Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2016, 19:00   #24
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Życz mi powodzenia - uściskał jeszcze raz ojca i poleciał do pokoju. Szybka kąpiel i dokończył pakowanie. Zabrał komputer, urządzenie holograficzne starannie schował do małego pudełeczka i wyłożył szmatkami. Przewoził tak części do komputerów w przeszłości, grunt to ciasne ułożenie zapewniające dobrą amortyzacje. Schował je do wewnętrznej kieszeni swojego syntjedwabiu. Do tego mała walizeczka. Ciuchy na zmianę kilka narzędzi bez których czuł się jak bez ręki. Po 30 minutach był w drodze na spotkanie z Alim

Wyszedł pospiesznie z domu. Mocno wiało. Nad miastem zalegała gruba warstwa szarych chmur. Mroźne podmuchy powodowały, że latarnie, którymi udekorowane było miasto chwiały się na wszystkie strony, niektóre pozwiewane zostały z uchwytów i toczyły się po ulicach, bądź zalegały już w pół-przysypane w zaspach. Ludzie zamykali okna, spoglądali trwożnie w niebo. Inżynier jednak nie zaszedł zbyt daleko. Zza rogu nagle wyłonił się młody mnich o bladawej piegowatej skórze, pod habitem widać było skrawek rudego loka. Jego piwne oczy zdawały się być bardzo czujne i uważne.

- Walton? - zapytał grzecznie, choć po jego głosie słychać było, iż był niemal pewny, że dobrze go rozpoznał. - Przydzielono mnie jako pańskiego spowiednika. Czy miałby mistrz chwilę, by ze mną porozmawiać?

- Naturalnie, brat Natos prawda? Miło brata poznać. Stanton Walton jak już brat zapewne wie. Wejdziemy? - należało wykazać dobre maniery. Stanton jednak w wolnej chwili planował zniknąć na chwilę, Avestianinowi z oczu i powiedzieć Aliemu o minimalnym opóźnieniu. Spowodowanym obecnością duchownego. Kilka minut ich nie zbawi a brat nie brat, Avestianin czy nie... głupio zbyć drugiego człowieka. Który przyszedł do niego w jakiejś sprawie. Miał nadzieję, że jakoś wyjaśni na jakiej podstawie został mu “przydzielony”. Stanton kompletnie tego nie rozumiał.

Młody zakonnik skinął głową z wdzięcznością i korzystając z zaproszenia wszedł do domu, usadawiając się na wskazanym mu fotelu. Gdy już oboje zajęli miejsca, zaczął:
- Przepraszam, że zjawiam się nie w porę, jednak nie tak łatwo dotrzeć w te wasze północne strony i nie mogłem wybrzydzać w terminach przyjazdu - rozejrzał się z zaciekawieniem po wnętrzu. - Przydzielono mnie mistrzowi na podstawie najnowszej bulli błogosławionego Patriarchy, nie wiem czy ogłoszono ją już na Cadavusie?

Widząc, że rozmówca nie do końca wie, o co mu chodzi, kontynuował. Jego ton głosu był spokojny, wydawał się uprzejmy i otwarty… i dość dojrzały jak na swój młody wygląd.

- Chodzi o zagrożenie dla duszy, na które narażeni są obcujący z zaawansowaną technologią. Według mądrości Patriarchy winni oni posiadać osobistych spowiedników, którzy towarzyszyć im będą w miejscu ich zamieszkania i pracy, by dbać na co dzień o ich… higienię duchową… jeśli wolno mi to tak wyrazić…
Podał Stantonowi plik papierów, z którym faktycznie wynikało, iż regionalny arcybiskup wyznaczył młodego mnicha na oficjalnego spowiednika Inżyniera Stantona Waltona.
- Czystość duchowa. Tak, tak.. zdrowe ciało, czysty umysł i dusza. Z chęcią będę się u brata spowiadał.- spowiednik wcale mu nie przeszkadzał, nie miał nic wielkiego do ukrycia
- Co do bulli i zarządzenia. Mówi brat codzienne towarzystwo zarówno w domu jak i pracy? Trochę to krępujące, - Stanton mówił szczerze. I wątpił by gildia inżynierów pozwoliła na takie zarządzenie. Byłby to bowiem koszmar. Inwigilacja na każdym kroku. Możliwość wglądu i szantażu… To w zasadzie byłoby przejęcie kontroli nad gildią przez Kościół. Co nie odpowiadałoby również szlachcie. Zachwiałoby to bowiem równowagą sił. Coś tu śmierdziało.

