Zorgrim kroczył ulicami Kemperbad uśmiechając się na prawo i lewo do przechodniów niczym przygłup. Już sama żegluga wprawiła go w dobry nastrój. Przypomniały mu się stare dobre czasy. Oczywiście nie rozpowiadał na prawo i lewo o przeszłości, ale zdarzało mu się kiedy był wstawiony zaśpiewać jakąś marynarską pieśń lub rzucić jakieś przekleństwo właściwe ludziom morza. Zaraz potem popadał w melancholię i często wściekłość ale nie trwało to długo. Nawet w swojej niezbyt jak na krasnoluda komfortowej sytuacji zachowywał wrodzoną pogodę ducha i optymizm. Co do wyglądu to był w tym trudnym do określenia wieku między dojrzałością a zgrzybiałą starością. Żylasty i barczysty. Inaczej być nie mogło. Dwuręczny topór, który niósł w lewej ręce był zbyt ciężki dla jakiegokolwiek człowieka i większości krasnoludów. Długi irokez i podobnej długości broda była znakiem, że na ścieżkę ku zagładzie wstąpił dość dawno. Mimo to jego tors i twarz poznaczona była niezbyt wieloma bliznami. To oznaczało albo, że mało walczył, albo że walczył dobrze. Pierwszego nikt mu nie zarzucił. W każdym razie nikt z żyjących. -Słyszelista Balgrim, Halgrim? Kilkadziesiąt lat! To brzmi naprawdę dobrze. Tyle czasu cosik morduje. Ha! Niech mnie, pachnie zagładą! Co prawda nienawidzę Reiklandu i wolałbym zginąć gdzie indziej, ale nie można wybrzydzać! Ciekawe czy można tu się dobrze napić?!
Mówiąc to wyciągnął zza pasa butelczynę i podniósł ją do ust a ponieważ była pusta klnąc po khazadzku cisnął ją o ścianę jednej z kamienic tuż nad głowami przechodzącego patrolu straży miejskiej. Strażnicy dziwnym trafem odwrócili głowy w drugą stronę i przyśpieszyli kroku.
Widząc szyld karczmy ruszył do krasnoludzkiej szarży. Pierwszy dopadł drzwi i otwierając je z kopa wparował do środka. Stanął przy barze zza którego ponad powierzchnią blatu wystawała tylko połowa głowy i oczywiście irokez i wydyszał do nieco wystraszonego karczmarza. -Coś do picia, coś co wypala wnętrzności! I jeszcze jedno! Widzisz te dwie?- gruby paluch ozdobionej licznymi bransoletami ręki wskazał wchodzące do karczmy Hildur i Basimę- coś bardzo tłustego do zjedzenia dla nich. Ja zapłacę! Na Grungniego, nie mogę patrzeć na te szkielety! Przez całą drogę bałem się, że z głodu kopyta wyciągną a mi nie wypada się bać! No pora posadzić dupę.
Kierując się ku jednej z ław obrzucił spojrzeniem karczmę czy nie znajdzie się tu jakiś kandydat do bójki lub siłowania na rękę.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |