Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2016, 22:20   #1
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
[18+FR D&D 5ed - sandbox] Miasto Koszmaru

MIASTO KOSZMARU

Cytadela......najmroczniejsze miejsce w całej dolinie, przepełnione było szumowinami wszelkiej maści. Jęki bólu z udręczonych ciał, wszechobecny smród i przenikliwe zimno obecne w tym ciemnym przedsionku piekła mogło złamać wielu, i wielu się łamało. Nieruchome ciała codziennie wynoszone były do ogromnego dołu na środku cytadeli, by tam niknąć w głębinach świata niczym w trzewiach ogromnego, żarłocznego potwora.


Niektórzy mogliby przysiąc, że wciąż słyszą jęki ofiar wrzuconych do ogromnej rozpadliny, zaś nocą nawiedzały ich szepty umarłych. Lub żywych....nie mogliby tego orzec w swych wykoślawionych okrucieństwem umysłach. Bat strażników przynosił ból, a jednocześnie sadystyczną ulgę. Pozwalał oderwać się od szaleństwa mroku i samotności. Dla wielu był kojącym końcem ich podłego żywota, a jeszcze innych hartował zimnym ogniem nienawiści.



Byli tu najróżniejsi. Ludzie, nieludzie, mieszańce......przez Cytadelę przewijał się niemal cały inteligentniejszy bestiariusz północnego Faerunu. Byli tu przedstawiciele każdej z klas społecznych – biedacy zmieszani w jednych celach z mędrcami, kapłanami i szlachtą. Chłodne kajdany i bat strażników nie rozróżniał koloru krwi, ani urodzenia. Nie rozróżniano tu też winy, ponieważ w Cytadeli osadzano skazańców którzy popełnili jedną zbrodnię – przeciwstawili się władzy D`himis. Istniała zaś tylko jedna kara. Śmierć na Arenie.
Każdego cechowano jak bydło i osadzano w ciasnych celach, by czekał na powolny koniec, w ten czy inny sposób.


Okrągły budynek pośrodku rynku codziennie wchłaniał nowych skazańców. Codziennie wyjmowano po jednym nieszczęśniku z Cytadeli, uzbrajano i wypychano na przesiąknięty krwią piach areny. Podobno wygrany mógł odejść wolno. Nikt nie mógł potwierdzić tego na pewno, po od setek lat nieodmiennie wygrywała arena. Ofiar nigdy zaś nie brakło – karawany z niewolnikami wszelkiej maści odwiedzały Blackmoor, dostarczając świeżej krwii.


Anbar i Oskar, członkowie klanu Breakadder mieli pecha. Zamiast upragnionych skarbów, stracili towarzysza i dali się złapać. Dumny wojownik klanu wciąż wstydził się swojej porażki, a czarodziej obwiniał się za swoją niemoc. Obaj daliby wiele by ponownie spróbować swojej szansy i być może zakosztować zemsty. Cierpliwie czekali na swoją szansę. Oskar, znajdując w kącie szczątki jakichś zapisków wytężał wzrok, próbując zgłębić ich znaczenie, zafascynowany znaleziskiem i możliwością zabicia czasu i zajęcia myśli.
Tupik siedział zrezygnowany, myśląc o swoim gnomim towarzyszu. Przez przypadek w celi spotkał kolejnego gnoma – i być może los miał okazać się okrutniejszy niż zazwyczaj, a może było to jednak szczęście....nowo poznany gnom okazał się być bratem Gilga.Ten miał smutną opowieść do opowiedzenia, a jeszcze smutniejszą do wysłuchania. Blackmoor wchłaniało więc powoli całe klany i rodziny. Pół-ork Thalgor napinał co jakiś czas grube muskuły, próbując daremnie zerwać metalowe kajdany. Z całej grupy więźniów, on jeden radził soboe najgorzej – ściany i ciasnota podziemia przytłaczały przywykłego do otwartych przestrzeni wojownika.
Myśli Jusron przyspieszały z każdym dniem, ale tak jak Thalgor, jej bezsiła skutkowała jedynie bardziej natarczywym dzwonieniem łańcuchów.
Rathan siedział bez ruchu, i czasem jego towarzysze zadawali sobie pytanie, czy człowiek jeszcze żyje. Okazjonalne westchnięcia świadczyły o głębokiej zadumie łowcy, przy okazji uspokajając pozostałych więźniów. Zelda siedziała zaś obrażona na cały świat. Obwiniała siebie, wieśniaczkę Leę, która bez jej zgody wywołała całą drakę, oraz suki D`himis które osadziły ją z tymi prostakami. Siedząc wyniośle na kawałku zgniłej słomy planowała zemstę. Podejrzliwie patrzyła też na inną kobietę, siedzącą na przeciwko niej. Niewątpliwie również szlachetnie urodzonej, a jednak trudniącej się pospolitą grą niczym karczemny grajek.

Dźwięk otwieranej celi obudził więźniów z głębokiego snu. Drżąc z zimna prawie nie wiedzieli, co się dzieje, jednak głuche plaśnięcie ciała o podłogę i szczęk zamykanych kajdan podpowiedziały, że oto do Cytadeli trafiła nowa ofiara. Siedzący w celi mieli szczęście. Trafili do jednej z trzech dużych, grupowych cel w których przykuwano więcej niż dwóch skazańców. Duża, na kilkanaście stóp szeroka, z wygodną metalową latryną ciągnącą się przez środek i zgniłym sianem pod ścianami była niemalże luksusem, w porównaniu do pojedynczych, ciasnych cel znajdujących się na wyższych kondygnacjach. Posiadanie towarzystwa sprzyjało zaś zachowaniu normalności, czego nie dało się powiedzieć o niektórych wyciąganych z cel, bełkoczących nieszczęśnikach.
Nowo przybyły nie chciał jednak czekać na taki los. Kiedy tylko stukot kroków strażników ucichł w oddali, więźniowie usłyszeli metaliczny szmer wydobywający się z okolic kajdan desperata.
W ciemnościach błysnął czarny, metaliczny przedmiot a świecące się w ciemności, rozgorączkowane oczy świadczyły o ogromnej desperacji człowieka.....
 
Asmodian jest offline