- Wymaga również potwierdzenia, zarówno zarządzenia jak i jego interpretacji. Obecnie wyjeżdżam, odwiedzę gildię inżynierów i Sędziów/Szarych Twarzy. Po powrocie z chęcią wrócę z bratem do tematu. Sam brat rozumie czasu mamy takie, że należy potwierdzić każdą informację włącznie z brata tożsamością. Licho nie śpi ale gdzie moje maniery!? Brat może coś zje czegoś się napije, długa droga za bratem.

Młody mnich uniósł uspokajająco dłoń.
- Mistrzu, chyba mnie do końca nie zrozumieliście. Mam być - jak to się mówi - dla was dostępny. Jednak nie macie obowiązku poddawać się na co dzień mojej obserwacji. Raz w miesiącu winnym jednak przesyłać sprawozdania mym kościelnym przełożonym, więc muszę mniej więcej wiedzieć, gdzie się w związku ze swoim fachem udajecie. Jeśli z tych informacji, bądź informacji zasłyszanych z innych źródeł wynikać będzie, że wasza dusza mogła być zagrożona, zobowiązany będę odbyć z wami dłuższą rozmowę i wesprzeć was duchowo.

Tymczasem na zewnątrz wichura nad miastem rozkręcała się na poważnie. Przez okno widać było jak korona pobliskiego iglastego drzewa ugina się pod naporem potężnych podmuchów wiatru, chmury stawały się ołowiane i ciężkie.

- Rozumiem. W takim razie, nie widzę problemu. Jadę z moim przyjacielem Alim do stolicy. Mam tam spotkanie z narzeczoną. Widzi brat ja przepraszam, ale trochę się śpieszę. Pogoda robi się coraz gorsza a Ali zapewnia nam przelot pojazdem jego ojca. Inaczej podróż trwałaby zbyt długo. Opowiem bratu wszystko po powrocie. Nawet się wyspowiadam, choć mam się za dobrego człowieka. Dziewczyna jest w ciąży, chcemy obgadać sprawę ślubu. To zawiły temat, czy możemy przełożyć tę ważna rozmowę na później? Tamta sprawa naprawdę jest pilna i jak brat sam słyszy trochę mnie to stresuje.

Mnich przytaknął, widać było, że nie spodziewał się, iż inżynier tak łatwo i bez oporów podzieli się z nim prywatnymi informacjami. Dopiero jednak po chwili dotarło do niego, iż Stanton chciał w podróż ruszać natychmiast, gdy jeszcze na zewnątrz szalała burza.
- Podróżować w taką pogodę?! - spojrzał przez okno, w stronę kłębiących się nad okolicą chmur. - To nie jest sprawa duchowa, ale naprawdę nie wiem, czy to dobry...

Widząc jednak determinację na twarzy inżyniera opuścił ręce z rezygnacją.
No dobrze… Oby dane nam było się jeszcze spotkać, o moje zakwaterowanie się nie martwcie, miejscowi bracia zaoferowali mi gościnę.
Tymczasem komunikator inżyniera zawibrował niecierpliwie. Niewątpliwie był to Ali.
Gdy wyszedł i był już poza zasięgiem słuchu powiedział.
- Idę już idę, znaczy jadę... jakiś duchowny mnie zatrzymał. Tomi wskakuje zemną do łazika i zaraz będziemy u ciebie.

- Lepiej się pospiesz, ci z lotniska mówią, że za parę minut w ogóle nie będzie się dało już wystartować, ponoć idzie tu znad morza jeszcze gorszy front!

