Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2016, 21:59   #240
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gaspar przyglądał się przez chwilę im, po czym ruszył ku nim tuż po przebraniu w swe szaty. Skłonił się im obojgu, szarmancko machając kapeluszem. - Radujcie się, przyjdzie wam pomóc w szlachetnej misji spełnianej przez Azul Gato!
Dwójka spojrzała z zaskoczeniem na Gaspara i po wymienieniu między sobą spojrzeń odezwała się kobieta uśmiechając z niejakim rozbawieniem.
- Gato? Naprawdę? - spojrzała ponownie na bliźniaka - Wygrałeś.
Młody mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie.
-Tak. Gato. Ufam że ogólnie was wtajemniczono w sytuację?- spytał Gaspar niezrażony brakiem zachwytu u tej parki.
- Nie byłoby nas tu gdyby nas o niczym nie poinformowano. - odparł mężczyzna - Ale, że sam wspaniały Gato jest w to zamieszany? Ha! Niespodzianka! Wielkie dzięki, że się pojawiłeś, bo moja siostra upierała się, że jesteś tylko miejską legendą, pod którą kryje się sklerotyczny starzec. Dzięki tobie wygrałem pięć sztuk złota!
- Tylko nie przepij wszystkiego w jednym miejscu… - burknęła kobieta.
- Z pewnością autentyczny. Można dotknąć płaszcza i w ogóle. A więc mój plan jest taki, że wchodzimy po waszemu. Wy tu jesteście specjalistami od włamywania się. Musicie doprowadzić mnie do komnat gościnnych i zabezpieczyć to spotkanie z pewnym… szlacheckim wyciorem. W razie czego moja magia i sztuczki pomogą nam się ulotnić, ale to raczej ostateczność.
Mężczyzna spojrzał w kierunku posiadłości, zaś jego siostra spojrzała ciekawsko na Azul Gato.
- A odkąd to koci bohater potrzebuje pomocy nas, maluczkich, w dostaniu się i to do pewnego szlachcica?
- To… se… kret.- mruknął czarodziej przykładając palec do ust.- A poza tym, ten tutaj ponoć wielce drażliwy na punkcie bezpieczeństwa. Pewnie nie bez powodu.
- A masz jakiekolwiek pojęcie gdzie dokładnie on się znajduje? Włam to nie problem, ale dalej…
- Przypuszczam że w komnatach gościnnych.- ocenił Azul Gato.- Na miejscu czujki wypuszczę, jak już będziemy za barierą magicznych zabezpieczeń.
- Brałeś już kiedyś udział w takich akcjach? Z włamywaniem się i całą resztą? Czy tylko po dachach biegałeś?
- Brałem brałem…- machnął ręką Gato.- Znam się na tym, dlatego wiem kiedy moje własne siły nie wystarczą.
- To duża posiadłość, a my mamy jeszcze zabezpieczać twoje pogaduszki. Musimy wiedzieć jaki, o ile jakikolwiek, masz plan na to, co będzie po wdarciu się do środka. Tam zapewne jest sporo służby i straży. Byłeś ty kiedyś w takiej rezydencji?
- Nie raz. Przemkniemy bezpiecznie.- odparł Azul pocierając podstawę nosa.- Jeśli chcecie mieć rozrysowaną mapę posiadłości, rozkład posterunków straży i tym podobne, to skoro wasza pracodawczyni nie potrafiła jej załatwić, to ja tego z zadka jej nie wyciągnę. Nie odzyskam bowiem czasu, który zmarnowałem słuchając jej “światłych” rad.
Bliźnięta spojrzały po sobie uśmiechając się jakoś dziwnie, po czym kobieta skinęła głową.
- Tylko nie przeszkadzaj kotku, a wszystko pójdzie gładko i spotkasz się ze swoją słabostką, do której tak bardzo pragniesz się dostać.
- Nie zamierzam się wtrącać w robotę fachowców. Znam swoje możliwości i miejsce. O to się nie martwcie.- odparł z wesołym uśmiechem Azul Gato.



Poszło lepiej niż Gaspar mógł się spodziewać. Tych dwoje było profesjonalistami.

