Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2016, 09:49   #6
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
W tym zapomnianym przez bogów, a w szczególności Myrmidię kraju Marko był rzadko szczęśliwy, choć do szczęścia wiele mu nie brakowało. Starczyło ciepło, żarcie i coś mocniejszego.

Ciepło co prawda było tylko w karczmie, bo na zewnątrz piździło jak w Pavezzano, choć tam przynajmniej wiał ciepły Sirocco, a nie to mroźne cholerstwo co tutaj, żarcie było za tłuste i od miesięcy nie jadł pasty, a miejscowe piwsko w niczym nie przypominało, jego ulubionego Spomanti Rosso, to pomimo tego jego duszę ogarniało szczęście. Miał dwa tygodnie wolnego. Całe dwadzieścia dni byczenia się. Życie było piękne z przyjaciółmi dookoła.

Nagle, jak to miał w zwyczaju zaczął śpiewać swym niskim, męskim głosem. Nie było by w tym może nic złego, gdyby nie pewien szczegół. Marko nie umiał śpiewać i fałszował wręcz szkaradnie. Co w żaden sposób mu nie przeszkadzało. Nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać po sali rozległ się śpiew:

Staje luntana da stu core,
a te volo cu 'o penziero:
niente voglio e niente spero
ca tenerte sempe a fianco a me!
Si' sicura 'e chist'ammore
comm'i' so' sicuro 'e te...

Oje vita, oje vita mia...
oje core 'e chistu core...
si' stata 'o primmo ammore...
e 'o primmo e ll'ùrdemo sarraje pe' me!

Marko śpiewał w dialekcie z Urbino. Kompletnie niezrozumiałym w Imperium, ale że nie po raz pierwszy dawał popis wokalny, jego kompani wiedzieli, że to pieśń miłosna żołnierza, który tęskni do swojej lubej. Zakończył radosnym śmiechem i toastem na cześć kompanów.
- Karczmarzu najlepszej gorzałki dla wszystkich. Na mój koszt. – zawołał klepiąc się w pierś.
- Ja żyję! Wy żyjecie! Jest ciepło! Jest pięknie i pal sześć jutro.
Taki był Marko. Gdy się bawił to na całego i nie martwił się przyszłością. Humor miał doskonały. Do czasu …
- Wykonać! – rzucił na odchodne Götz.
- Va' a farti fottere. – krzyknął mu w odpowiedzi Tileańczyk.

Impreza była nieodwołalnie schrzaniona.

Jednak następnego dnia Marko stawił się gotowy w pełnym rynsztunku i trzeźwy jak niemowlę. Gotów do wykonania zadania. Opatulony od stóp do głowy mało się odzywał i tylko co jakiś czas poklepywał swoją karą klaczkę po szyi. Nazywał ją Rutilla i dbał o nią bardziej, niż o niejednego człowieka. Co jakiś czas też pociągał brendy z manierki dla rozgrzewki. Rozglądał się ponuro po zimowym, leśnym krajobrazie.

Minęły trzy dni podczas których myślał tylko, by co prędzej wrócić na kwaterę i się ogrzać. Mróz dawał mu się we znaki i coraz bardziej tęsknił za słoneczną Tileą.

Spotkanymi po drodze wilkami się nie przejmował. Nie sądził by zaatakowały ich, gdy są w grupie.

Trzeciego dnia odnaleźli obiecujący trop i stanęli nad zamarzniętą rzeką.
- Po mojemu to jakiś zwierzołak, albo mutant. – skomentował ślady na śniegu - Znajdźmy tego cazzo. Im prędzej tym lepiej. – rzucił gotów zrezygnować z ciepłej kwatery, byleby dorwać zabójcę i móc wrócić na urlop.
- Sierżancie. Może warto obwiązać kopyta koni szmatami, żeby się zwierzaki nie ślizgały. – zaproponował dowódcy.

Nie czekając na odpowiedź zaczął obwiązywać nogi Rutilli. Gdy skończył podszedł do Wagnera.
- Dawaj Christian worek z paszą i ze trzy racje. Jak się utopisz, to przynajmniej będzie co przekąsić na stypę. – poklepał przyjacielsko kompana po ramieniu.

Pierwsza miała iść sierżant, i to on miał sprawdzać grubość lodu, co bardzo Markowi odpowiadało.
Podszedł do Maus.
- Alexa zaczekaj. – Venturini zagadnął dziewczynę – Mam linę. Obwiąż się nią, to Cię w razie czego z Haugiem wyciągniemy. Ty sierżancie, też mógłbyś skorzystać, no chyba że lubisz swobodne nurkowanie w przerębli. Nie znam się, ale może zamiast iść gęsiego jeden za drugim powinniśmy nie stąpać po tym samym lodzie. Szyk ukośny byłby jak znalazł. Hę? To że ten bydlak przeszedł, nie znaczy, że konie przejdą. Ważą pewnie ciut więcej.
Spytał przestępując z nogi na nogę i klepiąc się po ramionach, bo zimno dawało mu się we znaki. Zakładał, że ruszą przez rzekę w ustalonym szyku.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 12-09-2016 o 09:54.
Tom Atos jest offline