Gebhart znalazł Elmera jak ten oddawał mocz z nadbrzeża prosto do rzeki, musiał więc chwilę poczekać, aż resztki cienkiego piwa znikną w mętnym nurcie. - Czego? - Elmer zapytał wpatrującego się weń chłopaka, gdy skończył korzystać z publicznego pisuaru. - Panie Lutefiks mama prosi do karczmy. - Po kiego grzyba, przecież spłaciłem wszystkie długi? - Elmer długo pracował nad wyzbyciem się wiejskiego akcentu, a raczej pracowała rózga jego mistrza magii Grimmdalfa, który uważał że w tym zawodzie właściwe wysławianie się jest niezbędne. - Nie wiem panie, ponoć jakiś interes jest do zrobienia - odpowiedział z lekkim przestrachem Gebhart, wszak z czarodziejami nigdy nic nie wiadomo, nawet jeśli nie są to jeszcze pełnoprawni czarodzieje i na dodatek nieudacznicy. - Dobra, powiedz matce że zaraz przyjdę.
Elmer podrapał się po tyłku, splunął pod nogi i ruszył chwilę po chłopcu.
Brudne ubranie, cuchnący oddech, nos jak kartofel i krępa lekko zgarbiona postura, bardziej przypominała wioskowego głupka niż czeladnika najbardziej tajemniczego i niepokojącego rzemiosła w Imperium. |