Musieli znać przynajmniej częściowe rozłożenie straży, jak i sposoby dostania się do środka nie frontowymi drzwiami, bo bez chwili wahania wybrali odpowiedni moment i miejsce na włam. Zgrabnie przedostali się przez ogrodzenie ogrodu, w odpowiednim momencie zatrzymywali Gaspara, aby jeden ze strażników przeszedł nic nieświadom obok nich. Nie zmieszali się na widok zabezpieczeń okna i po trochę dłuższej chwili stanęło ono otworem bez wszczynania jakiegokolwiek alarmu. Znaleźli się w kuchni pozbawionej żywego ducha, kiedy brat odezwał się cicho do Gaspara:
- Pokoje gościnne powinny znajdować się poziom wyżej. - wysupłał z pasa z masą kieszonek jedną niewielką buteleczkę - Proszę, taki prezent.
- Gato… - odezwała się równie cicho kobieta rozglądając po otoczeniu - Aż zgłodniałam. Zaprosisz mnie po wszystkim na kolację, hmm?
- Hmm… to zależy, czy lubisz… kolacje przy świetle księżyca, na dachu świątyni? Znam w budowli Sharess taki miły zakątek.- mruknął pół żartem pół serio Gaspar biorąc buteleczkę i chowając do bandolieru.- A co jest w tej fiolce?
- Musimy przedostać się do pokoi gościnnych, a niestety możemy natrafić na dwóch czy trzech strażników po drodze. Uznaj to za prezent, pomoże ci pozostać niezauważonym, o ile nie narobisz hałasu. - odparł mężczyzna, a zdanie kontynuowała kobieta.
- Ale jesteś kotkiem, a kotki stąpają cicho na swoich poduszeczkach. Co zaś się tyczy kolacji… - uśmiechnęła się - Nie pogardzę miejscem. - na te słowa jej brat wzniósł wzrok ku górze.
- Proponuję tam świętować wykonanie zadania, jeśli ty nie masz nic przeciwko i twój… brat.- mruknął cicho czarodziej zamierzając skorzystać z fiolki dopiero, gdy będzie ku temu potrzeba.- Od razu… szykuje się piękna noc, a ja nie mam planów na później.
- Cokolwiek. - mruknął mężczyzna, a kobieta wyszczerzyła się radośnie.
- Chodź, kotku. Idź za nami grzecznie, a wszystko pójdzie gładko.

Faktycznie, owa dwójka wiedziała co i jak robić. W pewnym momencie Gaspar nie wiedział już gdzie dokładnie się znajduje, bo wchodzili w różne korytarze, do różnych pokoi, a wszystko po to, żeby uniknąć strażników oraz domowników. Jeden raz rodzeństwo zakręciło się myląc drogę, ale zaraz wróciło na odpowiedni szlak… a przynajmniej Azul Gato miał taką nadzieję.

Mieli już wejść po schodach, gdy kobieta zatrzymała ruchem ręki Gaspara i szepnęła:
- Straż.
Sama wraz z bratem wyjęła taką samą buteleczkę, jaką dostał Wyrmspike dodając:
- Na górze jest dwóch. Przejdziemy obok nich i skręcimy w lewo, tam są pokoje gościnne.
Gaspar skinął głową i wypił zawartość darowanej wcześniej fioki podążając za rodzeństwem.
Rodzeństwo zaraz także opróżniło zawartości swoich buteleczek, które zapewniły im osłonę niewidzialności, jak i Gasparowi zapewniła jego.

Na górze faktycznie było dwóch stróżów domu i jego domowników oraz gości, ale w aktualnej chwili prowadzili cichą, acz pochłaniającą rozmowę i cała trójka włamywaczy dzięki osłonie niewidzialności przemknęła obok nich niezauważona. Znaleźli się w dość długim korytarzu pełnym pokoi i Gaspar mógł mieć wątpliwości gdzie konkretnie znajdzie Naraltana, gdyby nie ślepy strzał losu. Jedne z tych drzwi zostały niespodziewanie otwarte i z pomieszczenia wyszedł starszawy już szlachcic w odzieniu, które mogło zawstydzić pomniejsze rody, a Gaspar rozpoznał w tej osobie nikogo innego jak pana tej rezydencji.
