Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2016, 13:00   #7
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację




Ferrick, Remo

Godzina 10:11 am czasu lokalnego
Sobota, 20 grudzień 2048
Pace University, New York


Ann dotarła pod Pace University jako pierwsza, z wielką ulgą schodząc ze zbyt dużego na nią motoru. Nie zaliczyła żadnego upadku, co było najwyższym sukcesem i fakt, że jechała głównie z prędkością truchtającego człowieka, nie zmieniał tego przekonania wcale. Przed klockowatym, mocno zacofanym architektonicznie budynkiem uczelni było pusto i jak szybko się okazało - odbiła się od klamki. Dzisiejszego dnia ze względu na ogólny chaos, uczelnia została zamknięta, o czym informowała karteczka na drzwiach i podstarzały ochroniarz, który pojawił się po kilku próbach dostania się do środka. I ani myślał wpuszczać, co zmusiło Ferrick do czekania na zewnątrz. Na całe szczęście niezbyt długo, wkrótce pojawiły się cztery małe chińskie skutery wiozące czterech o wiele za dużych na nie mężczyzn. I jedną dziewczynę w skórzanym stroju, przyklejoną do pleców Azjaty.

- Lisa Harris - przedstawiła się sama, wyciągając dłoń do Ann i uśmiechając się radośnie. Dopiero poznała członków The Blank Page, ale wcale nie przeszkadzało jej to w pozostaniu w pełni swobodną.
- Patrzcie na nas, stare pryki - objęła Ferrick. - My was odmłodzimy - roześmiała się. Jonathan również, Oro kręcił głową, a Walter wyglądał na człowieka ignorującego wyskoki czerwonowłosej dziewczyny. Remo w tym uczestniczyć nie musiał, załatwiając z opornym strażnikiem wejście na uczelnie. Tamten gapił się na nakaz z niedowierzaniem, porównując go z dziwaczną grupą osób, która stała przed wejściem, ale ostatecznie z neo pieczątkami nie dyskutował. Nawet zaprowadził ich pod serwerownię, coś sobie mrucząc pod nosem. I tam z pewną satysfakcją pozostawił z androidem, który to najwyraźniej miał tu być stacjonującym informatykiem. Deezer skrzywił się na ten widok, pozostali go zignorowali. Robot nie miał pakietów socjalnych i rejestrując, że zostali wpuszczeni przez osobę upoważnioną, siedział przed ekranami monitoringu bez ruchu.

Kiedy pozostali podpinali sprzęt, Ann zdała sobie sprawę, że roboty tu dla niej nie będzie. W pomieszczeniu przed serwerownią nie było nawet odpowiedniej ilości krzeseł, co zupełnie nie przeszkadzało hakerom siadającym na ziemi z dość już oczywistym wyjątkiem Waltera. Wkrótce na ścianie pojawił się wspólny ekran połączonych decków, a kabel połączył ich z główną infrastrukturą sieciową. Uczelnia jak na bycie nietechniczną, miała sporą moc obliczeniową sprzężonych komputerów kwantowych i klasycznych, choć urządzenia jako takie zaliczały się już do przestarzałych.
- Praca dyplomowa "Dzieci Rajneesha" - odezwał się natychmiast Parkins, wyrzucając plik na główny ekran. Ann mogła nim zarządzać, dzięki czemu do czegoś się przydawać. Szybko sprawdziła, że praca jest dokładną kopią tego, co otrzymali od Westa.
- Mam log z przetwarzanych danych osiem lat temu - następna odezwała się Harris, tworząc na ekranie całą strukturę katalogów. - Skubany, wziął do obliczeń całe miasto i przyległości. Zakładał, że sekta nie rozrośnie się bardziej.
Remo interesowało bardziej to, co zdarzyło się dwa lata temu. Dogrzebał się do logów systemowych, gdzie najpierw znalazł awaryjne wyłączanie, a potem włączanie. Wszystkiego na raz, co było amatorskim błędem - może wtedy nie mieli tego androida do zarządzania, a może posadzili studenta z podstawową tylko wiedzą. Procesory i pamięć natychmiast się przeciążyły.
- Widzisz to, Remo? - zapytał Oro, który grzebał najwyraźniej w tym samym.
- Dwa lata temu uruchomiono więcej symulacji. - wskazał Walter, wyrzucając na główny ekran kilka wykresów z wielkimi "szpilkami" określającymi nagłą zajętość systemów.
- Nie zamknęli dostępów sieciowych, cokolwiek uruchomili… - głos Lisy nosił w sobie znamiona podekscytowania i nerwów.
- ...to wyszło na zewnątrz - dokończył Azjata. - Musimy to zbada…

