakt z cywilizacją. Pomimo całkiem niezłej kondycji, charczała z wysiłku, łapczywie łapiąc powietrze. Strach ją napędzał, ale nie sądziła, że wytrzyma choćby kolejną minutę w takim tempie. Wybiegła zza drzewa i nie zdążyła nawet otworzyć ust, by krzyknąć, gdy coś szarpnęło ją mocno za ramię, niemal je wyrywając, a potem poczuła rozrywający ból w krtani, gdy coś olbrzymiego zatopiło w niej swoje kły. Dygocząc w przedśmiertnych spazmach, zdążyła jeszcze pomyśleć, że to strasznie smutne umierać tak młodo i w samotności.

Chwilę później wyzionęła ducha.



Siedziba lekkiej jazdy stirlandzkiej,
Steinhäuser Straße 19,
Enzesberg, Stirland,
13 Kaldezeit, 2527 K.I
późne popołudnie



Sierżant Kaspar Götz zapukał do drzwi i wszedł do środka na szorstką komendę, która zza nich padła. Nie cierpiał kapitana Högera i choć zwykle nie lubi się swoich szefów z urządu za to, że stoją szczebel wyżej, tak sierżant nie lubił kapitana personalnie, nie zwracając uwagi na stopień. Nie był to człowiek, któremu dało się cokolwiek przetłumaczyć w normalnej rozmowie, ani tym bardziej ktoś, kto potrafił przyznać się do błędu. Kaspar miał uczulenie na takich ludzi. Zasalutował leniwie siedzącemu za dużym, dębowym biurkiem mężczyźnie w sile wieku i stanął w delikatnym rozkroku, spuszczając ręce wzdłuż bioder.
- Wzywał pan, kapitanie - rzucił Götz, wbijając wzrok w mdły obraz wiszący na ścianie za krzesłem Högera. Przedstawiał galeon podczas sztormu.
- Wiem, co zrobiłem, Götz, nie musisz mi przypominać - mruknął mężczyzna, unosząc wzrok znad jakichś dokumentów. - Macie problemy. Poważne.
- Jeśli chodzi o pobicie tamtego sierżanta...
- Nie, kurwa, nie chodzi o pobicie tamtego sierżanta!
- Kapitan uniósł głos. - Chodzi o to, co się dzieje w waszym rewirze! Dostałem informacje, że na ziemiach objętych twoim dozorem grasuje jakiś zwierz, czy inne gówno, co pożera ludzi. A wy nie potraficie sobie z tym poradzić.
- Staramy się znaleźć mordercę, ale pogoda niczego nie ułatwia. Śnieg zaciera wszystkie ślady. - Bronił się Kaspar.
- Chuj mnie to obchodzi! - Warknął Höger. - Macie znaleźć to coś, co zabija ludzi i się z tym odpowiednio rozprawić. Nie jesteście tutaj od srania w stołek i czekania do wiosny, aż słonko wam przyświeci w dupę! Nie za to bierzecie ciężki żołd!
- Tak jest! Jak tylko moim ludziom skończy się urlop...
- Nie, Götz, nie jak skończy się urlop. Zajmiesz się tym od jutra. Osobiście. Chcę mieć wyniki i to natychmiast!
- Höger toczył ślinę z ust, a jego wzrok przypominał wzrok obłąkanego. - Książę Elektor Haupt-Anderssen chce mieć ścisłe wyniki!

Czyli o to chodziło. Kłopoty w północno-wschodnim Stirlandzie dotarły już do serca władzy i trzeba było coś z tym zrobić. Trzeba było błysnąć przed szlachetkami. Ktoś skopał dupę Högerowi, Höger musiał skopać dupę Götza. Łańcuch pokarmowy w armii miał się dobrze.
- Jesteśmy ledwo po ciężkim zadaniu w Pfaffenwald, moi ludzie potrzebują odpoczynku... - mruknął Kaspar.
- Chuj mnie to obchodzi. Za coś dostajecie pieniądze, więc zbierzcie dupy i znajdźcie to coś, co wyżyna nam ludność. Nie będę za was błyszczał jajcami na salonach!
- Tak jest
- odparł Kaspar i zasalutował.
- Spraw się, albo możesz pożegnać się z armią. Już za dużo razy przymykałem oko na twoje porażki i wybryki, sierżancie. Jesteście wolni... - burknął kapitan, machnąwszy ręką i skupiając się nad dokumentami rozrzuconymi po biurku.
Kaspar oddał honory, po czym wyszedł z gabinetu Högera, zastanawiając się, jak przekaże swoim ludziom jakże zajebistą wiadomość, że ich dwutygodniowy urlop trwał zaledwie jeden dzień i właśnie się skończył.


 
Layla jest offline