Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2016, 19:22   #9
Layla
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
#2

Götz nie uznawał półśrodków - jak zarządził, że macie się przedzierać w miejscu, które wyznaczył, to nie było siły, żeby zmienił zdanie. Rozdzieliliście więc żarcie przewożone przez Wagnera między siebie i ruszyliście przez skute lodem jezioro. Każde z was z kilkusekundowym odstępem od drugiego, by nie zaskoczyć się niemiło, a kto chciał, obwiązał się dodatkowo liną. Szliście ostrożnie, ważąc każdy krok. Dopiero na otwartej przestrzeni można było poczuć moc zimy, która przecież dopiero rozwijała skrzydła - kilka chwil wystarczyło, byście w ogóle nie czuli policzków i podbródków, które stały się zmrożoną, bezpłciową masą. Jedyny pozytyw tej sytuacji był taki, że wiejący wiatr nie zdążył jeszcze dobrze zamieść śniegu z lodowej pokrywy, dzięki czemu choć teoretycznie było mniejsze prawdopodobieństwo, że się poślizgniecie.

Sama tafla dawała złudzenie grubej i trwałej, mimo to każdy kolejny krok przyprawiał was jednocześnie o oddech ulgi i drżenie rąk, bo przecież wciąż został jeszcze kawał drogi do pokonania. Nie staraliście się iść przetartym przez sierżanta szlakiem, co by nie naruszyć lodu w tym miejscu, dlatego każde z was obrało własny kierunek i kończyło podróż na innej części brzegu. Przeprawiający się przez zamarzniętą rzekę Wagner miał nieco mniej szczęścia, choć i tak całkiem sporo, gdyż lód zaczął jedynie pękać pod nim i wierzchowcem, a nie zarwał się całkowicie, pochłaniając żołnierza w mrocznych czeluściach lodowatej wody.

Szybko zebraliście się przy sierżancie i odnaleźliście ślady racic prowadzące w stronę sosnowego boru odcinającego się od polany. Musieliście się pospieszyć, gdyż sypiący mocno śnieg skutecznie maskował wszystko pod białym całunem. Tak niewinnym, a jednocześnie zabójczym. Pospieszając wierzchowce, zniknęliście po chwili w ponuro cichym lesie, który jedynie na przykrytych śniegiem wierzchołkach drzew śpiewał północnym wiatrem, zawodząc. Zrobiło się dość mrocznie, gdyż tworzące sklepienie gęste konary wysokich sosen i świerków odcinały większość popołudniowego, przechodzącego w szarówkę światła.


Podążaliście śladem racic jeszcze kilkadziesiąt metrów, nim te zupełnie zniknęły wam z oczu, rozmyte przez śnieg. Na przestrzeni kilku metrów kwadratowych Götz nakazał wnikliwe poszukiwania, jednak nie przyniosły one żadnych rezultatów.
- Mówiłem, żeby jechać do domu, to nie... - rzucił Wagner, rozrywając ciszę lasu. Jak zwykle musiał sięgnąć po piersiówkę i pociągnąć kilka łyków.
- Nie ty tu dowodzisz. I chwała za to Sigmarowi - odrzekł spokojnym, chłodnym głosem Götz.
- Co nie zmienia faktu, że...
- Co nie zmienia faktu, żebyś stulił pysk, jak ci rozkazuję!
- Zakrzyknął Kaspar wojskowym, nie znoszącym sprzeciwu tonem, a Christian skrzywił się tylko i nie odezwał więcej.
- Ale wiecie, że zdradzamy właśnie naszą pozycję, nie? - Falken zaśmiał się. - Nic tu już nie znajdziemy, wracajmy do...
- Patrzcie! - W słowo wszedł mu Hagen, wskazując na coś między drzewami.