Samochód ruszył pędem przez smagane śnieżną zawieją miasto. Na szczęście większość ludzi pochowała się w domach, nie musiał więc obawiać się, ze staranuje kogoś spacerującego po wąskich, zdobionych uliczkach. Służący Tomi, blady jak ściana, trzymał się kurczowo uchwytu nad sobą, znał już swojego pana wystarczająco dobrze, by wiedzieć, iż nie będzie w stanie mu wyperswadować całego tego szaleństwa.

Gdy wjechali na pas niewielkiego lądowiska w rogu czekał już bogato zdobiony futurystyczny pojazd w kształcie z grubsza przypominającym inkrustowane złotem jajo. Jedna jego strona była otwarta, ukazując pojedyncze wolne miejsce, na drugim siedział już jego szlachecki przyjaciel. Na sobie, poza bogato zdobioną, okrytą futrem szatą miał też staromodnie wyglądającą skórzaną czapkę pilotkę i gogle. Wskazywał ręką nerwowo to w kierunku inżyniera, to w kierunku kłębiących się nad nimi chmur, przez wicher nie dało się dosłyszeć, czy wypowiadał jeszcze zachęty, czy też już rzucał bluzgami. Tomi spojrzał na inżyniera wymownie, w jasny sposób dając do zrozumienia, iż nie pochwala aż takiego ryzyka, ale zgodzi się z każdą decyzją swojego pana.

- Muszę do niej dotrzeć. Odprowadzisz samochód na miejsce powoli jak wsiądę. To szybki statek, powinniśmy szybko wyrwać się z burzy.- powiedział Stanton do Tomiego poczym zaparkował i ruszył biegiem do Aliego i pojazdu.

- Co? Już? Tak szybko? - rzucił sarkastycznie szlachcic. - Nie, spokojnie, nie trzeba było się tak spieszyć! U tego duchownego wszystko w porządku? Wypiliście sobie herbatkę?! - warknął z przekąsem, gorączkowo odpalając po kolei kolejne systemy ciasnego, zaawansowanego pojazdu. Stanton nie mógł nie docenić wielkiej wiedzy jego twórców, z pewnością tylko parę najbardziej zaawansowanych stoczni, bądź w tym przypadku luksusowych pracowni inżynierskich, było w stanie go obecnie wyprodukować. Oznaczało to jednak też niestety, iż filigranowa, super-zaawansowana technologia byłaby ciężka do naprawy, gdyby zepsuło się tam coś w mniej cywilizowanych warunkach. Generator maszyny zaskoczył z przyjemnym wizgiem, na szybie przed pilotem momentalnie wyświetlony został połyskujący złotem, bogato zdobiony holograficzny HUD. Inżynier na plecach poczuł załączające się powoli ogrzewanie, zapewne czujniki monitorowały ciepłotę jego ciała i postanowiły ją w tych zimowych warunkach doprowadzić do stanu optymalnego. Nie dało się jednak nie zauważyć wielkiej nerwowości jego szlacheckiego kompana, który mimo jakichś tam umiejętności, przesadnie wybitnym pilotem nie był i - zapewne nie do końca bez racji - obawiał się, czy sobie poradzą w obliczu tak marnej pogody.
- Gotowy?! - rzucił lekko trzęsącym się głosem, po czym nie czekając na odpowiedź odpalił napęd pojazdu. Jajo poderwało się do góry, czego akurat specjalnie nie poczuli, stabilizatory przy tego typu przeciążeniach działały bardzo dobrze, gorzej, gdy wzniosło się nad poziomy domów, gdy wichry szalały już nie na żarty. Cisnęło nimi jak liściem, opadli niżej, Ali z trudem wyrównał kurs, rozpylony z ogromną prędkością śnieg uderzył masą w szyby pojazdu, utrudniając ujrzenie jakichkolwiek przeszkód. Pojazd wykrył zmniejszoną widoczność, rzucając na szybę projekcję z zewnętrznej, specjalnie ekranowanej kamery. Mignęli nad jakimś domem, skupiskiem drzew, i w końcu, gdy udało się Aliemu opanować stabilizację ciągu, ruszyli ostro w górę. Problem w tym, że by być w pełni bezpiecznymi musieli przebić się przez kłębiące się nad okolicą chmury.

