Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2016, 14:13   #9
Morel
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Tak, jak się oparł o pieniek w nocy i wyssał ostatnią porcję nieszlachetnego trunku krzywiąc się niemiłosiernie, tak obudził się o brzasku. Wstał mrużąc oczy i osłaniając je przed szpilami jaskrawego światła wschodzącego słońca wystrzeliwanymi przez niespokojną taflę Talabeku.
Mimo, że zasnął szybko to sen nie był specjalnie regenerujący dla ciała. Był za to zbawienny dla umysłu. Tak już miał, że czasem, kiedy zbyt długo tłumił w sobie emocje musiał je z siebie wyrzucić, a zbyt długie przebywanie w mieście, z dala od leśnych kniei, które uważał za dom potęgowały apetyt na alkohol, podobnie jak te skumulowane emocje.
Zwykle tak właśnie się to kończyło i choć picie w samotności, nie było jego ulubionym zajęciem to traktował je jak gorzkie lekarstwo.

Teraz jednak trzeba wziąć się do roboty i zaprządz niemrawe ciało do działania. Pierwszym było szybkie zanurzenie głowy w lodowatej rzece, a kolejnymi wyrwanie toporka z pnia i udanie się na miejsce spotkania z pozostałymi myśliwymi. Po pozostały ekwipunek wróci po ustaleniu szczegółów wyprawy. Biegał szybko, śmiało założył więc, że nie opóźni tym wymarszu.
Po dotarciu na rynek miasta oprócz leniwie rozpoczynających codzienne rytuały mieszkańców z daleka zauważył Waldemara, w którego stronę skierował swoje kroki.
- Witaj łowco - wycharczał ochrypłym od alkoholu głosem. Potrząsnął głową chlapiąc niczym mokry pies, zebrał poprzyklejane do twarzy włosy, zaczesał palcami chwytając z tyłu w krótki kuc i wycisnął resztki rzecznej wody. Obdarzył łowcę czarownic szczerym uśmiechem prezentując swą gotowość do pracy i dobrą kondycję przeczącą temu, jak wyglądał. Nie spodziewając się odwzajemnienia wyrazu sympatii kucnął nisko i spojrzał przekrzywiając głowę na ogara, którego Waldemar przyprowadził ze sobą.
- to ta bestia o której wspominałeś? - nie wysuwał dłoni do zwierzęcia, jak to miał w zwyczaju, bo nie każdy pies lubił woń alkoholu, a w tym wypadku wolał nie ryzykować, choć tak szkolony ogar nie powinien zaatakować bez rozkazu, tym bardziej, że Jin nie był jego wrogiem, a on z pewnością o tym wiedział.
- Jak go nazywasz? - zapytał nie przestając się wpatrywać w czarne błyszczące oczy zwierzęcia.

--------

Było bardzo cicho, nie było słychać gwaru miasta, a jedynie dyszenie psa, śpiew ptaków i odgłosy porannej krzątaniny mieszkańców w oddali. Mało kto o tak wczesnej porze jest skory do rozmów, a plac nadal wypełniony odorem spalenizny potęgowany osiadającą na popiołach poranną wilgocią nie przyciągał mieszkańców w to miejsce.
Nie trudno było zatem wypatrzeć czwórkę towarzyszy, zwłaszcza, jak zwykle wyprostowanego Hansa i krępego krasnoluda w pełnych zbrojach ze stali.

- Mając wsparcie w tych taranach można by po prostu przebiec przez hordę goblinów wbijając je w ziemię podeszwami butów. Trzeba by tylko ich dobrze rozpędzić - pomyślał jednocześnie malując w głowie obraz tej dwójki taranującej z bojowym okrzykiem na ustach wystraszone zielone pokraki próbujące uchronić swe ciała przed zmiażdżeniem w desperackiej, nieudolnej ucieczce. Jaki piękny był to obraz..
Gdyby nie to, że plac był niemal pusty, można by z łatwością przeoczyć za to pozostałą dwójkę towarzyszy. Można by, gdyby nie to, że sama ich obecność sprawiała, że Jin czuł niepokój. Nie chodziło tu o to, że im nie ufał, lub nie lubił jako osoby - tylko o zupełnie fizyczne odczucie. Nie musiał nawet widzieć, że są w pobliżu, czuł to w brzuchu i na skórze. To uczucie, jakby coś miało za chwilę się stać.
Świadomość tego, że są to ludzie przesiąknięci magią, która przepływa przez ich ciała również była dla niego niepokojąca. Tam, gdzie się wychował, też istniała magia, ale nikt nie ośmielił się czerpać z niej tak swobodnie i pozwolić na tak bezpośredni kontakt, by odbiła swe piętno na ich ciałach. Jeśli już znalazł się ktoś tak zuchwały, to musiał spotkać się z podobnym losem jak ci, których woń zwęglonych ciał okraszała teraz słoneczny poranek na rynku w Talagaad.
Szamani z jego rodzinnych stron mogli jedynie pokornie prosić duchy żywiołów o udzielenie mocy. Zaklęcia były wynikiem ich manifestacji , a nie pochodziły od rzucającego czary. Według wiedzy jaką posiadał - podobnie wyglądały praktyki Hansa. Choć bogowie mieli własną wolę, zachcianki i pragnienia, a żywioły po prostu były, to szamani byli zawsze ludźmi mądrymi i silnymi ciałem i duchem, zatem i Hansa za takiego postrzegał.
Nie tylko traktował go z szacunkiem, a nawet podziwem, ale przede wszystkim nie obawiał się, że jego ciało eksploduje nieokiełznaną energią rozszarpując jego i pozostałych towarzyszy na strzępy. Niestety nie mógł tego samego powiedzieć o pełnokrwistych magach - widział to na własne oczy.

Na szczęście Ci, z którymi ruszał na łowy nie byli z pierwszej łapanki, co działało uspokajająco na umysł. Reakcji ciała starał się nie pokazywać, by nie urazić towarzyszy. Tak samo było i tym razem. Kiedy się zbliżyli przywitał ich równie szczerym uśmiechem, co Waldemara, jednak doprawionym pokorą i odrobiną zażenowania. Oni względnie wypoczęci w pełnym rynsztunku, a on z toporkiem w dłoni i brudnych łachmanach.
- No cóż.. z pewnością są tak mądrzy, że nie oceniają po wizerunku, poza tym nie znamy się od dziś - pomyślał z nadzieją, lecz nie starał się znaleźć potwierdzenia w ich spojrzeniach.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 18-09-2016 o 21:04.
Morel jest offline