- Zobaczysz. - odezwał się mężczyzna kierując swe słowa do wnętrza pokoju, z którego właśnie wyszedł - Wszystko pójdzie tak, jak powinno.
Po tych słowach starszawy szlachcic odwrócił się zamykając za sobą drzwi i ruszył korytarzem do schodów mijając ukrytą trójkę, a kiedy zniknął za załomem usłyszeli jeszcze, jak strażnicy, którzy ich "przepuścili" posłusznie raportują, że nie było żadnych problemów. Po krótkiej wymianie zdań ucichły wszystkie głosy, prócz szepczących między sobą ochroniarzy.
- No to wiemy gdzie mam wejść.- szepnął cicho Gaspar i ruszył w kierunku drzwi.- Dopilnujcie, by nikt mi nie przeszkadzał.
- Zrozumiane. - nadeszła odpowiedź od dwójki, która wciąż niewidzialna najpewniej ustawiła się na pozycjach.
Gaspar podkradł się pod drzwi i cichaczem nacisnął klamkę, wyciągając rapier z pochwy. Uchylił je lekko i zerknął do środka.
Ukryty pod osłoną niewidzialności koci bohater zobaczył dość bogato urządzony pokój gościnny, chociaż nie był on tak bogaty, jak mógł się spodziewać. Spore, dwuosobowe łoże zajmowało większość pomieszczenia, ale prócz niego znajdowały się także szafy na ubrania oraz regały z książkami oraz kunsztownie zdobione biurko, przy którym siedział nikt inny jak poszukiwany przez Gaspara Naraltan Wildhawk. Ojciec Amandeusa był w dość dobrej formie, dbano o niego należycie, a w danym momencie był zajęty pisaniem zaostrzonym piórem jakiejś, zapewne, korespondencji. Kiedy usłyszał uchylanie się drzwi spojrzał w tamtą stronę i zapytawszy "Amondzie?" i nie dostawszy spodziewanej odpowiedzi od gospodarza, powrócił do pisania, ale lewą dłoń trzymał na przytroczonym do pasa rodowym mieczu, z którym najwyraźniej teraz się nie rozstawał.
Ostrze rapiera wbiło się delikatnie w szyję Naraltana krusząc iluzję niewidzialności, ale też sprawiając że Azul Gato pojawił się przed nim mając starca na swojej łasce.
- Od razu uprzedzam, że zabiję cię jeśli krzykniesz za głośno mój drogi. Nie jesteś mi potrzebny żywy… w każdym razie, martwy też mi się przysłużysz.- rzekł z wesołym uśmiechem Kocur.
Mina Naraltana była zaiste godna zapamiętania. Przeszło przez nią wiele emocji, od zaskoczenia, po złość, przez strach, determinację i zrezygnowanie. W końcu jednak zatrzymała się na wyrazie złości.
- Czego chcesz, pchlarzu? - warknął wściekle lord Wildhawk.
- Twojego życia starcze…- uśmiechnął się złośliwie Gaspar.- Sądziłeś że się tu skryjesz przede mną? Nie ma takiej mysiej dziury, która by cię ochroniła. Chcesz znać moją propozycję? Proszę bardzo… Napiszesz przyznanie się do winy. Opiszesz co robiłeś w posiadłości i opatrzysz swoim podpisem i pieczęcią. Napiszesz ładnie przyznanie się do winy i… pozwolę ci żyć. Pozwolę ci uciec nawet, bo uciekniesz… z miasta, z kraju… uciekniesz jak najdalej. Nie próbuj podważać tego dokumentu, że zostało napisane pod przymusem. Bo wtedy znów cię znajdę i tym razem zabiję. Możesz też tego nie zrobić… a wtedy zabiję cię od razu. Tak czy siak… ja wygrywam.
Tym razem spojrzenie lorda wyrażało tylko czystą wściekłość.
