Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2016, 19:52   #2
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
- Czasem wstaje nim wzejdzie słońce ponad Torilem i wspinam się na najwyższy punkt w okolicy. Sam. W zgrzebnej koszuli, znoszonych spodniach, boso.
Staje tam, gdy jutrzenka przelewa się przez widnokrąg, przez góry, lasy, miasta i stolice. Staje i cieszę oczy blaskiem. Czystym, niezmąconym światłem.
Gdy już się nim nacieszę, wchłonę, rozgrzeje kości - rozkładam ręce i łapie wiatr. Wspinam się na palce. Zamykam oczy. Pozwalam by bryza smagała mi twarz. I wtedy - właśnie wtedy wydaję mi się, że znów lecę. Ponad tymi górami, lasami, miastami. Ponad ludzkimi stolicami.
Łapie tchnienie wiatru w nozdrza. Rozwieram usta w niemym krzyku i czuję pęd. Włosy falują jak skrzydła. I znów wydaje mi się.. wydaje mi się że jestem sobą. Ale nie tym dawnym. Nie pustym i próżny. Tylko prawdziwym mną. Kompletnym - tym który się zagubił ale wreszcie się odnalazł. Na chwałę i pożytek Panu. Azaliż wtedy wtedy - właśnie wtedy, w piersi narasta żal. Nie tylko za grzechy. Ale i żal za utraconym dziedzictwem.
Eh.
-
Stojący przy balustradzie paladyn otworzył oczy i odwrócił się do mnicha, jakby dopiero teraz go zauważył. Jednak to co mówił nie było monologiem, a raczej spowiedzią przeznaczoną tylko dla uszu przyjaciela. Obaj o tym wiedzą.
Staruszek w szatach Czytacza uśmiecha się słabo spoglądając na bose stopy, zniszczone spodnie i lnianą koszule rycerza. I wschodzące słońce za jego plecami. Nie odzywa się, wciąż nie mogąc się nadziwić, że Gabriel Sanguinor rycerz zakonu Szponów Sprawiedliwości wygląda praktycznie tak samo jak piętnaście lat temu, gdy dane mu było go poznać w ruinach nie powstałej jeszcze świątyni Bahamuta. Tylko drobne zmarszczki wokół oczy świadczą o piętnie lat które powoli odciskają się na wojowniku. Jednak jego spokojna i jaśniejąca twarz okolona złotymi włosami wciąż tryska młodzieńczym wigorem. Chociaż już na szczęście nie ma w niej ani krzty arogancji, buty i piekielnego gniewu, który szpecił to oblicze jeszcze nie tak dawno temu.
Nie odzywa się też dlatego, iż zbyt dobrze zna wojownika by wiedzieć, że to nie koniec spowiedzi.
- Zaprzepaściłem to Cedryku. Wszystko co miałem - spalone płomieniem dumy i arogancji.
Niczym źdźbło trawy w oddechu smoka.
- W jasnych niczym lazur Wybrzeża mieczy oczach Gabriela pojawia się smutek i tęsknota.
Teraz to już koniec.

Jednak Cedryk nie chce odpuścić. Martwi się. Martwi się o niego mimo wszystko.
-Przykro mi przyjacielu. Miałem nadzieję że tu w Candlekeep odnajdziesz to czego szukałeś.
- Wżdy w żadnej księdze zbawienia nie odnajdę. I nie liczę już na to. Bo tylko Pan zna odpowiedź.
-A ukojenie?
-Tak.-
Sanguinor delikatnie się uśmiechnął podchodząc do bibliotekarza. Położył mu dłoń na ramieniu: - To niejako znalazłem. - Obaj mężczyźni ruszyli w stronę zejścia z tarasu.
-Czytałem o dzieciach Oghmy zaklętych w obrazach na wieki. O ludziach strąconych w Otchłań za życia. O niewolnikach podziemnych ras. I wiem jak błądziłem. Rozumiem że los który przypadł mi w udziale tak naprawdę był łaską. Łaską zrozumienia. Mój Nauczyciel pokazał mi drogę której nie znałem. Mój Pan pokazał mi życie którym gardziłem. I jestem mu za to wdzięczen. Acz długa droga przede mną Cedryku. Wiesz to sam. Byłeś tam 15 lat temu. Czytałem Twój rękopis - “Manipulacje Ras wyższych. Buta i aragancja kasty Panów”. Znajduje alegorię mój drogi. I wcale się jej nie wypieram. Świątynie Pana na poświęceniu niewinnych chciałem zbudować. Krzywdy niczyjej nie pragnąłem lecz w zaślepieniu swojem poszanowania i czci w maluczkich takoż nie miałem.
Zaiste lekcję zrozumiałem i choćby nie dane mi już nigdy w niebiosa się wznieść - żywota dokonam w służbie Jego. Ludzkiego żywota. A może gdy żal za utraconymi skrzydłami, żal za lotem w przestworzach zniknie zastąpione jednym jeno pragnieniem - chwały Pana - wtedy może to co utraciłem zostanie mi zwrócone. Ale
- Blondyn przerywa i przystaje:- Szukałeś mnie, czyż nie?
- Tak Gabrielu. Brat Wored potrzebuje Twej pomocy...


***
Przez chwilę zastanawia się czy wszystko jest w porządku - czy paski są dopięte, a zbroja błyszczy. Wyobraża sobie ich miny i głowił jakie zrobi wrażenie.
Stop! Szybko gani się za te myśli. Pycha i uwielbienie - nie tak łatwo wyplenić z serca, z drugiej strony Gabriel chce być pewien że potraktują go poważnie, że jaki jest dokładny i zdyscyplinowany.
Tak sobie to tłumaczy.
Mija zakręt poprawiając pasek zbroi i zauważa mnicha przed drzwiami.
-Witaj. - Gabriel uśmiecha się delikatnie, promieniując spokojem. Potem puka i obaj wchodzą do gabinetu Czytacza.
Staje przed nimi w pełnej krytej zbroi, choć bez hełmu. Z mieczem u pasa, choć bez tarczy. Z złotymi włosami spływającymi na pancerne ramiona i blado niebieski płaszcz.
Taksuje ich spokojnym błękitem oczu by po sekundzie uśmiechnąć się delikatnie i skłonić
-Bracie Czytaczu, Szanowne Panie, Cni Panowie - pozwólcie że się przedstawię - Gabriel Sanguinor - Paladyn zakonu Szponów Sprawiedliwości - skromny sługa Anioła Siedmiu Niebios, Niosącego Sprawiedliwość - Bahamuta - do Waszych usług.

 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline