Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2016, 16:35   #2
czajos
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
W drodze do wsi Perleib
Dwa tygodnie temu


Koń niósł niechętnie i co chwilę próbował odbić do krańca traktu by skubnąć trochę zarastającego go zielska. Maximilian nie był właścicielem tej chabety zwierzę należało do jednego z kolegów po fachu mężczyzny, który to przytulił ostatnio tłusty mieszek i pożyczył go łowcy na trasę. Podróż zapowiadała się całkiem znośnie, deszcz co prawda siąpił z nieba ale ani nie wiało ani nie było przesadnie zimno jak na tę porę roku, a dobry płaszcz i kapelusz z szerokim rondem świetnie chroniły przed taką drobną niedogodnością. Maximilian kierował się do wsi Perleib w której, jeżeli przypuszczenia łowcy były słuszne, ukrywał się neofita zakonu białego wilka niejaki Hans Shimmer który to nastał komuś silniejszemu na odcisk i teraz musiał za tą nieuprzejmość dać głowę. Ukrywał się nadmieńmy bardzo nieudanie, bo i to w karczmie i u handlarza końmi pozostawił oczywiste dla kogoś kto nie ma łba wypchanego sianem wskazówki mówiące gdzie się udaje.
Właśnie w tej chwili gdy Maximilan rozważał nad bezmiarem ludzkiej głupoty jego oczom ukazała się wieś Perleib która majestatycznie wyłoniła się zza pagórka na który wspinał się koń z jeźdźcem na grzbiecie. Luźne zgrupowanie około 20 domostw było otoczone przez większe i mniejsze gospodarstwa co mile zaskoczyło Maximiliana. W takiej liczącej pewno z dwie setki dusz osadzie nie będzie zapewne jedynym przejezdnym, a dobiegające już z oddali odgłosy krzątaniny świadczyły, że dodatkowo trafił on na dzień targowy co dodatkowo ułatwiało zachowani anonimowości. Plan był prosty, Maximilian wiedział, że Hans ma tu we wsi rodzinę, konkretnie mieszkała tu jego siostra z mężem i kilkorgiem dzieci. Neoneta z pewnością nie ukrywa się u nich w domu ale czemuż nie mieli by go nie przechować w stodole czy hlewniku oddalonym od obejścia? A jeżeli tak to Hansowi ktoś z pewnością przynosił jedzenie, bo raczej sam nie paradował on po ulicy biegając za sprawunkami.

Wywiedzenie się gdzie mieszkają Shimmanowie nie było trudne, handlarz skór po próbie sprzedania łowcy króliczych skórek "tak miękkich, że szlachetna Panienka nie pogardziła by wykonanymi z niej rękawicami" opisał mu szybko i bez problemu drogę i już po dwóch pacierzach oczom Maximmiliana ukazał się przybytek rodziny jego ofiary. Całkiem spory parterowy domek nie był może bogaty ale widać było, że rodzina w nim mieszkająca stara się go utrzymać w jak najlepszym stanie. Na podwórzu bawiła się trójka dzieci wszystkie w podobnym wieku koło 4 do 6 wiosny. Chłopiec który chyba był najstarszy gonił z kulą błocka w dłoni dwie dziewczynki które uciekały z przeszywającym czaszkę piskiem. Ta trójka nie było Maximilianowi do niczego potrzebna, dzieci były zbyt młode by powierzyć im jakiekolwiek ważne zajęcie, nie wspominając już o takim które wymagało by dyskrecji. Konia zawczasu Maximilian zostawił w zajeździe do którego, jak się zapowiadało, rychło wróci, bo teraz w południe, Państwo Shimmer na pewno nie zechcą zajmować się niczym podejrzanym. Maximilian przypatrzył jeszcze matkę dzieciaków która chwilę po pisku dziewczynek wychyliła się na chwile przez rozchylone okiennice i odszedł w stronę zajazdu. Karczma pod ciśniętym kamieniem była obskurną dziurą pełna wagebundów, terminowych pracowników i obmierzłych ochlapusów. Żarcie, bo jedzeniem paskudnej masy nie dało się nazwać , śmierdziało przypalonym kotłem , piwo było słabe i smakowało drożdżami na dodatek komin w kuchni pewno był przytkany bo w całej izbie dym gryzł w oczy. Maximilian już sobie wyobrażał ile robactwa, pluskiew i wszy musi się czaić w siennikach w pokojach i składał modły do młotodzierrzcy, że nie musi tu nocować. Plan zakładał w prawdzie pozostanie w karczmie aż do wieczora ale zastane tam warunki jakoś go zniechęciły. Odjechał on więc na granice jakiegoś gospodarstwa i spędził resztę dnia oparty o wielkie korzenie klonu. W pewnej chwili chyba nawet przysnął owinięty w płaszcz i aż się zdziwił gdy okazało się, że jego sakiewka i buty dalej są tam gdzie je zostawił.
~ Uroki życia na prowincji ~ pomyślał.

