Co za okropna noc... - pomyślał w duchu Danar. Tyle zła, tyle okropności w tak krótkim czasie... To dla niego zbyt wiele. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem się z takim okrucieństwem czegokolwiek. Nawet zwierzęta zabijały tylko z konieczności, a te przebrzydłe istoty... one się bawiły nami, gdyby chciały, mogłyby nas wykończyć znacznie wcześniej. - Danar czuł to przez cały czas, wiedział też, że nie chciałby już tu nigdy więcej wrócić. - Ale co robić? Zdezerterować, uciec, tak po prostu? A może ktoś tam żyje? Na pewno, przecież słyszałem jakieś wrzaski.
- Plan jest taki. – odwrócił się do swoich towarzyszy. – Wracamy do miasta, zbieramy wszystkich ocalałych, którzy przeżyli atak zwierzoludzi i wynosimy ich stąd w jednym kawałku. Wszyscy rozumieją o co chodzi? – spojrzał pytająco na tego Kislevczyka, stwarzał trochę problemów, bo nie dało się z nim dogadać w normalny sposób, ale wydawał się być kumaty.
Danar wychylił się zza drzewa, aby ocenić sytuację. Chwycił łuk do lewej ręki, a prawą wyjął strzałę z kołczanu. |