Odwróciliście głowy, dostrzegając jakąś mikrą postać sunącą wolno kilkanaście metrów od was, niczym zjawa. Młoda kobieta, bądź dziewczyna, bo na taką wyglądała z tej odległości, miała na sobie ciemny płaszcz i albo was nie dostrzegła, albo starała się to zamaskować, wpatrując się przed siebie i podążając tym samym, tępym krokiem przez wysoki śnieg. Jako, że ciężko byłoby wjechać wam między drzewa, Kaspar skinął na Hauga i Marko, po czym zsiadł z konia i w trójkę, z bronią w pogotowiu ruszyli w stronę nieznajomej. Götz nawoływał ją, jednak nie reagowała, a gdy tylko podszedł bliżej i chwycił ją za ramię, dziewczyna wrzasnęła i odskoczyła w bok, potykając się o własne nogi i lądując w śniegu.
- Kim jesteś i co tu robisz? - Zapytał sierżant, pozostając w pozycji bojowej, z dłonią na rękojeści miecza. - Nic ci nie zrobimy, jesteśmy żołnierzami.
Dziewczyna nie odpowiedziała, wpatrując się w mężczyzn, jakby nie wiedziała, kogo dokładnie ma przed sobą.
- Jeśli mamy ci pomóc, musisz powiedzieć, kim jesteś i co tu robisz. - Powtórzył sierżant.
Nic. Żadnego odzewu.
- Dobra, chodź, noc idzie, nie możesz tutaj zostać... - Götz skinął głową i zachęcił ją gestem dłoni, a rudowłosa, piegowata dziewczyna dopiero po dłuższej chwili zdecydowała sie wstać. Jej twarz wciąż jednak nie zdradzała żadnych emocji.

Niechętnie, ale podeszła wraz z trójką zwiadowców do głównego szlaku, gdzie czekali pozostali. Teraz wszyscy mogliście się jej lepiej przyjrzeć. Miała nie więcej, niż czternaście-piętnaście lat, była piegowata, a dość ładną buzię okalała burza brązowych loków. Na jej ubranie składała się długa, mokra na połach, brązowa kiecka i płaszcz z kapturem tej samej barwy. Nic więcej, jednak dziewczyna nie wyglądała na przemarzniętą. Nie miała też żadnych śladów odmrożeń. I tylko te oczy. Oczy naznaczone niemal obłędem i dziwną pewnością siebie.


Wagner zeskoczył z konia i podszedł do niej, oglądając dokładnie.
- Jak cię zwą, dziewko? - Zapytał.
Nie odpowiedziała mu, wpatrując się przed siebie, jakby widziała tam inny świat.
- Całkiem niezła z ciebie dupa, mógłbym się tobą zainteresować w innych okolicznościach. - Christian chwycił ją za tyłek.
I wtedy stało się coś nieprzewidzianego. Dziewczyna wydała z siebie odgłos ni to przypominający krzyk, ni warknięcie, po czym szybkiem ruchem uderzyła w twarz Wagnera rozcapierzoną dłonią, zostawiając na jego policzku trzy krwawe bruzdy po paznokciach.
- Ty mała dziwko! - Warknął żołnierz i zdzielił ją otwartą dłonią w twarz. Piegowata padła pod siłą ciosu, a moment później na śniegu leżał Wagner, powalony prawym sierpowym sierżanta.
- Nie masz prawa jej dotknąć, rozumiesz? - Götz pochylił się nad leżącym Christianem. - Zbieraj dupę i na koń, żołnierzu.

Wagner przeczołgał się po śniegu, dusząc pod nosem jakieś obelgi i wgramolił na wierzchowca. Kaspar uklęknął przy dziewczynie, wpatrując się w nią.
- Kim jesteś, dziecko? Dlaczego jesteś sama w tym lesie? - Zapytał, jednak dziewczyna nie odpowiedziała. Stała w miejscu, wpatrując się w niewidzialną dla pozostałych przestrzeń, jakby zupełnie nie słuchała.
- To na pewno jakaś wiedźma - mruknął Wagner. - Dlaczego nie jest wymarznięta? I czemu nic jej nie zeżarło?
- Bo niedaleko jest jaskinia, w której mogła się ukryć?
- rzucił ironicznie Falken. - Im jesteś starszy, tym głupszy, Wagner.
- Waż słowa, gnojku
- burknął siwy żołnierz, jednak zwiadowca tylko wzruszył ramionami, wyraźnie rozbawiony irytacją towarzysza.
- Zabieramy ją ze sobą. Alexa, dziewczyna będzie pod twoim okiem. - Zarządził Götz i chwycił młodą za ramię, podprowadzając do wierzchowca Myszy i pomagając jej wspiąć się na siodło.

Gdy dziewczyna znalazła się tam, spojrzała po wszystkich, po czym skupiając spojrzenie przed sobą, spokojnym, beznamiętnym głosem powiedziała.
- Wszyscy zginiecie.
I to było wszystko. Jakby na zawołanie, chmury sypnęły mocniej śniegiem, a przygnębiająca szarówka ustępowała szybko pola wieczorowi.
- Do Fichtendorfu. Baumann, prowadź! - Zakrzyknął Kaspar, dosiadając swego czarnego wierzchowca.

 
Layla jest offline