Słońce w końcu jednak zaczęło chylić się ku zachodowi. Maximilian udał się pod dom Shummanów, jeszcze gdy był tu w południe upatrzy sobie drewutnie na sąsiadującej ziemi skąd świetnie było widać drzwi interesującego go obejścia. Łowca przywarował tam i czekał czy coś się wydarzy. Nie zawiódł się, gdy księżyc zdołał już przebyć po niebie spory kawałek drzwi domu otworzyły się, a z wnętrza wyszedł brodaty mężczyzna niosąc kosz i opasły zaszpuntowany gąsior. Jak nic szwagier neofity. Maksimilian udał się za mężczyzną z łatwością śledząc go bo ten rozpalił gdy opuścił już teren miejski i wchodząc w las pochodnie która nie dość, że spowodowała , że zgubienie go było niemal niemożliwe to jeszcze oślepiała go i ukrywała w mroku Łowcę. Szwagier szedł pewnie wydeptaną ścieżką i widać było po sposobie poruszania, że trasa jest mu dobrze znana. Po około 10 pacieżach gdy Maksimilan zaczął się już zastanawiać czy brodacz nie wybiera się przypadkiem do kolejnej wsi w oddali spostrzegł on światło. Struga jasności kładła się wąską linią po drzewach i po chwili okazało się, że to ognisko prześwituje przez szparę w deskach zapuszczonej chaty, niemalże szałasu , skrytego w gęstwinie.
- To ja Hains - powiedział bynajmniej nie ściszonym głosem brodacz i zastukał gąsiorem w jedną z dech.
Ze środka chaty wychyliła chuda persona o zapadniętych oczach i szczecinie rzadkich jasnych włosów na głowie. Wypisz wymaluj człowiek z zlecenia.
- Czymasz się chłopie - zagadał do mnicha przekazując mu kosz i gąsior.
Ten odpowiedział coś czego Maximilian nie dosłyszał, ale po zdawkowym skinieniu głową wnioskował, że życie na łonie natury nie specjalnie przypasowało członkowi kleru.
Mężczyźni rozmawiali jeszcze chwilę konspiracyjnie ściszonymi głosami, widać niepokój mnicha przeszedł na szwagra, a łowca skorzystał z okazji i wycofał się i skrył w sosnowym młodniku. Nie było potrzeby pod słuchuchiwać Maximiliana gówno obchodziły gadki i grzeszki neofity, ofiara została już pochwycona po prostu jeszcze o tym nie wiedziała, a to cieszyło łowcę głów najbardziej. Teraz musiał tylko poczekać aż szwagier mnicha odejdzie , nie chciał się szarpać z dwójką. Poza tym 30 koron za żywego zawsze się należało. Miał tylko nadzieje, że lokalny justycjariusz nie będzie robił problemów i weźmie na swoje barki dostarczenie ściganego do Altdorfu, bo trzepanie się z tym obwiesiem przez tydzień drogi do stolicy wcale się mu nie uśmiechało.

Wszystko miało pójść miło i łatwo, ale wyszło jak zawsze, zły jak bąk Maksymilian tłukł otwartą dłonią po mordzie mnicha, a ten za nic w świecie nie chciał się obudzić. Maximilian musiał za mocno szurnąć go po łbie pałką bo po zaledwie kilku chwilach mnich gapił się pustymi oczami w nocne niebo.
~Tak oto 15 koron poszło się pierdolić~ pomyślał ciągle zły na siebie Maximilian.
Za trupa dostanie tylko piętnaście.

Łowca dostarczył trupa do ,hucznie mówiąc, posterunku Justycjariuszy i tam po standardowych przepychankach o to czy to poszukiwany z obrazka czy nie odebrał dokumenty upoważniające go do odbioru gratyfikacji w Altdorfie i ruszył w drogę. Gdyby był gdzieś bliżej truchło zawiózł by ze sobą ale po tygodniu w Altdorfie mógł by okazać w najlepszym razie rozpadające się resztki i dodatkowo nabył by się pewno jakiejś obrzydliwej choroby.

