tajniacki blep | Dzień I - Ilham i Dominica cz. 1 Dominice udało się dojść do dziewczyny, która siedziała zdezorientowana na piasku.
- Wszystko okej? - zaczęła, kucając obok.
Ilham drgnęła, odwracając twarz w kierunku kobiety. Po szeroko otwartych, błyszczących oczach, sądzić można było, iż jeszcze nie do końca uporała się z wydarzeniami ostatnich godzin.
- Jestem cała. - Cichy głos wydobył się z popękanych od słonej wody warg. Mówiła z silnym, arabskim akcentem. Mówiła jednak płynnie i pewnie. - Nic ci nie jest?
Ilham dosłownie nie zwróciła uwagi w jakim języku zadała pytanie Dominica. Zrozumiała i odpowiedziała, a Dominika nawet nie zwróciła uwagi na akcent, a co dopiero na język. Zrozumiała przecież co mówiła do niej Ilham.
- Nie, chyba nie. Jakieś otarcia - pokazała dziewczynie swój nadgarstek - i może kilka siniaków. Poza tym zgubiłam czapkę i bluzę. - Dodała nieco smutniej, wzruszając ramionami i palcem wskazując na swój cienki top. - A ty? Dasz radę wstać? Trzeba by sprawdzić, czy jesteśmy tu tylko we dwie, czy może znajdziemy jeszcze kogoś.
Dziewczyna w piżamie pokiwała głową, odwiązując warkocz, który schnąc na słońcu był niczym zaciskający się powróz.
- Może… może zaczekajmy na ekipę ratunkową? - przebąknęła wstając niepewnie na równe nogi. Bose stopy zatopiły się w ciepłym piasku, prawdopodobnie prywatnej plaży jakiegoś bogatego Niemca. Rozkładając i otrzepując z wody chustę, rozejrzała się wokoło, czując jak pot zaczyna rosić jej czoło. Było gorąco… bardzo gorąco. Wprawdzie była przyzwyczajona do takich temperatur, ale czy w Europie nie był przypadkiem bardziej umiarkowany klimat?
Mimowolnie Ilham zadarła głowę, spoglądając na słońce.
Dwie rozżarzone gwiazdy, niczym ślepia piekielnego potwora, wpatrywały się w nią na samym środku błękitnego nieboskłonu. Dziewczyna zmrużyła oczy, przez kilka sekund wytrzymując bijący od nich blask, a potem jej mózg jakby zaskoczył.
Zlękniona Iranka spojrzała na swoją rozmówczynię, następnie na palmy, na trupy, i ponownie na kobietę przed sobą.
Ona nie była w Niemczech… nie była nawet w Europie… trafiła do PIEKŁA. Przerażona chwyciła się za włosy, cofając się od Dominici, a krzyk jaki wydobył się z jej ust był niczym syrena alarmowa ostrzegająca przed nalotem.
Nica zaskoczona cofnęła się o krok. Jej towarzyszka niedoli należała chyba do tej grupy ludzi, która ciężko znosiła grozę, kiedy takowa spadała na człowieka.
- Spokojnie, hej, młoda, spokojnie - zaczęła, podchodząc delikatnie do dziewczyny, i próbując pogłaskać ją po ramieniu. - Mam na imię Dominica, a ty?! - Miała nadzieję, że przekrzyczy nieznajomą i przykuje jej uwagę swoja… no właśnie czym? Próbą bycia normalnym w nienormalnej sytuacji? Tak, chyba jakąś opcję trzeba było wybrać. A Nica wiedziała, że na pewno nie da się zamknąć w wariatkowie po tym, jak służby, które niewątpliwie już dawno wiedzą o katastrofie i ich szukają, tu dotrą. Wróci po prostu normalnie do domu, licząc na sowite odszkodowanie od armatora całej tej… przeprawy.
Ilham zaświszczało w gardle, gdy pozbyła się całej zawartości powietrza w płucach, a opuchnięta krtań z trudem otworzyła się po kolejną dawkę tlenu. Z napuchniętych i czerwonych oczu popłynęły rzęsiste łzy, a sama sylwetka dziewczyny zwiotczała, zgarbiła się i upadła na piach w geście całkowitego poddania i zrezygnowania.
Wiedziała, że grzeszyła w swoim życiu, czasem mniej… czasem bardziej. Była jednak przykładną muzułmanką. Modliła się pięć razy w ciągu dnia, pościła w Ramadan, dawała jałmużnę, co piątek chodziła do meczetu. Planowała pielgrzymkę do Mekki… I WSZYSTKO NA MARNE! BYŁA W PIEKLE! Jej dusza została potępiona na wieczność.
Ze zwieszoną głową, szlochała niczym opuszczone dziecko, owijając się zapiaszczoną chustą, jakby miała ją przed czymkolwiek obronić. Drżącym palcem wskazała rozmówczyni na niebo, rezygnując z dalszej konwersacji.
Nica nie zrobiła nic, kiedy nieznajoma wysunęła się spod jej palców i padła na piasek. A w zasadzie nie zrobiła nic, żeby ją powstrzymać, bo w tym samym momencie jednak po raz kolejny pokręciła głową i przewróciła oczami. Świetnie, psychicznie komuś odbija jeszcze nawet nie dobrą dobę po katastrofie. A co będzie potem? Uniosła jednak głowę, podążając za palcem leżącej i spojrzała w niebo.
Widok mógłby być przyjemny, soczyście niebieskie niebo, gdzieś w oddali mały, pierzasty baranek białej chmurki, wszystko sugerujące znakomitą pogodę, która mogłaby sugerować łatwiejsze przetrwanie… Jednak dwie kule słońca obecne na niebie nie były normalne. Słońca były blisko siebie. Jedno z nich świeciło bardzo jasno i przypominało w zupełności słońce jakie znała Nicka. Drugie było oddalone od pierwszego na oko o dwa razy wielkość pierwszego. Nie po linii prostej, a nieco niżej. Świeciło bardziej bladym, zimnym światłem.
- Uszkodziłam sobie wzrok - zadecydowała, oznajmiając to głośno, przecież to musiało być proste i oczywiste.
Dziewczyna u jej stóp przeszła z płaczu w gorliwe modły, szarpiące jej ciałem podczas rytmicznego bujania się w przód i w tył. Najwyraźniej była zbyt przerażona owym zjawiskiem, by aktualnie jako tako, czy nawet w ogóle, funkcjonować.
__________________ "Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab" |