- Jesteś z siebie zadowolony, wszarzu? Och, tak. Wielki Azul Gato w końcu dopiął swego, prawda? Po co ci moje przyznanie się do winy, co ci to da? Tobie, który nie zna całej prawdy, a jedynie spekuluje?
- Wyciągnie twego syna z więzienia. I tak…. będę zadowolony, gdy to się stanie. Choć jeden dobry dramaturg doceniający moje działania nie będzie gnił w lochach.- stwierdził z rozbrajającą “szczerością” Kocur.- Muszę dbać o mój wizerunek opluwany z tak wielu stron.
- Narcystyczny futrzak, narcystycznym futrzakiem zostanie. - burknął Naraltan, a Gato mógł być tylko wdzięczny niebiosom, że wzrok starszego lorda nie zabijał - Chodzi ci o tego niewdzięcznika z mojej krwi? Tylko po to zadałeś sobie trudu odszukania mnie?
- Widok ciebie uciekającego co koń wyskoczył przed karą także sprawi mi przyjemność.- odparł z szerokim uśmiechem Azul Gato i dodał szeptem.- I nie łudź się. Nie musiałem odszukać. Zawsze wiedziałem gdzie jesteś i co robisz? Ten kot ma swoje myszki pośród twych ludzi twych przyjaciół. Nigdy cię nie zgubiłem Naraltanie.
Lord parsknął z ironicznym rozbawieniem.
- Myślisz, że mnie wkręcisz w twoje mierne historyjki, jakie wymyślają dramatokleci? Nie, kocurku, nie masz takich ostrych pazurków jakbyś chciał, a ja jestem za stary na te gierki własnym, rozbuchanym ego.
- Wierz sobie w co chcesz mój drogi. A teraz bierz się za pisanie ładnie o swoich zbrodniach. Możesz całą prawdę wyłuszczyć, nawet tą której nie znam. Byleby to była prawda Naraltanie.- wzruszył ramionami Gaspar.
- Prawd jest wiele, każda o innej twarzy. Mówisz o moich zbrodniach, a ja nie widzę w tym wszystkim żadnej zbrodni, nawet to, że stwierdziłem, iż Amandeus chciał mnie zabić to prawda. Skończyło się na słowach, ale to wystarczająco wiele.
- Trzymajmy się czynów nie słów. Ładnie je opisz i szczerze Naraltanie. Zobaczymy jak prawdę twoich czynów osądzą inni.-nieco mocniej przycisnął rapier do szyi starca.- No.. bierz się do pisania, zanim uznam że lepiej jednak cię zabić.
- Wyobraź sobie jednak co by było gdybyś mnie zabił. Z całą pewnością ciebie obarczono by winą, a wtedy… Cóż… Twój wizerunek po morderstwie starego lorda tym bardziej ucierpiałby. - uśmiechnął się złośliwie Naraltan.
- Może u zadufanych szlachciców takich jak ty, ale na ulicy… lubią jak ktoś pokazuje bogaczom, że nie stoją ponad prawem. Poza tym… wierz mi, im dłużej cię słucham tym większą ochotę mam na wbicie ci twojego własnego miecza prosto w twój zadek. A przecież będąc żywym nie pozwolisz sobie tego zrobić, prawda?- uśmiechnął się sadystycznie Azul Gato.
- Śmiej się śmiej… - warknął lord - Pewnie gdyby nie sytuacja z Amandeusem nawet nie ruszyłbyś zadku do tego wszystkiego. - wyciągnął ze stosiku czystą kartkę papieru i powoli zaczął zapełniać starannym, niewielkim pismem.
- Widać bogowie czuwali... ci których ponoć nie ma.- stwierdził ironicznie Gaspar pilnując by szlachcic pisał to co powinien napisać. Obciążającą go prawdę.

Z obciążającą prawdą był problem. Naraltan pisał, że faktycznie miał w rezydencji tych, którzy byli wrodzy bogom, ale wszystko działo się poza jego wpływem. Nie miał żadnego wpływu bowiem na tych szaleńców, a wszystkim dowodził Prawdziwie Widzący, który swymi słowami namieszał mu w głowie w sposób, którego wyjaśnić nie umie i dzięki temu zdołał przejąć kontrolę nad jego rezydencją, a później samo już własnym rozpędem wszystko się toczyło. Zaznaczył także, że on sam niczemu nie przewodził i nie przykładał ręki do szalonej działalności kultystów i był więźniem we własnym domu. Na tym przestał pisać.