Nie do kończył. Zawyły alarmy, chwilę później z pomieszczenia zaczęło wysysać powietrze. Mechanizm służący do gaszenia pożarów. Drzwi wyjściowe zablokowały się, świecąc na czerwono na panelu, a spryskiwacze zaczęły lać chemiczny syf, prosto na siedzących w pomieszczeniu operatorskim. Twarz Waltera ciągle nie zdradzała nerwów.
- Który to mówił o zwykłej uczelni? - mruknął przez zęby.
- To gówno się broni! - Lisa wcale nie była tak opanowana.
- Nie pozwólcie mu skasować danych. Niezłego robala tu wyhodowali! - krzyknął Oro.
Cała piątka pracowała, choć każde z nich czuło już coraz mniejszą zawartość tlenu. To Ann zaś zauważyła pierwsza, jak z krzesła unosi się android, spoglądając na Waltera.
- Zagrożenie. Unieszkodliwić.


Wierzbovsky

Godzina 10:28 am czasu lokalnego
Sobota, 20 grudzień 2048
Inner City, New York


Rozmowa nie kleiła się. Rookie próbował zagadnąć jeszcze kilka razy, lecz na szczęście tłumy w metrze pozwalały z łatwością uniknąć konieczności odpowiadania na mało istotne kwestie. Ścisk powodował, że ludzie pchali łapy tam gdzie nie powinni. Smród niemytych ciał wbijał się w nozdrza, a powolne pociągi sunęły ślamazarnie po torach. Nie mieli połączenia ze stacjami i robili ile mogli, aby w razie czego móc zareagować na czas. Nie umilało to podróży w żaden sposób. Dobrze, że była sobota. W dzień powszedni potrzeba byłoby dopychaczy, jacy pracowali od wielu już latach choćby w Japonii. Pasażerowie się nie mieszczą? Żaden problem, wpychamy.

W takich warunkach turlali się niemal dwadzieścia kilometrów, do stacji najbliższej wjazdowi do Inner City. Rzadko jakieś śledztwo prowadziło do miejsc takich jak to. Domy jednorodzinne, z własnym zapleczem wewnątrz ogradzającego wszystko muru. Piękna zieleń - niewątpliwie sztuczna o tej porze roku - nie maskowała wszechobecnych zabezpieczeń. Brama chroniona przez uzbrojonych strażników też mówiła sama za siebie. Pobliski Bronx, zwłaszcza teraz, wzmógł czujność firmy ochroniarskiej i nawet na detektywów patrzyli spode łbów. Szczególnie na ich broń. Obecna dyrektywa burmistrza zakazywała noszenia jakiejkolwiek jeśli nie miało się specjalnej licencji - oczywiście wykluczając służby mundurowe. I najwyraźniej ochroniarzy w miejscach takich jak to, bo obnosili się krótkimi karabinkami automatycznymi całkiem oficjalnie.

Przyjechali bez własnego samochodu, co nagle stawało się pewnym problemem. Normalnie posiadano tu automatyczne samochody rozwożące właścicieli lub gości w odpowiednie miejsce, ale bez sieci okazywały się nie działać. To oznaczało podróż z buta i zwiedzanie stanowczo zbyt rozległego Inner City. Kiedy dotarli pod właściwy adres, zbliżało się w pół do jedenastej i nie tylko Leah już miała dość tak rozpoczętej soboty. Rookie zdążył się zasapać i sądząc z jego doświadczenia, całą robotę i tak będzie musiała zrobić sama.

