Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2016, 15:23   #10
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Drzwi otworzyły się ze zgrzytem i do celi Karla wtoczyło się kilku kwadratowych osobników, których nie sposób było pomylić z niosącymi pomoc i pociechę wyznawcami Shallyi.
Oblicza dżentelmenów, sugerujące, że proweniencja ich nie była do końca ludzka, świńska raczej lub nawet dzicza, były Karlowi dobrze znane - charakteryzowały ludzi będących pracownikami fizycznymi półświatka, ekspertami od mowy ciała.
Pojawiali się, gdy konwencjonalne metody komunikacji zawodziły i konieczne były środki bardziej przekonujące, niż rozmowa, krzyki, groźby nawet, o słowie pisanym nie wspominając.
Karl był pewien, że wiedział, kto ich przysłał i w jakim celu, ale jak zwykle, udał głupka.
- Panowie, ja jestem zwykły kryminalny, nie żaden polityczny! - powiedział, cofając się pod ścianę.
Oświadczenie to nie przyniosło niestety żadnych skutków i silnoręcy bez zwłoki wzięli się do bicia.
- Zeznam! - krzyknął Karl, przyjmując pozycję embrionalną i osłaniając rękoma głowę. - Wszystko zeznam, co chcecie! Dam na papier!
I ta propozycja pozostała bez odpowiedzi, podczas gdy bicie kontynuowano. Jak długo, Karl nie wiedział, bo stracił przytomność.

***

Ocknął się, ale nie otworzył oczu na wypadek, gdyby karki nadal były gdzieś w pobliżu i tylko czekały na podobny znak świadomości, będący, jak wiadomo, prowokacją i usprawiedliwieniem dla dalszego bicia.
Leżał więc i nasłuchiwał, póki nie nabrał przekonania, że silnoręcy zniknęli. Otworzył w końcu oczy i zabrał się do przeglądu uszkodzeń.
Jako, że już sama ta czynność była utrudniona i bolesna, oczywistym było, że ma spuchnięty pysk.
Dalsza inspekcja nie wykazała jednak żadnych poważnych ubytków cielesnych, a zwykłe siniaki, opuchlizny, zadrapania, rozcięcia, strupy i podejrzanie niestabilne zęby.
Ot, sobota rano.

Otoczenie zmieniło się jednak znacznie.
Nie był już w pojedynczej celi, do której, jak podejrzewał, niedługo zatęskni, a jakimś dużym lochu. A konkretniej w klatce zwisającej na łańcuchu ze sklepienia dużego lochu.
W głębi trzy pary drzwi, wyposażenie do tortur albo zestaw początkującego, wyjątkowo niewprawnego dentysty, pod klatką posadzka z kolcami. Żyć, nie umierać.
I towarzysz.
W takiej samej klatce, tak samo poturbowany, tak samo zdezorientowany.
- Gdzie my jesteśmy, do chuja? - padło pytanie.
Karl odchrząknął, splunął zabarwioną krwią śliną.
- Liczyłem, że jesteś już zaznajomiony z tym kurortem i mógłbyś mnie oprowadzić, ale cóż. Na służbę też, widzę, nie ma co liczyć, a pokojówki powinno się wychłostać.
Powiedz, dobry człowieku, czy to
- wskazał na drugi łańcuch, ten zakończony obręczą - dzwonek wzywający obsługę? Korzystałeś już z niego?
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 10-10-2016 o 16:23.
Cohen jest offline