Ali pilotaż d20(+5 systemy statku +2 prosty manewr)= 15 sukces

Tylko dzięki świetnemu oprogramowaniu pojazdu, które raz za razem podsuwało spanikowanemu szlachcicowi odpowiednie do sytuacji korekty parametrów, udało im się wbić w grubą warstwę czarnych chmur, by po paru chwilach pełnych ostrych turbulencji i niepokojącego mroku, wylecieć nad nimi. Zrobiło się nienaturalnie spokojnie i cicho Szalejący żywioł pozostał pod nimi, pozwalając im nacieszyć się pięknem czystego nieba.
- Drogi Stantonie… - wysapał spocony szlachcic, ściągając drżące dłonie z drążków. - Naprawdę, lepiej dla ciebie, by okazało się to najlepszym małżeństwem na świecie, bo jeśli to wszystko miało by być na darmo… - westchnął.

- Zgodziła się, nie wiem co powie jej rodzina. Jednak Jessica postawi na swoim. Trzeba to po prostu z nimi omówić. Mogą nie być zachwyceni ale okoliczności nie zostawiają im wielkiego wyboru. - nie dodał, że zasadniczo Jess nie ułatwiła sprawy nie mówiąc kim jest od początku.- Kocham ja szczerze a ona mnie. Musi się udać i wyjść wspaniale- dodał pewnym siebie tonem. Choć wcale pewny tego nie był.

Szlachcic pokiwał głową prezentując ciężki do rozgryzienia grymas, ni to podziw, ni współczucie.
- Zaprawdę, mój drogi Stantonie, czasem myślę, że Świetlisty Ojciec specjalnie umieścił cię na ścieżkach mego życia, by jasno pokazać mi… czego się wystrzegać! - parsknął. - Słuchaj, a tak na poważnie, pamiętasz Lady Shannarę? Tę o wspaniale smukłej kibici i piersiach stromych niczym masyw Minori? Wyobraź sobie, że nie dalej jak dwa dni temu… - zaczął z werwą i fantazją opowiadać o swoich ostatnich miłosnych podbojach.

Stanton percepcja d20(-2 częściowo zasłonięte chmurami)= 16 porażka

Cóż, mieli parę godzin do zagospodarowania. Pod nimi kłębiły się już trochę bardziej postrzępione chmury, gdzieniegdzie widać było przez nie ciemnogranatowe, wzburzone wiatrem, wody morza Agweńskiego. Trochę dalej dało się dostrzec zarysy nieregularnej linii brzegowej. Poza małym, prawie niewidocznymi z tej wysokości biednymi osadami, co jakiś czas dało dostrzec się też ruiny potężnych starych instalacji przemysłowych. Wieki temu działał tam ciężki przemysł, obecnie zardzewiałe puste szkielety były jedynie monumentami dawnych, minionych czasów. Gdy wytężyło się wzrok, można było nawet gdzieniegdzie zauważyć zniszczone pylony po ciężkiej kolei, którą niegdyś woziła między fabrykami towary.

Stanton wysłuchiwał historii przyjaciela. Komentował, docinał i żartował z nim w najlepsze. Tak im mijał czas, gdy przelatywali nad instalacjami… Inżynier wpatrywał się w nie z rozmarzeniem. Tyle miejsc które można by sprawdzić. W wielu zapewne czaiły się prócz niebezpieczeństw prawdziwe skarby. Obiecywał sobie, że kiedyś do nich wróci. Bardziej od przyszłych możliwości wyczekiwał jedynie spotkania z Jessicą.