- Powiedziałem... prawdę. Jeżeli dalej będziesz pisał kłamstwa, nie jesteś mi potrzebny żywy.- mruknął Gaspar mocniej dociskając ostrze.- Bo więźniem to ty nie byłeś.
- Nie opuszczałem rezydencji? Nie opuszczałem, bo i nie mogłem, a to z woli tego Prawdziwie Widzącego. - prychnął Naraltan.
- Ale też nie byłeś więźniem… Więźniowie siedzą w celach pod przymusem i zwykle mają strażników, którzy pilnują ich siłą. Ty nie… Za to masz tendencję do testowania mojej cierpliwości. Mam ci pozostawić podpis na policzku zanim stąd wyjdę, czy też zaczniesz współpracować?- mruknął złowieszczo Gaspar.
Naraltan warknął rozeźlony, ale skreślił twierdzenie jakoby był więźniem.
- Teraz jesteś zadowolony?
- Przejdźmy do opowieści o ostatniej nocy i tym razem bez dialektyki proszę. Fakty i wydarzenia. Także nie zapomnij wspomnieć iż Amandeus nie planował żadnej zasadzki na twe życie.- uśmiechnął się złośliwie Wyrmspike.
Naraltan był wściekły, ale jednocześnie była to bezsilna wściekłość. Napisał sucho, że miała to być noc jak każda poprzednia, na której Prawdziwie Widzący "nauczał". Widział tam dwóch mężczyzn, których później zabrała straż, ale wyszedł w połowie całego zajścia. Udał się do swojego gabinetu gdzie po pewnym czasie przyprowadzono Amandeusa, jednak wraz za nim przyszedł także horror zakuty w czarną zbroję. To on groził mu, w najlepszym wypadku, śmiercią, jeżeli nie poprowadzi do zgromadzenia. Później natrafił na Azul Gato, który jako kolejny groził jego osobie i wraz z nim oraz z synem udali się do kaplicy Siamoprhe, w której rozgrywał się dramat.
- Zadowolony? - mruknął Naraltan.
- Dopisz jeszcze o wydarzeniach w kaplicy Siamorphe. Oraz potwierdź autentyczność swym podpisem i rodową pieczęcią.- przypomniał Gaspar.
Dużo nie było do dopisania, jako że sam Naraltan wiedział tylko tyle, co i sam Gaspar. Po zakończeniu podpisał się i zapieczętował całość rodową pieczęcią.
- No… to teraz pozostanie ci jeszcze znalezienie chyżego rumaka i oddalenie się jak najszybciej od Waterdeep i mnie. Bo jeśli ponownie się spotkamy mój drogi Naraltanie… to nie dożyjesz następnego dnia.- odparł z uśmiechem Gaspar i walnął starego szlachcica z całej siły w twarz koszową osłoną swojego rapiera by go ogłuszyć.
Naraltan nawet nie zdołał zareagować w porę, nie mówiąc już o odpowiedzi. Rażony uderzeniem Gaspara oklapł nieprzytomny na krześle.
Azul Gato zabrał dokument i schował go ostrożnie w swoim bandolecie, po czym cicho wyszedł na korytarz i szepnął.- To gdzie jesteście?
- Przy tobie. - rozległ się kobiecy szept nieopodal Azul Gato.
- Podajcie mi więc swe rączki i znikajmy stąd?- Kocur wyciągnął dłonie, by mogli je chwycić.
- Na pierwszej randce? - usłyszał rozbawiony szept kobiety, po czym poczuł chwyt na obu swoich dłoniach.
- W sumie.. sięgajmy tam gdzie wzrok nie sięga?- mruknął Gaspar i wyszeptał inne słowa. Magii teleportacyjnej, by przenieść siebie i dwójkę towarzyszy do świątyni Sharess. Obecnie pustej i zapomnianej przez wszystkich.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline