Kolacja pozwoliła zaspokoić głód, a nocleg, chociaż nie w porządnym zajeździe, a w namiocie, lepszy był niż noc spędzona pod gołym niebem.
W sumie, chociaż nie wszyscy Zakapturzeni byli zadowoleni z gości, Gaspard nie narzekał.
Podobnie jak i z zadania, jakie mieli do wykonania.
* * *
Nagła zmiana planów nie wpłynęła zbyt pozytywnie na humor Gasparda. Co innego iść do przeklętego kurhanu w dwa tuziny zdolnych do walki osób, co innego raptem w sześć.
Czy Bezimienny nagle postanowił oszczędzać swoich ludzi i wysłał do walki kogoś, na kim mu nie zależało?
Zapewne nie... bo sprawa wnet by się wydała, a herszt banitów straciłby twarz wśród swoich. Zapewne mówił prawdę, ale bez względu na wszystko mógł przydzielić większą pomoc, a nie tylko dwóch ludzi, którzy i tak mieli być tylko obserwatorami.
* * *
O tym, że pomoc by się zdała, okazało się zanim wkroczyli do wnętrza kurchanu. Dwaj zwierzoludzie nie wyglądali na takich, którzy daliby się pokonać w parę sekund. Poczęstowanie ich paroma strzałami z pewnością nie przyniosłoby oczekiwanego efektu.
- Może by ich wywabić? - zasugerował Gaspard. - Oni nie wyglądają na zbyt lotnych. Gdyby tak ktoś się pojawił na skraju lasu, sam, może by za nim pogonili?