Lecieli parę godzin, wszystko wskazywało na to, że pojazd w czasie wichury nie odniósł żadnych uszkodzeń, wszystkie systemy działały optymalnie, a pogoda na tej wysokości nie powinna sprawić im żadnych problemów. W końcu odbili nad stały ląd. Zachmurzenie zmniejszyło się, pod nimi rozciągały się nieskończone jałowe niziny, poprzecinane tylko tu i ówdzie skupiskami ostrych skał. Gdzieś bardzo daleko przed nimi dało się dostrzec potężne słupy dymu bijącego w niebo. To zapewne była stolica planety, jedyne większe skupisko cywilizacji na tym kontynencie. Teby.

Słyszałem, że w tym miesiącu w Purpurowej Masce w Mieście Wewnętrznym grają Żywot Kawalera Luciusa, ponoć to wielce wyuzdany majstersztyk, którego bogate walory estetyczne ustępują jedynie głębokiemu religi… o jasna cho!!!

Coś pod nimi błysnęło. Szlachcic odruchowo ściągnął drążek, ale okazało się, że to nie oni byli atakowani. W skalnym wąwozie rozciągającym się pod nimi, doszło chyba do jakiejś eksplozji. Z tej wysokości ciężko było dostrzec szczegóły, ale wydawało się, że wąwozem podróżowała jakaś grupa ludzi, widać było mniejsze kropki… i większe, które mogły być obleczonymi ładunkiem zwierzętami i niewielkimi pojazdami. Rozpierzchały się na boki. Widać było jakieś mniejsze błyski, może strzelanina? Ali spojrzał w jego stronę z bezradną miną. Nawet jakby chcieli to cóż mieli zrobić? Pojazd nie był ani uzbrojony ani opancerzony.

Tu małe wtrącenie techniczne. Na wiedzę Stantona mamy jakieś głóśniki z których możemy przemówić w dół? I na wiedzę Stantona czy przed bronią typu karabin jesteśmy bezpieczni w takim pojeździe gruba blacha itd… Czy nie? To się wiąrzę z pewnymi deklaracjami które mógłbym wykonać przy sprzyjających okolicznościach.

Stanton popatrzył na towarzysza.
- Przede wszystkim nasze bezpieczeństwo. Więc trzymamy się na dystans. Daj mi chwilę, spróbuję znaleźć częstotliwość okolicznych patroli. Wezwiemy pomoc. - lubił pomagać ludzią. Jak temu chłopu kilka dni temu. Nie był jednak samobójcą.

Urządzenie przez moment skanowało wszystkie dostępne częstotliwości usuwając kanały, na których przekazy były niezrozumiałe i zbyt odległe, bądź mocno zakłócone polami radiacji, które nadal porozrzucane były miejscami po pustkowiach. Znalazło się też parę nowocześniejszych nadajników - zapewne ze stolicy, które były kodowane. W końcu udało się wykryć jakiś sygnał gdzieś w połowie drogi między nimi a miastem. W tle słychać było głośną pracę silnika, sądząc po natężeniu głosu należącego do jakiegoś dużego przemysłowego pojazdu, bądź ich grupy i głosy paru sprzeczających się i chyba zajętych jakąś pracą facetów.
- Nathan do jasnej cholery! Wyłącz to radio i nie zawracaj mi rzyci! Nie będę się znów wracał do miasta! Już wracaliśmy się po twoją spluwę! Poradzimy sobie i bez tego pieprzonego wiertła, mamy dwa zapasowe! Dwa dni drogi! Mówię ci to złoże ropy to pewniak, widziałeś tę starą mapę!!! Tym razem nam się uda! No! To dupa w troki i nie zostawajcie w tyle! Gazu chłopie, gazu!

Drugi sygnał wydawał się dochodzić zaraz spod nich, jednak nie było słychać żadnego głosu, jakby ktoś tylko nerwowo wciskał guzik nadawania i nic nie mówił. A może mikrofon w radiu był już uszkodzony i zostało im tylko przerywanie nadawania guzikiem? Tak musiało być. Sygnał nie zdawał się jednak układać w żaden kod, ale wciśnięcia zdawały się bardzo nerwowe.

