23-09-2016, 21:15
|
#26 |
| #4.1 Venturini czaił się, czaił, aż w końcu znalazł za szynkiem i wszedł na zaplecze. Niemal od razu usłyszał ściszone głosy - męski i kobiece, a gdy się skupił na słowach, doszło do niego, że Lothar gada z rodziną o jakichś bzdetach, typu co na obiad jutro ugotować. Marko wychylił się lekko zza załomu niewielkiego korytarzyka i ujrzał siedzących przy sporym stole gospodarza z rodziną - wszyscy z nożami w dłoniach i... ziemniakami. A pośrodku stołu stosik pyrów czekających na obranie. Już się Tileańczyk starał wycofać, gdy w jego stronę spojrzał Lothar. - Zabrakło czego na stole, że się tak czaisz, panie? - Zapytał, przekrzywiając lekko głowę. - Zawołać trza było, a nie skradać się jak jaki morderca.
Dzierlatki zachichotały, jednak jedno spojrzenie matki szybko je uspokoiło. A Venturini doszedł do jakże prostego wniosku, że schowany za ścianą wygląda tak trochę idiotycznie.
|
| |