Tydzień temu
Altdorf


I tu znowu wszystko miało pójść jak składka, Maximilian wrócił do karczmy gdzie miał swoją kwaterę i oddał konia. Wymył się, objadł do słodkiego przesytu i zdrowo wychlał, a gdy szum w głowie minął ruszył do pałacu burgrabiego po nagrodę.

Chłopaki z miejskiej milicji wykazali się niemałym sprytem Maximilian oddał dokumenty i grzecznie udał się do kasy po gratyfikacje ale nawet tam nie dotarł. W jednym z pokoików przez który przechodził zaczaiło się na niego czterech zuchów. Gdy tylko przeszedł przez futrynę jeden zdzielił go w brzuch pałą tak silnie, że łowca zwalił się na podłogę a następnie wszyscy przystąpili do butowania aż łowca przestał się poruszać.

I tak oto Maximilian wylądował w dolnej wieży kazamatów straży świątynnej. Tutaj miał w ciemności, zimnie i bez chociażby kubka wody czy okrucha strawy czekać na poprzedzoną torturami śmierć. Nikt mu nie powiedział za co właściwie go wsadzono. Dopiero z plotek strażników wywiedział się o co chodzi. Nagroda z głowy zbiega została zdjęta tydzień temu, podobno na rozkaz samego Przeora. A łowca sam przyniósł pod pieczętowany papier, który głosił, że zabił niewinnego człowieka.

Piątka gości która pojawiła się parę dni później nie była zaskoczeniem, Maximilian myślał tylko, że obudzi się na czarnym wózku który zawiezie go na rynek gdzie poddadzą go kaźni, a stało się jednak inaczej......

Teraźniejszość
Gdzieś w mrokach lochu

Maximiliam obudził się po ciężkim wpierdolu jaki spuściła mu piątka osiłków bo coś paskudnie wrzynało mu się w dłoń podłożoną pod bark. Łowca wyjął dłoń, a klatka w której wisiał zachybotała się nieznacznie. Oczy mężczyzny rozwarły się natychmiast i z przerażeniem zdały sobie sprawę , że wisi on dobre 20 łokci nad ziemią. Średniego wzrostu, kruczoczarnych włosy mężczyzna zamarł w klatce niczym owad w odłamku bursztynu. Był niemal goły nie wliczając jakichś obdartych spodni, a loch nie specjalnie ciepły , a po jego plecach i tak pot płynął strumieniami. Perliste krople skrzyły się także na jego ramionach z czego prawe idealnie widoczne przez jego sąsiada było poznaczone gigantyczną blizną po oparzeni, oparzelina ogarniała cały region między łokciem, a barkiem i rozlewała się dodatkowo na łopatkę. Twarz i szyja męża na szczęście ocalała od pożogi i gdyby nie to, że aktualnie była ściągnięta skrajnym przerażenie na pewno łapała by w tłumie spojrzenia dam.

Maximilian nienawidził wysokości, a wizja wiszenia w stalowej klatce tak wysoko nad zaostrzoną w dodatku stalowymi prętami podłogą miał nadzieję oglądać tylko w najsroższych koszmarach. Łowca rozejrzał się ostrożnie tak by przypadkiem nie poruszyć głową, a przez to i klatką która była jego wiezieniem. Jego wzrok zatrzymał się na obręczy która łączyła klatkę z sufitem i wpatrzył się w nią jak w wyrocznie. Była solidna i gruba co prawdę lekko nadżarta przez rdzę ale to i tak nie uspokoiło mężczyzny który miał wrażenie, że grube żeliwo zaraz trzaśnie niczym suchy patyk i pośle go na pewną śmierć.

Klatka po prawej zachybotała i gdy Maximilian zobaczył jak jego kompan w niedoli zachybotał stalowym tworem jęknął jak przygniatany ciężarem dupska Hrabiny kanapowy piesek.

- Gdzie my jesteśmy do chuja - powiedział niemalże szeptem gdy spojrzenia jego i mężczyzny po prawej spotkały się.

W jego głowie krążyły dziesiątki pytań.

Co tu robią ? Jak się tu znaleźli ? Czemu akurat w takim miejscu, przecież to pomieszczenie jest wielkie jak jakaś pierdolona katedra, no ,a przynajmniej tak wysokie ? I co ktoś równie potężny by pozwolić sobie na coś takiego może chcieć od niego ? Cy to nie przypadkiem Przeor ?
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy

Ostatnio edytowane przez czajos : 08-10-2016 o 17:32.
czajos jest offline