Z tego, co inżynier się orientował wojsko w stolicy prowadziło nasłuch radiowy okolicy, więc - o ile nikt nie przysnął na stanowisku - również musiało te dwa sygnały odbierać. Problem tylko w tym, że nie widziało tego, co oni, więc mogło zignorować te desperackie sygnały z dołu. Stanton nie mógł co prawda podsłuchać kodowanych częstotliwości żołdaków w stolicy, ale mógł zagadać ich na ich otwartej częstotliwości. Nic nie wskazywało jednak na to, by obecnie jakieś patrole były poza miastem, a przynajmniej nie po ich stronie. Dużo bliżej, sądząc po sygnałach radiowych, zdawali się być domniemani górnicy.

Szlachcic wszystkie te zabiegi obserwował z lekko nerwową miną.
Stantonie! Bohaterze, istoto o złotym sercu! To jakieś miejscowe porachunki! Zawiadommy władze i lećmy dalej! Wszak jesteśmy już w srogim niedoczasie! I tak nie wiemy, czy zdążysz na jakąś gwiezdną krypę!

Spojrzał w dół i zamarł, wyraźnie nie uśmiechało mu się kierowanie delikatnego super-drogiego pojazdu w okolice tego gwałtownego zamieszania.
-Trzeba było spróbować. Nie zamierzam jednak głupio ryzykować- miał dziecko w drodze na ten świat. Nadał ich pozycję przez radio na otwartym kanale i zaraportował sytuację. Tyle mógł zrobić… Spróbował zaznaczyć częstotliwość radia górników w komputerze pokładowym. Nanieść go tak by obserwować ich pozycję, miał nadzieję że to cudo techniki sobie poradzi z takim zadaniem. Co prawda nie wierzył w magiczne mapy ale nie zaszkodzi wiedzieć gdzie się udają. Za członków karawany pomodlił się w duchu. Dając jednocześnie Aliemu znak do odlotu. Nie mili ze sobą ochroniarza Al- Malikow, ani nawet broni. Nie mogli zrobić nic dla biedaków w dole. Poza wezwaniem pomocy.

Ali poklepał go pocieszająco po ramieniu, widział wszak, że przyjaciel chciałby móc zrobić więcej. Wątpili, by posiłki z miasta dotarły na czas, o ile w ogóle któremuś z oddziałów chciało by się mieszać w batalie gdzieś na pustkowiach, z dala od murów miasta, które kazano im chronić. Komputer pokładowy tymczasem zapamiętał parametry nadajnika górników, gdyby jeszcze raz użyli radia mógłby zapewne wskazać ich nową pozycję na mapie.

Śmignęli nad ostatnim pasmem pustkowi dzielących ich od murów i zwolnili szukając dla siebie wolnego lądowiska wśród licznych, otwartych od góry zatoczek rozległego portu gwiezdnego znajdującego się w Mieście Wewnętrznym. Zaprojektowany został w dawnych czasach, gdy technologia była znacznie powszechniejsza, a podróżnicy liczniejsi, obecnie miejsca było aż nadto. Przy okazji szybko rozejrzeli się też po innych lądowiskach w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zabrać Stantona poza planetę. Wyglądało na to, że obecnie w mieście był tylko jeden transportowiec i właśnie jak w ukropie krzątali się wokół niego załoganci odłączając ostatnie przewody z chłodziwem i ładując ostatnie skrzynie na trap! Na starej potężnej maszynie dało się dostrzec symbol Pośredników.
- Ali to może być mój transport! - powiedział Stanton zrywajac się do biegu. Zabrał swoje rzeczy i czym prędzej ruszył w kierunku statku. Dla pośredników robił różne zlecenia, więc znał nie jednego osobiście. Liczył, że dogada się jakoś na podwózkę. Przedstawiciele ligi byli poniekąd po jednej stronie barykady.
- Panowie zaczekajcie! Księżyc Chons mijacie?
 
Icarius jest offline