Dom Tomkinsów nie wyróżniał się na tle pozostałych w okolicy. Nowoczesny, jednopiętrowy, otoczony ogrodem - obecnie przykrytym lekką warstwą śniegu oraz ogrodzeniem przez które nie widać było wiele. Drzwi otworzył Alex, android należący do rodziny i najwyraźniej ciągle zajmujący się domem. Wierzbovsky nie znała się na modelach, ten wyglądał dla niej jak przecięty humanoidalny robot z twarzą typu "unisex".
- Dzień dobry, czym mogę państwu służyć? - odezwał się wypranym z emocji głosem. Po przedstawieniu sprawy wpuścił do środka.
- Detektyw Hawkins, numer legitymacji NY-012730, przeprowadził już całą procedurę i zadał pytania. Mogę państwu udostępnić zapis z logu przeprowadzonej rozmowy - powiedział, wskazując na sofę w salonie. Budynek również w środku był czysty i sprzątnięty, należąc do typu tych sterylnych. Jak większość z robotyczną służbą sprzątającą.


Psyche, Mik

Godzina 2:30 pm czasu lokalnego
Sobota, 20 grudzień 2048
Klinika Corp-Tech, New Jersey


Dwie znajome twarze przywitały budzącego się z narkozy, obolałego Mika. Pierwsza trącała te przyjemne struny w głowie, bowiem należała do odświeżonej i czującej się zupełnie jak nowa osoba Psyche. Druga niestety już widziana była mniej chętnie. Alan Dirkauer wyglądał jak zwykle. Dyrektor zarządzający najwyraźniej jednak w końcu odebrał wiadomość i choć sieć ciągle mocno niedomagała, znalazł swojego pracownika. W zasadzie to dwójkę, bo i Psyche trafiła tu na pełny reboot i odświeżenie systemów oraz ciała. Nie czuła już bólu ani innych niedogodności innych od braku bezpośredniego połączenia ze światem.

Mik wręcz przeciwnie. Jeśli wcześniej myślał, że jest słabo, to teraz było tragicznie. Wydawało mu się, że nie przeprowadzono na nim operacji, a jedynie obito metalowymi rurkami - zwłaszcza po twarzy. Edytor bólu, nawet jeśli został zamontowany, to chyba jeszcze go nie włączyli. Za to miał włosy. I nie tylko. Psyche z nieodgadnionym wyrazem twarzy pokazała mu jego odbicie. Czarne włosy, brak ćwieków i rzucającego się w oczy cyberoka, lekko wymodelowana twarz - mająca na celu raczej zmylić komputer, a nie ludzkie oko. Podano mu wodę i z zaskoczeniem stwierdził, że poruszać jest mu się dość łatwo. To pewnie ta chemia, o której wspominał Johann.
- Wygląda pan niemal jak człowiek, panie Maroldo - odezwał się Alan na powitanie, krzywiąc się w wymuszonym uśmiechu. - Dostałem pana raport, dziękuję. Przez ten czas sprawdzono ten adres, niestety nie mamy tam wpływów. Działka należy do Kalisto i nasze oficjalne działanie tam oraz oskarżenia bez twardych dowodów mogłyby odbić się zbyt dużym echem. Należy więc zebrać dowody zanim wkroczymy. Nie widzieliśmy się przez chwilę, chciałbym więc przy okazji usłyszeć ile udało się osiągnąć i jakie są państwa najbliższe plany względem naszej sprawy. I przypuszczenia, co mogło spowodować tak personalny atak na pana Maroldo.

Zerknął także na Psyche. Kobieta dotarła do kliniki późno w nocy i przez kilka godzin pozostawała w stanie zawieszenia, lecz na nogach była już od jakiegoś czasu. Dowiedziawszy się, że jest tu Mik, czekała i przy okazji udało się odkryć, że nikt nie próbował nic wyciągać z jej głowy. Niestety, podczas takich operacji tworzony jest backup, a to oznaczało, że te dane i obrazy widziane jej oczami, znajdowały się ciągle gdzieś tu w klinice, na serwerach Corp-Techu. I Boor na pewno został już powiadomiony o jej wizycie w tym miejscu. On zawsze wiedział. W końcu była jego… zabawką.


 
Sekal jest offline